Biało-czerwona Wyspa Zielona

Karol Jedliński
opublikowano: 2007-03-21 00:00

Pieniądze oszczędzone z pracy na zmywaku zainwestowali w polski tygodnik w Irlandii. Kuszeni przez polskie koncerny medialne, marzą o własnej radiostacji.

Oficjalnie Polaków przebywa w Irlandii jakieś 150 tysięcy. Nieoficjalnie mówi się o liczbie dwukrotnie większej. Przybywa ich tu w tempie tysiąc na dwa tygodnie. Jak mawiają miejscowi, Zielona Wyspa staje się coraz bardziej biało-czerwona.

Mariusz Garski przyjechał do Irlandii trzy lata temu, zaczynał od takich miejsc jak zmywak czy budowy. Aż w końcu został wydawcą i co tydzień w całej Irlandii sprzedaje 8 tys. „Polskiej Gazety”. I nie powiedział ostatniego słowa.

— Pracę tu poznałem od podszewki. Kiedy tapetowałem, wynosiłem gruz i kopałem rowy — czasem legalnie, czasem na czarno — dojrzewałem do decyzji o założeniu polskiego tygodnika — mówi Mariusz Garski, który w Polsce był właścicielem agencji reklamowej.

Tygodnik miał być z tych ambitniejszych. I to nie dlatego, że skierowany do inteligencji. Gazeta dla każdego, ale nie typowo reklamowa, darmowa i nastawiona na komercję.

Swoi na autobusach

Chcieć to jedno, móc to drugie. Za wspólniczkę miał i ma Monikę Wieczorek, znajomą z Polski. Na początek dwoje ambitnych, z pomysłem i z kilkoma tysiącami euro oszczędności. A przed nimi ściana wyzwań i problemów.

— Dokuczały takie banalne sprawy jak wynajęcie lokalu. Tutaj trzeba mieć rekomendacje. Inaczej nie ma czego szukać — podkreśla Mariusz Garski.

W internecie zamieszczali ogłoszenia, szukali grafików i dziennikarzy. Jednocześnie zabiegali o rzecz podstawową — reklamodawcę, który im zaufa. Znalazła się polska firma transportowa, która powiedziała wprost: „Wykupujemy u was reklamę na pół roku, popieramy swoich. A później się zobaczy”.

W czasach kiedy nad uruchomieniem dodatku do gazety w Polsce debatuje się, planuje i wydaje go „na sucho” przez kilka miesięcy, „Polska Gazeta” od zera do bohatera powstała w siedem tygodni. Pierwsze numery po 20 stron wyszły w trzech tysiącach nakładu. Cena 1 euro. Dziś, kilkadziesiąt numerów później, nakład wynosi dziesięć tysięcy egzemplarzy, jest grupa stałych prenumeratorów. Czytelników wabią pokaźne reklamy na autobusach miejskich. Stron jest 36, ale to zaczyna być za mało, lada numer pęknie czterdziestka. Cena 1,99 euro.

Matka chrzestna

Konkurencja nie spała. Pojawiły się polskie strony w popołudniówce „Evening Herald” (nakład 90 tys. egzemplarzy), a także w tygodniku „The Irish Catholic”. Powstało też kilka tygodników i miesięczników założonych przez Polaków. A ludzie i tak kupują „Polską Gazetę”.

— Jedyni z polskich tytułów mamy ponad 250 punktów kolportażowych, dzięki czemu jesteśmy dostępni w całej Irlandii — zaznacza wydawca tygodnika.

W sumie z gazetą stale współpracuje prawie 20 osób. Z dziennikarzy najbardziej znany jest Jacek Rujna, były szef poznańskiego „Dzień dobry”. Wśród felietonistów byli Korwin-Mikke czy Piotr Gadzinowski. Teraz jest mniej politycznego przekomarzania, więcej tematyki społecznej. A matką chrzestną „Polskiej Gazety” wszyscy zgodnie nazywają Małgorzatę Goraj-Bryll, żonę Ernesta Brylla, który na początku lat 90. był ambasadorem Polski w Irlandii.

— Wspierała nas duchowo, zachęcała do walki. Dziś pisze dla nas na tematy związane z kulturą irlandzką — cieszy się Mariusz Garski.

Myślami jest już przy tegorocznym drugim maja, czyli Święcie Polonii. Z tej okazji „Polska Gazeta” dostała nagrodę za wkład w krzewienie polskiej kultury na świecie.

Wieści robotnicze

Dodatkowo tegoroczny finał Święta Polonii odbędzie się w Dublinie, gdzie redakcja ma swoją siedzibę.

— Dziś to eleganckie 100 metrów w centrum miasta. A jeszcze niedawno dziennikarze rozkoszowali się odorem nieświeżej wołowiny — wspomina Mariusz Garski.

Początkowo redakcja mieściła się w dawnej hurtowni mięsa, gdzie wrażeń dostarczały dwie potężne chłodnie. Dziennikarze mieli szukać ludzkich tematów, więc warunki były trochę jak na zmywaku w dublińskim pubie. Już kilka razy było o nich głośno w całym kraju. Kiedyś do redakcji zadzwonił robotnik z wieścią, że wraz z 70 kolegami stoi pod budową, na której z dnia na dzień, bez ostrzeżenia, stracili pracę. Idealny temat na okładkę, i to z happy endem.

