Będzie trudniej o polisy należności

Sylwia WedziukSylwia Wedziuk
opublikowano: 2025-03-16 20:00

Rośnie szkodowość z polis zabezpieczających ryzyko braku zapłaty. To może odbić się na ich warunkach i dostępności.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Jak rośnie szkodowość z ubezpieczeń należności?
  • Skąd ten wzrost?
  • Jak to się odbije na warunkach i dostępności takich polis?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pogłębia się problem z wypłacalnością przedsiębiorców.

– Mimo że wskaźniki makroekonomiczne są dobre, zwłaszcza w porównaniu z innymi gospodarkami Unii Europejskiej, na poziomie przedsiębiorstw pojawiają się istotne problemy – zauważa Marcin Olczak, dyrektor departamentu ryzyk kredytowych w firmie brokerskiej Marsh Polska.

Lawina szkód

Ubezpieczyciele należności obserwują, że problem z rozliczeniami za sprzedane towary i usługi rośnie już drugi rok z rzędu. W efekcie szkód jest coraz więcej.

– W danych za miniony rok spodziewamy się znacznie podwyższonego poziomu szkodowości dla całego rynku ubezpieczeń należności, wynikającego zarówno z wyższej liczby i wartości wypłacanych odszkodowań, jak i niższego poziomu składki – tłumaczy Paweł Szczepankowski, menedżer w firmie Atradius.

Jeszcze w 2022 i 2023 r. takie szkody były poniżej wieloletniej średniej.

– Na rynku wciąż dużo było postpandemicznych środków pomocowych. Ale miniony rok to już powrót do normalności. Z czasem średni poziom szkód przekroczył ten obserwowany na przestrzeni ostatnich lat – zwraca uwagę Tomasz Starus, prezes Allianz Trade w Polsce.

– W czasach przedcovidowych statystyka szkodowości z polis należności sięgała między 60 a 70 proc. rezerw, które może tworzyć ubezpieczyciel. Kiedy pojawił się COVID-19 i firmy dostały pieniądze od rządu, spadła niemal do zera. Od minionego roku widzimy jednak, że sytuacja wraca do czasów sprzed pandemii. Dyscyplina płatnicza się pogorszyła, a szkodowość rośnie – wtóruje mu Adam Czerwiński, dyrektor handlowy Coface.

Póki co, problem nie jest duży. Choć liczba i wartość szkód rośnie, w większości są one niewielkie.

– Upadają lub restrukturyzują się głównie małe firmy, ewentualnie te średniej wielkości– przyznaje Tomasz Starus.

Najgorzej wyglądają rozliczenia w eksporcie.

– Zagraniczne szkody są większe, a ponadto skala ich wzrostu jest dwukrotnie szybsza niż z tytułu transakcji krajowych. Nic dziwnego – tempo wzrostu liczby niewypłacalności na wielu europejskich rynkach było i jest obecnie dwucyfrowe w porównaniu z 8 proc. w Polsce – mówi Tomasz Starus.

– Widać nieproporcjonalnie wyższą szkodowość w portfelu ubezpieczeń eksportowych, co oznacza, że szkody spowodowane przez zagranicznych odbiorców stanowią większą część łącznych wypłat niż udział ekspozycji eksportowej w naszym zaangażowaniu ogółem – przyznaje Paweł Szczepankowski.

Problem dotyczy najczęściej odbiorców z Niemiec, ale także z Hiszpanii czy Włoch. Szczególnie odczuwalny jest w kilku branżach.

– Nie najlepiej ma się europejski przemysł, w tym maszynowy czy stalowy. Także handel w całej Europie notuje wiele przypadków braku płatności, w tym również w Polsce – tłumaczy Tomasz Starus.

Konserwatywne podejście

Trudna sytuacja jeszcze nie przełożyła się znacząco na ceny i dostępność polis. Zdaniem Marcina Olczaka, na razie ubezpieczyciele nie planują wykluczenia żadnej branży ani kraju z uwagi na wskaźniki szkodowe. Zauważalna jest jednak ich większa dociekliwość na etapie analizy kwestionariuszy.

