Blade & Glory: jak punkowiec został biznesmenem

opublikowano: 10-03-2023, 14:15
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Ze swoją formacją Booze & Glory podbił robotniczy Londyn, choć najwięcej fanów mają w Indonezji. W Polsce jego „Leave The Kids Alone” grają na koncertach Kazik z Kultem. Po powrocie z Wysp Marek Rusek otworzył w Sosnowcu sieć barbershopów Blade & Glory.

Pasmo sukcesów:
Pasmo sukcesów:
Przez 14 lat działalności Booze & Glory w Europie zagrali wszędzie. Byli w Południowej Ameryce i Australii, regularnie odwiedzają Azję i Amerykę Północną.
Jaka Curlic

Nawet po brexicie Londyn jest najlepszym miastem do życia – według rankingu World’s Best Cities przygotowanego w zeszłym roku przez firmę konsultingową Resonance Consultancy. Drugi jest Paryż, trzeci Nowy Jork.

Sosnowiec

Muzyka i śpiew:
Muzyka i śpiew:
Moje rockandrollowe życie nie zaczęło się w Anglii. W czasie szkoły średniej i studiów w Polsce grałem w trzech zespołach: na bębnach w punkrockowym Zbeer i w metalowym One Shot Eye, a w The Gamblers śpiewałem reggae – mówi Marek Rusek, założyciel Blade & Glory.
Jaka Curlic

Bardzo ogólnie: miasto ma w Polsce opinię taką jak Radom. Żeby się nie znęcać nad Sosnowcem, przypomnimy tylko, że pochodzący z tego miasta aktor Łukasz Simlat chciał opuścić program Kuby Wojewódzkiego, bo „Król TVN-u” cisnął na Sosnowiec.

Dalej. Żeby dodać miastu kolorytu, cztery lata temu prezydent Arkadiusz Chęciński zgodził się na roast Sosnowca. Popularni w Polsce standuperzy – m.in. Jasiek Borkowski, Marcin Zbigniew Wojciech, Jakub Poczęty – nabijali się z miasta ze sceny. Taka forma rozrywki. Prezydent przez kwadrans im się odwijał. Wydarzenie – o którym Dziennikzachodni.pl napisał „Roast Sosnowca, czyli jak wykpić to, z czego śmieją się inni” – zorganizowały Urząd Miasta Sosnowiec i Miejski Klub im. Jana Kiepury.

Według portalu Miasta.pl Sosnowiec plasuje się na 52 miejscu w rankingu jakości życia w polskich miastach, Radom na 53 (na 66 badanych miast w Polsce). W zeszłym roku ceny mieszkań najbardziej spadły w Sosnowcu (kolejne są Częstochowa i Katowice).

Po 13 latach życia w Londynie, stolicy świata, Marek Rusek wrócił do Sosnowca.

– Jestem chłopakiem z Sosnowca. Niby gdzie miałem wrócić? Wróciłem do rodziny i znajomych. I do miejsc, w których się wychowałem – mówi założyciel Blade & Glory.

O co chodzi z tym ciśnieniem na Sosnowiec?

– Nie wiem, miasto jak każde inne. Ma plusy i minusy. Nie uważam, że czymś się wyróżnia, a jeśli już, to jakie miasto w Polsce organizuje mistrzostwa świata w wakeboardzie? Nie obrażam się, kiedy ktoś ciśnie na Sosnowiec. Wiadomo, Sosnowiec to nie Wrocław, Gdańsk czy Kraków. Ale jak ktoś np. z Łodzi, Białegostoku czy choćby Mysłowic twierdzi, że Sosnowiec to dziura, to już jest przesada – mówi lider Booze & Glory.

Czego mu brakuje w Sosnowcu? Dobrych restauracji, pubów i klubów muzycznych. Są, ale można je policzyć na palcach jednej ręki. W mieście żyje 200 tys. ludzi i nie ma gdzie iść na obiad czy napić się dobrego wina. Jego ulubione miejsca to Tapas Bar Maya, Cesarska i koncertowy Komin. Odkąd urodziła mu się córka, głównie bywa jednak na Stawikach (kompleks rekreacyjny) lub w Parku Sieleckim.

Londyn

Fenomen:
Fenomen:
Booze & Glory ma ogromną rzeszę fanów w Indonezji. Na ich koncerty w tym kraju przychodzi kilkanaście tysięcy ludzi. W styczniu tego roku w Yogyakarcie sprzedano 12 tys. biletów.
Michał Przybylik

Przez 14 lat działalności Booze & Glory w Europie zagrali wszędzie. Byli w Południowej Ameryce i Australii, regularnie odwiedzają Azję i Amerykę Północną. Jednym z ciekawszych wyjazdów była trasa po USA z bostońskim Dropkick Murphys. Pięć tygodni w najlepszych klubach, m.in. House of Blues w Orlando. Grali też z Dropkick Murphys trasę w Brazylii i Europie.