— Od razu uruchomiliśmy nasze kontakty, zainteresowaliśmy sprawą media irlandzkie. Wszyscy budowlańcy szybko dostali pracę gdzie indziej — zaznacza Mariusz Garski.

W krajach młodej polskiej emigracji, z wiecznie zapchanymi konsulatami, redakcje polonijnych tytułów stanowią naturalny punkt informacyjno-interwencyjny. Dziennie potrafi przyjść z 70 osób. Do wycieczek dołączają miejscowe, jak i japońskie czy francuskie media.

Kuszenie koncernów

Polacy sobie grupę medialną budują.

— Ostatnio kupiliśmy portal Gazeta.ie, który ma ponad 10 tys. wejść dziennie — wyjaśnia wydawca.

Telefony w redakcji dzwonią jak narwane. Czasem zadzwoni ktoś w białym kołnierzyku. W końcu w cieniu szpili, czyli Spire of Dublin — najwyższego na świecie, 120-metrowego monumentu — spotykają się też biznesmeni. A ci wiedzą, że 300 tys. bogacących się Polaków to łakomy kąsek. Zakusy na „Polską Gazetę” robił więc pewien wielki polski wydawca szukający widocznie kolejnej gazety do kolekcji. Właściciele grzecznie, acz stanowczo podziękowali. Teraz jednak rozmawiają z największą grupą medialną w Polsce, która bynajmniej nie chce przejmować tygodnika. Zabiega jednak o to, by „Gazeta” stała się ich przyczółkiem, wsparciem na Zielonej Wyspie.

— Niesamowite jest to, że to nie my, ale wielkie polskie koncerny medialne się do nas zgłaszają — dziwi się Mariusz Garski.

A czytelnicy są w kręgu zainteresowania reklamodawców, nie tylko z polskim rodowodem.

— Większość reklam dają operatorzy komórkowi, linie autobusowe i lotnicze, banki, a także polskie firmy działające w Irlandii i w Polsce — wylicza Mariusz Garski.

I zdradza następne marzenie — własna stacja radiowa. Tak, by uszczknąć więcej z dziennikarskiego tortu. Tegoroczny rynek reklamy w mediach mniejszości etnicznych w Irlandii ocenia się na całe 6 mln euro. Good luck. n

Wilgotny Tygrys

Zamieszkała przez 4,3 mln mieszkańców Irlandia to kraj gdzie życie koncentruje się wokół dwóch największych miast — Dublina i Corku. To pierwsze, założone w IX wieku przez wikingów, teraz przeżywa inwazję Polaków. Statystycy przewidują, że już w przyszłym roku nasi rodacy będą stanowić blisko 10 proc. całej populacji tego kraju. A praca znajdzie się dla wszystkich, bo Irlandia, zwana Celtyckim Tygrysem, może się rokrocznie pochwalić wysokim wzrostem gospodarczym. Zawdzięcza to rozwiniętemu przemysłowi wysokich technologii, rodem głównie z USA i Azji. Informatyka wraz z farmaceutyką to podwaliny tego sukcesu. Turystów wyspa przyciąga zarówno zabytkami kultury, jak i przyrody, odstrasza całkiem wietrznym i wilgotnym klimatem.

Brnąc przez Dublin

Dublin to nie tylko Polacy i ich gazety, ale przede wszystkim James Joyce. Zmarły przed 66 laty pisarz rozsławił miasto „Ulissesem”, gdzie główni bohaterowie błądzą właśnie po Dublinie. Hołubiony przez Hemingwaya, pod koniec życia wydał „Finnegans Wake”, która, jak uznano później, okazała się najlepszą książką z tych, których nikt nie przeczytał.

Prasa popłaca

121

euro Tyle, według cennika, kosztuje jeden moduł reklamy w „Polskiej Gazecie”.

60

euro Tyle kosztuje moduł reklamy w „Polskim Expressie”.

67

tys. egz. Taki nakład ma popularny wśród irlandzkich rolników tygodnik „Irish Farmers Journal”.

Gazeta nad Chaplinem

Polacy na Zielonej Wyspie, według badań Kinoulty Research, chętnie czytają polskie gazety wydawane w Irlandii. Regularnie sięga po nie 61 proc. osób. Grupa polskich mediów, wraz z „Polską Gazetą”, liczy kilkanaście tytułów. Dobrze znany w Dublinie jest dwutygodnik „Polski Express”, mający swoją siedzibę nad polskim pubem Chaplin. Darmowy, ale na wysokim poziomie graficznym. Ta sama ekipa wydaje tygodnik „Życie w Irlandii”, trochę weselszy i płatny, cena: 1 euro. Uwagę zwracają miesięczniki „Wyspa” i „Szpila”. „Evening Herald” do piątkowego wydania dorzuca kilkunastostronicową polską wkładkę. Nie najgorszą, ale przez niektórych bojkotowaną zgodnie z zasadą „popieraj swoje”. Stawkę zamykają ogłoszeniowy „Anons” i krzykliwe „Fakty”.