– Nie odczuwamy większych perturbacji, jeżeli chodzi o limity. Należy jednak przyjąć, że w większości przypadków ich redukcje są postrzegane przez ubezpieczających jako dostosowanie się do spadającej sprzedaży i sald – mówi Marcin Olczak.

Jego zdaniem przed ubezpieczycielami czas trudnych decyzji. Z jednej strony popyt na nowe polisy utrzymuje się na niskim poziomie, co prowadzi do intensywnej konkurencji. Z drugiej strony, rosnąca szkodowość, szczególnie w przypadku polis z dużym udziałem eksportu, skutkuje spadkiem obrotów ubezpieczanych firm.

Grzegorz Kwieciński, dyrektor departamentu ryzyka ubezpieczeniowego w KUKE, zwraca uwagę, że podejście ubezpieczycieli do ryzyka już jest konserwatywne.

– W przypadku najbardziej ryzykownych branż firmy muszą liczyć się z możliwością otrzymania mniejszych limitów niż wnioskują lub wręcz odmowy pokrycia ochroną transakcji z niektórymi kontrahentami. My z większą ostrożnością podchodzimy już od kilku kwartałów do usług, branży surowcowej i metalowej czy przemysłu samochodowego – mówi Grzegorz Kwieciński.

Dodaje, że dobrze wyglądają perspektywy w branży elektrotechnicznej, farmaceutycznej i spożywczej. Nowa fala inwestycji finansowanych w ramach KPO dobrze wróży też budowlance, która przez ostatnie lata była w dołku z powodu zastoju przede wszystkim w inwestycjach prywatnych.

Z kolei Coface zapewnia, że jego podejście do oferowania ubezpieczeń się nie zmieniło. Tak jak zawsze, bardziej ostrożnie podchodzi do branży transportowej i budowlanej, które są najbardziej wrażliwe na sytuację w gospodarce.

– Generalnie szkodowość nie jest jeszcze wysoka, apetyt ubezpieczycieli na ryzyko utrzymuje się na wysokim poziomie, a do tego dochodzi walka konkurencyjna. To wszystko sprawia, że moment na zakup polisy jest teraz bardzo dobry. Wciąż można zrobić to na korzystnych warunkach. Jeśli szkodowość wzrośnie, stawki pójdą w górę – zapewnia Adam Czerwiński.

Silny argument

Ubezpieczyciele należności przeważnie nie wykluczają całych branż. Bardziej zwracają uwagę na dane konkretnej firmy, jej sytuację, portfel, profil klientów oraz podejście do zarządzania należnościami.

– Nie możemy sobie pozwolić na skreślanie z góry określonych branż – nie tylko dlatego, że w każdej z nich są firmy, które mają się dobrze, ale także dlatego, że w ten sposób pozbawilibyśmy się dużej części rynku i przychodów, zwłaszcza w czasach dekoniunktury, gdy branże radzące sobie gorzej stanowią większość. Na ofertę można zatem liczyć zawsze, jest to tylko kwestia ceny i warunków - tłumaczy Tomasz Starus.

Dodaje, że obecna sytuacja nie jest jednoznacznie zła, więc podnoszenie cen adekwatnie do ryzyka to dla ubezpieczycieli trudna decyzja.

Z punktu widzenia przedsiębiorców ubezpieczenie należności zapewnia zapłatę w przypadku problemów kontrahenta. Do tego posiadanie takiej polisy to silny argument w przypadku starania się o pozyskanie finansowania.

– Instytucje finansujące zazwyczaj pytają, czy należności są ubezpieczone – przyznaje Adam Czerwiński.

– Bardzo dużo polis jest kupowanych w celu poprawy warunków finansowania albo pozyskania go – dodaje Tomasz Starus.

Przypomina, że działalność ubezpieczycieli należności nie polega tylko na pokrywaniu ewentualnych strat, ale także dostarczaniu informacji na temat kontrahentów i ich kondycji.