Szczególnie bliska im jest Azja. Mają ogromną rzeszę fanów w Indonezji, którą po raz pierwszy odwiedzili w 2014 r. Na ich koncerty w tym kraju przychodzi kilkanaście tysięcy ludzi. W styczniu tego roku w Yogyakarcie sprzedano 12 tys. biletów.

W Polsce grali dla kilkusettysięcznej publiczności podczas Pol’and’Rock Festival Jurka Owsiaka. Z Kazikiem i Kultem znają się jeszcze z Londynu. Marek Rusek został zaproszony do zaśpiewania z nimi jednego utworu Kultu i jednego Booze & Glory. Później Kult grał ich numer na swoich koncertach. Kazik nagrał go także jako bonus na swojej płycie, a lider B&G śpiewał z Kultem na ich koncercie w Sosnowcu.

Marek Rusek wyjechał do Londynu zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Pojechał z ciekawości, ale tak mu się spodobało, że został. Pracował w dużej japońskiej firmie logistycznej na lotnisku Heathrow. W Londynie mieszkał 10 lat, potem kupił dom w małej miejscowości pod Oxfordem. Tam mieszkał przez kolejne trzy lata.

– Moje rockandrollowe życie nie zaczęło się w Anglii. W czasie szkoły średniej i studiów w Polsce [turystyka i hotelarstwo, praca magisterska o średniowiecznych narzędziach tortur – red.] grałem w trzech zespołach: na bębnach w punkrockowym Zbeer i w metalowym One Shot Eye, a w The Gamblers śpiewałem reggae. Od początku pobytu w UK chodziłem na koncerty. Zespoły, na które w Polsce czekało się całe życie, tam można było zobaczyć w każdy weekend. Pracowaliśmy wtedy w magazynie od poniedziałku do piątku. W piątek wypłata i od razu na koncert czy mecz. I tak co tydzień. Fajne, beztroskie lata – wspomina Marek Rusek.

Po kilku latach w Wielkiej Brytanii zaczęło mu brakować grania. Z kolegą Bartkiem (ze Zbeera), który też mieszkał wtedy w Londynie, stwierdzili, że pograją trochę punk rocka. Do składu dołączył Mariusz. Brakowało drugiego gitarzysty. Został nim Liam (Anglik pochodzenia irlandzkiego). Był rok 2009.

Początki B&G były trudne. Mieli pod górkę: że emigranci, że śpiewają o angielskich sprawach, a nie są Brytyjczykami. Na początku nie traktowali zespołu poważnie. Dopiero po kilku koncertach zobaczyli, że ludziom podoba się to, co robią. Już trzeci koncert zagrali poza UK – zaproszono ich do Szwecji. Potem zaczęli dużo nagrywać i dawać więcej koncertów w całej Europie. Ważnym momentem było zaproszenie ich do Forum w Londynie na urodzinowy koncert zespołów Rancid i Cock Sparrer.

– Od początku byliśmy zespołem z Londynu. O tym pisaliśmy teksty i zawsze śpiewaliśmy po angielsku. Nigdy jednak nie uważaliśmy się za zespół angielski. Przez lata skład Booze & Glory kilka razy się zmieniał. Mieliśmy basistę z Grecji, perkusistę ze Szwecji, była Francuzka, która grała na klawiszach. Dzisiaj w zespole mamy z Polski mnie i Kahana grającego na gitarze, Włocha na bębnach oraz Hiszpana z peruwiańskimi korzeniami na basie. Obaj mieszkają w Berlinie – mówi Marek Rusek.

Booze & Glory gra teraz sto koncertów rocznie.

– Da się żyć z grania koncertów, ale trzeba dużo grać. Punk rock to przecież muzyka niszowa, nie jest tak popularna jak hip-hop. Nie zamieniłbym tego na nic innego. To jest sposób na życie. O tym marzyłem od najmłodszych lat, o graniu w zespole. Może nie jest to Rolling Stones, a ja nigdy nie będę jakąś ultragwiazdą, zresztą wcale mi na tym nie zależy, ale życie w trasie mi odpowiada. Mamy przyjaciół na całym świecie. Widzieliśmy miejsca, o których nie piszą w żadnych przewodnikach turystycznych. Propozycje koncertów wciąż napływają i czasem nie starcza dni w roku, żeby to wszystko objeździć – dodaje lider B&G.

West Ham United F.C.

Kibic:
Kibic:
Jestem fanem piłki nożnej, głównie ligi angielskiej. Po przyjeździe do Londynu większość polskich emigrantów idzie zwiedzać Big Bena i London Eye, a ja pojechałem na Upton Park i tak już zostało. Wybór padł na stadion West Hamu, bo często przewijał się w muzyce streetpunkowej moich ulubionych zespołów The Business czy Cock Sparrer – wspomina Marek Rusek.
Bartosz Lorens

W Londynie są kluby piłkarskie, które występują w Premier League: Chelsea, Arsenal, Tottenham, Crystal Palace, Fulham, Brentford. Są też Queens Park Rangers, Millwall, Charlton Athletic. W tym niemal 9-milionowym mieście jest ponad 30 klubów piłkarskich.

