- Potrzebujemy inflacji – twierdzi David Blanchflower, profesor Dartmouth University i były członek Komitetu Monetarnego Banku Anglii, na przekór zdecydowanej większości analityków biorących udział w corocznej konferencji CFA.
Po co?
- Inflacja da bankom centralnym okazję, by podnieść stopy, a to jest konieczne. Przy zerowych stopach nie mogą one bowiem stymulować gospodarki. Po drugie, inflacja pomoże właścicielom nieruchomości na całym świecie odbić się z negatywnej pozycji kapitałowej (red.: gdy dług przewyższa wartość nieruchomości) – tłumaczy ekonomista.
Dla gospodarki, deflacja jest większym zagrożeniem niż inflacja.
- Tymczasem cykle polityczne są krótsze niż gospodarcze i politycy chcą redukować deficyty. To bardzo ryzykowny cel, biorąc pod uwagę, że działamy w recezji, która zdarza się raz na sto lat – ostrzega.
Jego zdaniem, inni ekonomiści nie doceniają skali kryzysu i są przesadnymi optymistami co do przyszłości. To może skłonić banki do zacieśnienia polityki monoternej, co przełożyłoby się na drugie dno recesji i deflację.
- Jeśli władze nie zrobią więcej, by stymulować gospodarkę, istnieje ryzyko japońskiego scenariusza. Dlatego Fed powinien ruszyć z QE3 (red.: program luzowania ilościowego) i prawdopodobnie z QE4 – apeluje Blanchflower.
Jego zdaniem, stopy procentowe pozostaną niskie przez kilka lat. Banki centralne powinny je podnieść dopiero, gdy zaczną rosnąć płace.