Bank Handlowy zbiera owoce prywatyzacji
NIEPEWNY LOS GIGANTA: Z tryumfalnie zapowiadanej fuzji Banku Handlowego i BRE Bankiem prawdopodobnie nic nie wyjdzie. rys. Robert Mirowski
To są bardzo gorące dni dla menedżerów Banku Handlowego i BRE Banku. Po kilku miesiącach bezowocnych negocjacji sprawa fuzji dwóch wielkich instytucji finansowych zbliża się do finału. Za kilka tygodni będzie jasne, w jaki sposób zagłosują akcjonariusze Banku Handlowego, którzy mają co najmniej dwie zupełnie ze sobą sprzeczne wizje przyszłości spółki.
NA RAZIE całej sprawie towarzyszy wiele buńczucznych deklaracji, ale przede wszystkim ze strony grupy „niezadowolonych”, w której prym wiedzie PZU (mający jednak poparcie Ministerstwa Skarbu Państwa). Cicho jest o pracownikach Banku Handlowego, którzy mają prawo być zdezorientowani. Z jednej strony dostają komunikaty Centralnego Biura Integracji, które informuje, że przygotowania do fuzji idą pełną parą. Z drugiej, zewsząd słyszą, że sytuacja jest bardzo niepewna, a ich stanowiska mocno zagrożone.
PO NASZYCH ostatnich publikacjach o kulisach fuzji dostaliśmy kilka listów od pracowników Handlowego. Są to — co można zrozumieć — wyłącznie anonimy (dlatego nie będziemy ich drukować w „PB”), ale utrzymane w jednym tonie. Ich autorzy, którzy najwyraźniej mają wieloletni staż pracy w BH, niezwykle krytycznie oceniają kadrę kierowniczą swojej instytucji. Mają dużo zastrzeżeń zarówno wobec sposobu przeprowadzania fuzji z BRE, jak i wcześniejszych działań swojego zarządu. Takich jak niepotrzebnie rozpętana — i wobec użytych narzędzi — z góry skazana na porażkę batalia o przejęcie Pekao SA.
W LISTACH powtarza się także wątek kontrowersyjnej prywatyzacji BH. Teza, że wprowadzenie do banku grupy tzw. inwestorów stabilnych zamiast inwestora strategicznego osłabi Bank Handlowy, była jednym z głównych argumentów stronników Pekao SA. Ale teraz ten wątek powraca ze zdwojoną siłą i każe się głębiej zastanowić nad istotą sprawy.
PEWNE ŚWIATŁO na wydarzenie sprzed ponad dwóch lat rzuca raport NIK, który „niewidzialna ręka” dostarczyła w ubiegłym tygodniu redakcjom kilku dzienników ekonomicznych. Lektura ponad 170-stronicowego dokumentu nie przynosi rewelacji. Jest to rzetelny zapis ponad półrocznej drobiazgowej kontroli procesu prywatyzacji BH. Kontrolerzy znaleźli pewne niedociągnięcia w pracy ówczesnej ekipy resortu skarbu, ale żaden z grzechów nie wydaje się na tyle istotny, by urzędnicy MSP (w ogromnej większości byli) mogli być ścigani za nadużycia.
DOKUMENT NIK przynosi natomiast zapis negocjacji toczonych przez stronę polską z kandydatami na inwestorów stabilnych. Wynika z niego niezbicie, że grupa reprezentowana przez J.P. Morgan zajęła w rozmowach bardzo twarde stanowisko, które balansowało na krawędzi szantażu. W pewnym momencie sprawa stanęła na ostrzu noża: bank i resort skarbu musiały się zgodzić na niemal wszystkie żądane warunki, ponieważ brak finalizacji rozmów groził niepowodzeniem całej oferty publicznej i klęską prywatyzacji BH.
JAKI JEST dziś efekt działalności inwestorów stabilnych w BH? Nie słychać o tym, by J.P. Morgan, lider grupy, wprowadził polski bank do swojej międzynarodowej sieci wpływów i kontaktów. Również rola szwedzkiego Swedbanku w uruchomieniu projektu bankowości detalicznej (Handlobank) była — wbrew oczekiwaniom — bardzo ograniczona (o wiele więcej zrobiła firma konsultingowa McKinsey). Widoczny efekt dało tylko wejście Zurich Insurance i stworzenie wspólnie z BH dwóch towarzystw ubezpieczeniowych. Jednak, jak słyszymy, Szwajcarzy chcą wykupić udziały BH i sami poprowadzić firmę majątkową i życiową.
Z PEŁNIEJSZĄ oceną prywatyzacji BH trzeba poczekać przynajmniej do finału rozmów o fuzji z BRE. Ale już teraz cała sprawa powinna dać do myślenia tym urzędnikom, którzy myślą o wprowadzeniu w przyszłym roku kilku inwestorów stabilnych do prywatyzowanego PKO BP.