Lider Booze & Glory ma na dłoni wytatuowany herb West Ham United F.C. Jednym z najbardziej znanych numerów B&G jest „Three Points” nawiązujący do hymnu klubu „I’m Forever Blowing Bubbles”. O WH powstał nawet film „Hooligans” z Elijahem Woodem (przyszłym Frodem) i Charlie Hunnamem (późniejszy król Artur u Guya Ritchiego).

– Jestem fanem piłki nożnej, głównie ligi angielskiej. Po przyjeździe do Londynu większość polskich emigrantów idzie zwiedzać Big Bena i London Eye, a ja pojechałem na Upton Park i tak już zostało. Wybór padł na stadion West Hamu, bo często przewijał się w muzyce streetpunkowej moich ulubionych zespołów The Business czy Cock Sparrer. Zacząłem jeździć na mecze The Hammers. Drużyny Chelsea czy Arsenal to nie moja bajka. Komercyjne, bogate, kupowały zawodników, jakich chciały. A w West Hamie była akademia, z której wyszło kilku dobrych piłkarzy. W WH był klimat na stadionie i poza nim. To klub o robotniczych korzeniach. Nie da się opisać jego klimatu. Trzeba iść na mecz i go poczuć. Brakuje mi tego. Odkąd mieszkam w Polsce, rzadko jestem na meczu. Wciąż jednak mam korbę na punkcie tego klubu. Zagłębie Sosnowiec to klub z mojego rodzimego miasta, więc naturalnie chciałbym, żeby piłka w Sosnowcu się liczyła i żeby było co oglądać – mówi Marek Rusek.

Znowu Sosnowiec

Pomysł na biznes:
Pomysł na biznes:
Kiedy Marek Rusek wrócił do Sosnowca, brakowało mu barbershopu takiego jak w Anglii. Pomyśleli z żoną, że nie ma co liczyć na innych i sami taki salon otworzą. Znaleźli lokal przy ul. Kilińskiego. Zrobili remont i w kwietniu 2019 r. powstał pierwszy Blade & Glory.
Bartosz Lorens

Wrócił do Polski z różnych powodów. Jeden był taki, że chcieli więcej jeździć z zespołem. W Polsce życie jest tańsze niż w Wielkiej Brytanii, szczególnie dla kogoś, kto chce zarabiać na życie, grając na gitarze i śpiewając o piłce nożnej. Miał dość pracy na etacie i grania jednocześnie. Nie było czasu na nic więcej. Trzeba było coś wybrać – albo praca, dom na kredyt, normalne, dorosłe życie, albo podbijanie świata graniem punk rocka.

W 2016 r. zachorował na raka. Wtedy wybór, co chce robić, był już prostszy. Stwierdził, że sprzeda dom, rzuci pracę i jedzie w trasę dookoła świata. Mówi, że była to najlepsza decyzja. W roku 2019 miał nawrót choroby. Odwołał trasy i wrócił do Anglii na leczenie.

Rozwój:
Rozwój:
W lipcu 2022 r. Marek Rusek z żoną otworzyli kolejny barbershop przy ul. Klimontowskiej. W obu salonach jest zatrudnionych 10 barberów.
Bartosz Lorens

Kiedy przyjechał do Sosnowca, brakowało mu barbershopu takiego jak w Anglii. Pomyśleli z żoną, że nie ma co liczyć na innych i sami taki salon otworzą. Znaleźli lokal przy ul. Kilińskiego. Zrobili remont i w kwietniu 2019 r. powstał pierwszy Blade & Glory. Na początku był problem z pracownikami, więc w przerwie między trasami zrobił kurs barberski. Tak mu się to spodobało, że od jednego szkolenia do drugiego i wziął się za to na poważnie. Nie żałuje, bo przez pandemię ponad dwa lata nie mogli grać koncertów. Mogli za to obcinać włosy.

W lipcu 2022 r. otworzyli kolejny salon przy ul. Klimontowskiej. W obu salonach jest zatrudnionych 10 barberów.

– Plany biznesowe? Jak wspomniałem, brakuje mi w Sosnowcu dobrego pubu, klubu muzycznego i restauracji. Na razie żona studzi mój entuzjazm, ale chyba wiem, jak nad nią popracować. Sosnowiec może znowu będzie imprezowo-koncertowym miastem. Tak jak wtedy, gdy miałem 20 lat – marzy Marek Rusek.

autor zdjęcia na stronie głównej: Bartosz Lorens

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane