Atmosfera gospodarcza w Polsce przestaje być przyjazna firmom
Kronopol, będący najdynamiczniej rozwijającą się firmą w województwie lubuskim oraz ósmą na tle całego kraju, narzeka na znaczne pogorszenie się ogólnych warunków gospodarczych w Polsce. Wysokie ceny surowców oraz brak działań rządu w kierunku wspierania przedsiębiorczości powodują, że międzynarodowe przedsiębiorstwa coraz częściej rozważają możliwość wycofania się z naszego rynku.
„Puls Biznesu”: Firma Kronopol pochodzi ze Szwajcarii. Jak zrodził się pomysł ekspansji na rynek polski?
Johann Bitzi: Nasza firma istnieje w Szwajcarii od ponad 30 lat. Na inwestycje w Polsce zdecydowaliśmy się 8 lat temu. Była tu wówczas bardzo dobra atmosfera inwestycyjna. Jesteśmy też obecni na innych rynkach wschodnich — w Rosji, Bułgarii i na Ukrainie, oraz w UE, w Niemczech i Francji.
„PB”: Od samego początku Państwa obecności w naszym kraju towarzyszył bardzo dynamiczny rozwój firmy. Czy tendencje te zostały zachowane?
J.B.: W tej chwili firma nie rozwija się już tak dynamicznie. Największy wpływ ma na to monopolistyczny charakter całej branży drzewnej w Polsce. Taka struktura rynku powoduje niekontrolowany wzrost cen drewna, które jest naszym głównym surowcem. Polskie drewno jest teraz droższe nie tylko od rosyjskiego czy bułgarskiego, ale także niemieckiego. Jeżeli te niedobre tendencje nie zostaną w żaden sposób zahamowane, polska produkcja, której 50 proc. przeznaczamy na eksport, przestanie być konkurencyjna za granicą. Kontrahentów nie interesują nasze wewnętrzne problemy, tylko cena końcowego produktu. Jeżeli polska produkcja przestanie być opłacalna, będziemy musieli zlikwidować fabrykę płyt wiórowych w Żarach.
„PB”: Czy taka niekorzystna sytuacja panuje tylko w branży drzewnej?
J.B.: Sytuacja w całej polskiej gospodarce uległa w ciągu ostatnich kilku lat znacznemu pogorszeniu. Politycy dużo mówią o działaniach mających przyciągnąć kapitał, niestety, żadne plany i obietnice nie są realizowane. Inwestując w byłym NRD otrzymujemy zwrot do 30 proc. poniesionych kosztów. W Polsce nie możemy liczyć na takie udogodnienia. Wykupując upadające zakłady uratowaliśmy i stworzyliśmy wiele nowych miejsc pracy. Od polskiego rządu nie dostaliśmy żadnego dofinansowania. Rozumiem, że Polska nie jest bogatym krajem i nie stać jej na ponoszenie dużych kosztów związanych z przyciąganiem inwestorów, uważam jednak, że istnieje wiele łatwo dostępnych, skutecznych narzędzi, których polski rząd nie wykorzystuje. Jako przykład mogę podać wciąż nie realizowane obietnice obniżenia podatków.
„PB”: Czy uważa Pan w takim razie, że polska gospodarka zmierza w złym kierunku?
J.B.: W moim odczuciu polski rząd prowadzi przemysł prosto w przepaść. Czasami mam wrażenie, że na najwyższym szczeblu nikt nie interesuje się losami gospodarki. Wspólnie z władzami nie można rozwiązać żadnych problemów. Jeżeli nawet uda się z nimi wyjść ponad szczebel lokalny, w Warszawie spotykają się z całkowitą obojętnością. W Szwajcarii współpraca przedsiębiorców z władzami wygląda zupełnie inaczej.
„PB”: Czy widzi Pan jakieś rozwiązanie tej niekorzystnej sytuacji w polskiej gospodarce?
J.B.: Uważam, że ratunkiem dla Polski jest utrzymanie niskich, konkurencyjnych cen surowców. Zagraniczni inwestorzy wchodząc na ten rynek spodziewali się wzrostu kosztów siły roboczej. Nie przypuszczaliśmy jednak, że nastąpi tu tak gwałtowny wzrost cen surowców, w naszym konkretnym przypadku drewna. Polski rząd powinien przedsięwziąć środki mające na celu stworzenie warunków, w których przedsiębiorcy, zarówno zagraniczni, jak i polscy, będą w stanie generować zyski. Jeżeli obecna sytuacja się nie zmieni, Polsce grozi kryzys gospodarczy. My nie jesteśmy bowiem jedyną firmą zagraniczną rozważającą możliwość wycofania się z tego kraju.
„PB”: Polscy politycy koncentrują się w tej chwili na wprowadzaniu zmian mających na celu przystosowanie naszego kraju do wejścia do UE. Czy Pana zdaniem, również te działania nie mają korzystnego wpływu na poprawę atmosfery gospodarczej w naszym kraju?
J.B.: Obserwując działania w zakresie przystosowywania się do warunków obowiązujących w Unii Europejskiej mam wrażenie, że Polacy często popadają w skrajności. Liczne polskie przepisy stają się bardziej restrykcyjne niż na Zachodzie. Po ośmiu latach naszej obecności w Polsce muszę z przykrością stwierdzić, że wiele czynności bardzo się skomplikowało, a liczne rozwiązania są zdecydowanie mniej korzystne. Sądzę, że te błędy są wynikiem braku doświadczenia.
„PB”: Szwajcaria nie jest członkiem Unii Europejskiej. Czy uważa pan, że Polska obrała dobrą drogę starając się o przyjęcie do tej organizacji?
J.B.: Myślę, że Polska musi wejść do UE. To jedyna możliwa droga. Dla Polski przyłączenie do UE może pociągać za sobą jedynie korzyści. Na to pytanie najłatwiej jest odpowiedzieć analizując sytuację Hiszpanii czy Portugalii. Te kraje w momencie wstępowania do Unii były naprawdę biedne. Dzięki pomocy pozostałych krajów Piętnastki przeistoczyły się w jednostki rozwinięte gospodarczo. Problemy z przyjęciem Polski do UE wynikają w moim odczuciu w dużej mierze z obawy właśnie tych najuboższych krajów. Poszerzenie będzie się bowiem wiązało z obcięciem przekazywanych im z Brukseli środków.
„PB”: W niedzielę odbędą się w Polsce wybory parlamentarne. Czy mógłby Pan, na koniec naszej rozmowy podsumować, wprowadzenia jakich zmian oczekiwałby pan od nowego rządu?
J.B.: Polskie władze powinny pamiętać, że kapitał idzie tam, gdzie jest mu najlepiej. Priorytetowym zadaniem nowego rządu powinno być stworzenie korzystnych i stabilnych warunków dla przedsiębiorczości. Politycy nie powinni zapominać, że przedsiębiorstwa stanowią fundament każdego demokratycznego państwa.