Działalność zarządu komisarycznego Banku Społem spowodowała, że jego rada nadzorcza zdecydowała się wystąpić ze skargą do NSA. Zerwanie umowy z Gwarantem, akcjonariuszem najmniejszego banku komercyjnego w Polsce, doprowadziło spółkę do upadłości.
Rada nadzorcza Banku Społem zaskarżyła decyzję o wprowadzeniu zarządu komisarycznego, uznając ją za „bezzasadną i pozbawioną podstaw prawnych oraz ekonomicznych”. W Naczelnym Sądzie Administracyjnym leży już wniosek o rozpatrzenie skargi i oszacowanie szkód spowodowanych działaniem zarządu, który — jak twierdzi rada nadzorcza — godzi w interesy najmniejszego banku komercyjnego w Polsce.
— W marcu złożyliśmy do NSA skargę popartą opiniami prawnymi ekspertów, którzy jednoznacznie wskazują na naruszenie przepisów prawa bankowego przy podejmowaniu uchwały o ustanowieniu zarządu komisarycznego — mówi Adam Kawczyński, członek rady nadzorczej Banku Społem i prezes Gwarant Społem Kredyt, akcjonariusza banku.
Sprawa ma też drugie dno. Na początku kwietnia zarząd komisaryczny zerwał z Gwarantem Społem Kredyt, akcjonariuszem BS, umowę o współpracy z sześciomiesięcznym okresem wypowiedzenia. W efekcie za kilka dni Gwarant złoży wniosek do sądu o ogłoszenie upadłości.
— W chwili wprowadzenia zarządu komisarycznego współpraca między bankiem a Gwarantem de facto już się zakończyła. Bank złamał umowę agencyjną. Zarząd ograniczył uruchomienie kredytów, przestał także finansować akcję kredytową. Nie mieliśmy dopływu nowych środków, co w konsekwencji doprowadziło do strat — twierdzi prezes Gwaranta.
Sędzia komisarz Banku Społem twierdzi natomiast, że to Gwarant łamał warunki umowy.
— Rozwiązaliśmy umowę o współpracy, bo Gwarant łamał zapisy umowy. Nie przedstawiał informacji na temat windykacji ani nie przekazywał bankowi środków finansowych z działalności windykacyjnej. Nie uzupełniał także funduszu gwarancyjnego, do czego był zobligowany umową. Ponadto zlecał windykację innym firmom — mimo że umowa nie zawierała takich ustaleń — zapewnia Bożena Chełmińska-Miernik, komisarz Banku Społem.
Prezes Gwaranta twierdzi z kolei, że to zarząd komisaryczny BS zawinił, bo nie przekazując danych oczekiwał na raporty z windykacji. Zlikwidował także centrum rozliczeniowe, z którego Gwarant otrzymywał dane, umożliwiające odzyskiwanie należności.
— Wielokrotnie prosiliśmy o te dane. Bez skutku. Ponadto bank naciskał, aby wzmóc działania windykacyjne i zlecić ich prowadzenie innym podmiotom zewnętrznym, które wykonywałyby pracę na rzecz spółki — mówi Adam Kawczyński.
Zgodnie z umową, Gwarant miał też 90 dni na uzupełnienie środków należących do funduszu gwarancyjnego. Termin mija pod koniec maja.
— Gdyby współpraca z bankiem nadal trwała, dotrzymalibyśmy tych terminów — zapewnia Adam Kawczyński.
Prezes spółki twierdzi, że Gwarant był naciskany, aby wyszedł z banku i odsprzedał swoje akcje temu podmiotowi, od którego je kupił (od 2000 r. Nordea Bank Polska, wcześniej Bank Komunalny).
— Takie były jednoznaczne oczekiwania GINB. Nie były również akceptowane nowe emisje akcji banku, w których udział brał Gwarant — twierdzi prezes spółki.
Komisarz Banku Społem nie chce komentować tych zarzutów.
Zdaniem prezesa Kawczyńskiego, zarząd komisaryczny tworzy niepotrzebne rezerwy, które zaniżają wartość banku.
— Nie ma podstaw do tworzenia tych rezerw, szczególnie w sytuacji kredytów, które były zabezpieczone rzeczowo, a ustanowione zabezpieczenia pomniejszają, zgodnie z prawem, podstawę naliczenia rezerw celowych. Zarząd komisaryczny tworzył również rezerwy na kredyty, których zabezpieczeniem były hipoteki na nieruchomościach komercyjnych wartości rynkowej dwa razy wyższej niż kwota kredytu — twierdzi prezes Gwaranta.
Jednak w opinii audytora, który wkrótce zakończy badanie finansowe Banku Społem, utworzenie pełnych rezerw jest niezbędne.
— PricewaterhouseCoopers, który na nasze zlecenie przeprowadza audyt, zalecił stworzenie pełnych rezerw w banku — ucina Bożena Chełmińska-Miernik.