Impreza motywacyjna w dżungli lub na dnie wulkanu? A może szkolenie z komunikacji zespołowej podczas wspinaczki na Kilimandżaro? Czemu nie...
Grzegorz Kępski, krakowianin, studiował filozofię i socjologię. Był wychowawcą niepełnosprawnych dzieci, burzył kominy, pracował w banku, fabryce papierosów i jako bibliotekarz. Śmieje się, że ma już co najmniej dwadzieścia świadectw pracy. Ale jego prawdziwa pasja to podróże i wspinaczka wysokogórska. Zdobył m.in. McKinley, Aconcaguę i Mont Blanc. Osiem lat temu wybrał się z przyjaciółmi — alpinistami po raz pierwszy do Kenii, aby wytyczyć nową drogę wspinaczkową na Mount Kenya.
— Kiedy wysiadłem z samolotu i zobaczyłem, co mnie otacza, poczułem, że właśnie tam jest moje miejsce — opowiada.
Wyboiste początki
Do Kenii wrócił dwa miesiące później. Postanowił przejść pieszo asfaltową drogą do Tanzanii. Po siedemdziesięciu kilometrach dotarł do masajskiej wioski, w której został trzy miesiące. Masajowie przyjęli go do społeczności, nauczyli polowania, obdarzyli nie tylko szacunkiem i przyjaźnią, ale również chatą i trzema kozami. Po powrocie do Polski myślał tylko o tym, jak tam wrócić. Wówczas żona kolegi, z którym wspinał się na Mount Kenya, poradziła mu: załóż firmę organizującą wyprawy trekkingowe do Afryki. Zaryzykował. Sprzedał rower, trzyletniego fiata punto i wynajął z dwoma kolegami — partnerami wspinaczki — 10-metrowe biuro w Krakowie.
Na początku założyciele Africa Line Adventure Club kierowali swoją ofertę głównie do miłośników gór. Pierwszą wyprawą, którą zorganizowali, był trekking po Kenii i Tanzanii.
— Nie mieliśmy żadnego doświadczenia turystycznego ani profesjonalnego przygotowania, ale robiliśmy wszystko z pasją i to się spodobało — wspomina Grzegorz Kępski.
Od początku przywiązywali dużą wagę do bezpośredniej reklamy. Docierali do potencjalnych uczestników wypraw, zainwestowali w produkcję materiałów promocyjnych i w porządną stronę internetową. W ciągu kilku miesięcy filozofia i cel firmy były już klarowne — organizacja imprez turystycznych nie tylko w Afryce, ale i w innych egzotycznych miejscach świata.
Pierwsze trzy lata były jednak ciężkie. Pracowali praktycznie za darmo. Ale opłaciło się. Teraz Africa Line to w pełni profesjonalne biuro podróży — już dwukrotnie zdobyło nagrodę Odys, przyznawaną przez Krakowską Izbę Turystyki za osiągnięcia w turystyce.
Dla amatorów przygód
Grzegorz Kępski przez kilka lat budował sieć współpracowników w docelowych miejscach podróży. Wykorzystał to, że ma wielu przyjaciół pośród plemion afrykańskich. Między innymi dzięki temu Africa Line mogła organizować niepowtarzalne wyprawy, które zaczęły przyciągać coraz więcej amatorów egzotycznych przygód. Dołączyli też kolejni współpracownicy — geografowie, archeolodzy i przyrodnicy, którzy pracują jako przewodnicy. Ich podopieczni po powrocie z wakacji mogą zostać członkiem Adventure Club. W „klubie przygody” spotykają się, dzielą doświadczeniami i umawiają na kolejne wycieczki.
Każda z wypraw jest inna, starannie dopracowana, do miejsc tradycyjnie rzadko odwiedzanych przez turystów. Nie mają nic wspólnego z wypoczynkiem w hotelu z basenem. Wędrówka przez kenijski busz, wizyta w masajskiej wiosce, wyprawa na wenezuelskie masywy Roraima, przeprawa przez tundrę na Alasce czy nocleg na dnie wulkanu. Nie ma co ukrywać — to oferta nie tylko dla wytrwałych, ale i zamożnych klientów. Wyprawa do amazońskiej dżungli czy na afrykańskie bezdroża kosztuje kilka tysięcy dolarów. Dlatego Africa Line ma odrębną ofertę dla firm, głównie korporacji, które szukają oryginalnych sposobów na wyjazdy integracyjne i szkoleniowe dla swoich pracowników. Współpracuje też z mediami, organizując wyjazdy plenerowe oraz sesje zdjęciowe w różne ciekawe miejsca na świecie.
Egzotyczna ekspansja
Chociaż największym zainteresowaniem nadal cieszy się Afryka, biuro organizuje też coraz więcej wypraw do Azji, Ameryki Północnej, Ameryki Łacińskiej i Australii. W lipcu Africa Line zamieniła krakowską siedzibę na Warszawę. Już od dwóch lat istnieje filia w Nairobi. W ten sposób Grzegorz Kępski spełnił swoje marzenie. Zamieszkał na stałe w Kenii, gdzie zbudował nawet swój dom. Na miejscu nie tylko organizuje wyprawy dla turystów, ale działa też na rzecz ochrony afrykańskiej przyrody. Został jednym z europejskich reprezentantów East African Wildlife Society oraz Wild Clubs of Kenya. A do jego biura trafiają już nie tylko polscy poszukiwacze przygód, ale i coraz więcej obcokrajowców. Dlatego w przyszłym roku otwiera kolejne biuro — tym razem w Johannesburgu, a w przyszłości — w Londynie.