Beneficjentem PHARE jest Unia Europejska
Pewien zagorzały przeciwnik integracji Polski z Unią Europejską, działacz samorządowy znany redakcji „PB” z imienia i nazwiska, wrócił z wycieczki..., wróć, nie z wycieczki, z wyjazdu szkoleniowego do Irlandii, jako gorący zwolennik jak najszybszego włączenia naszego kraju w unijne struktury. Pytany, skąd ta nagła zmiana, odpowiadał, że przekonał go burmistrz jednego z irlandzkich miast. Tenże powiedział wprost:
„Wam przyznali pieniądze na to szkolenie, ale trafiły one w całości do irlandzkiej kasy. Naszym samolotem przylecieliście, naszym odlecicie, nam zapłacili za wasz pobyt tutaj. Ani jeden pens nie wyszedł poza Irlandię. Powinniście jak najszybciej wejść do Unii, my za jednego wpłacanego funta wyciągamy sześć”.
CIEKAWE, kto był beneficjentem tego wyjazdu — Polska czy Irlandia? Tak mniej więcej wygląda drugie dno filozofii pomocy PHARE. Nam przyznawana jest pomoc, ale pieniądze w większości bierze Unia.
W LATACH 1990-1997 otrzymaliśmy w ramach pomocy PHARE niemal 1,5 mld ecu. Z badań NIK-u wynika, że z tej kwoty 48 proc. przeznaczono na sprzęt i inwestycje, 12 proc. — na szkolenia, 32 proc. — na usługi doradcze i 8 proc. — na funkcjonowanie instytucji zarządzających. Operowanie procentami jest przyjemne, bo nic nie mówi. Ale spróbujmy to odnieść do konkretnego przypadku. Wyobraźmy sobie, że jakaś bogata firma zachodnia zdecydowała się wybudować w Polsce fabrykę za 1,5 mld ecu. Koszt budowy i wyposażenia wyniósł 720 mln, szkolenia pracowników — 180 mln, doradztwa — 480 mln i nadzoru — 120 mln ecu.
ABSURDALNE, nieprawdaż? Ale jeśli jest to absurdalne z punktu widzenia inwestora, to dlaczego miałoby być inaczej z naszego punktu widzenia, z punktu widzenia adresata pomocy? Z 1,5 mld ecu w Polsce została bliżej nieznana część kwoty 720 mln. Dlatego tylko część, ponieważ sporo z owych 720 mln wydano na zakup urządzeń i sprzętu w Europie Zachodniej.
PRAWDZIWYM beneficjentem funduszu PHARE jest Unia Europejska. W formie opłat za doradztwo, za szkolenia, za nadzór, wróciło tam gros przyznanej pomocy, z całą pewnością ponad 1 mld ecu. Bądźmy jednak sprawiedliwi, kwotę, która wróciła do Unii, należy pomniejszyć o sumy, jakie wydała w Polsce na swoje utrzymanie „Ekipa hotelu Marriott”.
NIK NIE BYŁ W STANIE skontrolować wszystkiego, kontrolą objęto programy o łącznej wartości 169,6 mln ecu. Z 28 firm i instytucji korzystających z programów pomocy 12 nie miało najmniejszego wpływu ani na formę otrzymanej pomocy, ani na wybór firm wykonawczych. Na 18 skontrolowanych jednostek zarządzających tylko w 5 przypadkach nadzór sprawował urzędnik państwowy.
INNY PRZYKŁAD — opracowania na temat restrukturyzacji Ursusa kosztowały 1,4 mln ecu. Pierwsze opracowanie, z początku 1992 roku, zalecało podział fabryki na mniejsze, samodzielne jednostki organizacyjne. Drugie, przedstawione kilka miesięcy później w grudniu, sugerowało rozwiązanie odwrotne, konsolidację wszystkich zakładów, nawet tych już wcześniej wyodrębnionych. Oba wylądowały w koszu, taniej wyniosłaby wizyta u wróżki, a efekt byłby ten sam.
Z KONTROLI NIK wynika, że psu na budę zdały się opracowania doradcze dla Huty Szkła Wołomin, Konstilany SA, Mody Polskiej, Huty Kościuszko, radomskiego Radoskóru, Zakładów Porcelany Ćmielów, Pomorsko-Kujawskiego Banku Regionalnego oraz Fabryki Maszyn Żniwnych Agromet w Płocku.
OPUŚĆMY miłosiernie zasłonę milczenia na koszt szkoleń. Zawsze jakaś korzyść z tego zostaje, jak widać nawet wycieczka krajoznawcza do Irlandii przyniosła konkretny pożytek. Ale nie ma żadnego rozsądnego powodu, żeby tak drogie i tak niekompetentne były usługi doradcze, i żeby wszystkie trafiały do portfeli firm zachodnich.
ŻEBY NIE BYŁO żadnych niedomówień — to nie jest oskarżenie urzędników i instytucji europejskich, trudno przecież krytykować kogoś za to, że umie zarabiać. To jest tylko sygnał, że jesteśmy jak ów prowincjusz, który jeszcze w drodze do metropolii został oskubany.