2013 r. będzie trudny, ale wyniki nie powinny być gorsze od ubiegłorocznych — zapowiadają dilerzy z Grupy Polska Stal (GPS), która jest jednym z rynkowych liderów.



— Grupa osiągnęła w 2012 r. rekordowe przychody netto wysokości 1,10 mld zł. Zysk netto wyniósł ponad 6 mln zł. Dzięki temu kapitał własny spółki wzrósł do ponad 15 mln zł, co zwiększa stabilność finansową firmy. Rok 2013 powinien przynieść poprawę rentowności w naszej branży. Spodziewamy się mniejszej zmienności cen stali, a to przełoży się na większą stabilność rynku i utrzymywanie zasobów magazynowych bez strat związanych z dużymi przecenami — mówi Marek Żołubowski, prezes GPS.
Liczy, że docenią to banki i obniżą marże. Dystrybutorzy stali skarżą się bowiem, że obecnie dostają od instytucji finansowych rykoszetem za problemy budowlanki czy motoryzacji.
W jednym worku
— Banki asekuracyjnie podchodzą do branży i dla własnego komfortu często wprowadzają ograniczenia w finansowaniu. Ogólna opinia o spowolnieniu gospodarczym, w szczególności w branżach związanych z budownictwem, silnie wpłynęła na politykę większości banków, które z jednej strony chcą współpracować ze stabilnymi firmami, a z drugiej często nie analizują wnikliwie każdego przypadku, lecz umieszczają całą branżę na cenzurowanym — stwierdza Marek Żołubowski.
— Banki nie oceniają firm indywidualnie, lecz sektorowo. Jeśli jakąś branżę uznają za sektor o podwyższonym ryzyku, wychodzą albo ograniczają finansowanie. Niestety, mamy z tym obecnie do czynienia — wtóruje Robert Wojdyna, prezes Konsorcjum Stali. Jerzy Bernhard, szef Stalprofilu, już wcześniej mówił „PB”, że instytucje finansowe tną w stalowej branży limity kredytowe i gwarancyjne. W rezultacie firmy dystrybucyjne zabezpieczają dostawy, np. zapasami, które kontrahent ma na budowie.
Z daleka nie widać
Stalowi dilerzy uważają, że współpracę niszczy centralizacja bankowych decyzji.
— Rezultat jest taki, że gdy świeci słońce, banki oferują parasol, a gdy pada deszcz, starają się go zabrać. Współpraca z nimi jest coraz trudniejsza. Wynika to m.in. ze zmian właścicielskich, wymiany kadr i przenoszenia decyzji na coraz wyższy poziom. Decydują modele i procedury, a nie ocena sytuacji u źródeł — mówi Zdzisław Ingielewicz, prezes Odmetu, jednego z akcjonariuszy GPS. Chciałby, by decyzje dotyczące warunków finansowych wobec poszczególnych firm podejmowali przedstawiciele bankowych oddziałów, znający kondycję przedsiębiorcy i otoczenie, w jakim działa, a nie pracownicy centrali, analizujący sytuację przez pryzmat ogólnorynkowych wskaźników.
— Odpowiadając na dzisiejsze potrzeby, banki powinny rzetelniej oceniać każdego z przedsiębiorców, analizując potencjał firmy, a nie ulegać prostemu stereotypowi zwiększonego ryzyka w tej czy w innej branży. Przedstawiając ofertę finansowania, banki powinny przyjąć założenie, że w każdym przypadku musi być to oferta niestandardowa, bo każde przedsiębiorstwo jest inne. Wygórowane ceny, nierealne wymagania dotyczące wskaźników czy żądanie wysokich zabezpieczeń szybko powinien zweryfikować rynek i zmarginalizować nieelastyczne banki. Skoro centrale bankowe przejmują obecnie decyzyjność regionalnych centrów korporacyjnych, to również muszą przejąć sprawność i szybkość podejmowania decyzji, a z tym jest duży problem — podkreśla Marek Żołubowski.
Cenowa infekcja
— Oczekujemy od banków większej stabilności. Sytuacja firm nie zmienia się z dnia na dzień, a warunki oferowane przez banki — tak. Liczymy też, że banki będą unikać instrumentów związanych z wysokim ryzykiem, co pozwoli na obniżenie marży i zwiększenie dostępności finansowania — mówi Włodzimierz Borusiak, prezes RBB- Sl i sekretarz rady nadzorczej GPS. Robert Wojdyna zwraca uwagę także na potrzebę zmian prawnych.
— W zamówieniach publicznych, m.in. na roboty budowlane, głównym kryterium jest cena. Firmy szukają tanich dostaw i zawsze znajdzie się ktoś, kto przedstawi niską ofertę, bo np. nie odprowadzi VAT — mówi Robert Wojdyna.
Legalnie działającym firmom trudno sprostać takiej konkurencji, w efekcie też muszą ciąć ceny, co negatywnie odbija się na ich finansach. Infekcja obejmuje cały sektor, więc banki wolą być ostrożne i zaostrzają kryteria finansowania.
10,3 mln ton Na tyle Hutnicza Izba Przemysłowo- -Handlowa szacuje zużycie stali w 2012 r. (11 mln ton w 2011 r.)…
8,5 mln ton …a tyle wyniosła jej ubiegłoroczna produkcja (spadek o 1,5-2 proc.).
OKIEM BANKOWCA
Smutna konieczność
PIOTR JABŁOŃSKI
dyrektor departamentu bankowości korporacyjnej Raiffeisen Polbank
Branża budowlana przechodzi kryzys i banki obserwują uważniej cały sektor. Dotyczy to też podwykonawców i firm współpracujących. Spada liczba pozwoleń na budowę i cała produkcja budowlana mocno zwolniła. Nie traktujemy wszystkich firm tak samo — wiemy, że są wśród nich zdrowe przedsiębiorstwa. Trudno jednak oczekiwać od banków, by podchodziły do finansowania budowlanki tak jak dwa lata temu. Rozumiem zastrzeżenia dotyczące cen, ale są one konsekwencją wysokich kosztów ryzyka, czyli rosnących rezerw w branży budowlanej. Ta polityka się zmieni dopiero wówczas, gdy gospodarka przyspieszy, a na rynku się poprawi.
OKIEM BANKOWCA
Nie najlepsze doświadczenia
IRENEUSZ FIGACZ
dyrektor departamentu klienta strategicznego PKO BP
PKO BP podchodzi indywidualnie do wniosków kredytowych firm stalowych. Jednak branża stalowa jest mocno uzależniona od koniunktury gospodarczej. Wiele banków poniosło straty związane z układami i upadłościami firm z tego sektora. Firmy stalowe mają jedne ze słabszych wskaźników efektywności gospodarowania, co znacząco podnosi ryzyko banków. Ponadto inwestycje w przemyśle stalowym są bardzo kapitałochłonne, a okres zwrotu — długi. Dlatego banki obwarowują finansowanie wieloma wymogami, m.in. dotyczącymi zabezpieczeń, a ryzyko uwzględniają w cenie kredytu.