W ostatnich dniach ceny pszenicy na światowych rynkach znacząco wzrosły w reakcji na wycofanie się Rosji z umowy zbożowej i siłowe blokowanie ukraińskiego eksportu zbóż. Szczególnie niepokojący jest fakt, że Rosja zaczęła nie tylko blokować Odessę, ale również bombardować ukraińskie terminale na Dunaju, w pobliżu granicy z Rumunią, czego do tej pory nie robiła.

Czy to oznacza, że czeka nas kolejna fala wzrostu cen żywności, analogiczna do tej z 2022 r.? Niekoniecznie. Rosja próbuje odciąć Ukrainę od możliwości eksportowania, ale jednocześnie sama dostarcza na światowy rynek dużo więcej zboża niż w przeszłości. Bilans popytu i podaży pszenicy jest miarę zrównoważony. W tym momencie wydaje się, że agresja Rosji na ukraińskie porty ma przede wszystkim wymiar związany z bezpieczeństwem ekonomicznym Ukrainy. Co tym bardziej podnosi znaczenie sieci logistycznych przebiegających przez polsko-ukraińską granicę.
W lipcu cena pszenicy na rynkach światowych wzrosła już niemal o 20 proc. i znajduje się na poziomie z pierwszych tygodni roku. Zmienność jest jednak bardzo duża, ceny z tygodnia na tydzień potrafią zmienić się o 5-10 proc. w jedną i drugą stronę.
Ostatnia fala wzrostu cen jest związana z wycofanie się Rosji z tzw. umowy zbożowej, która w 2022 r. ustanowiła korytarz bezpiecznego transportu zboża i żywności, łączący Odessę i pobliskie porty ukraińskie z cieśniną Bosfor. Rosja dodatkowo zapowiedziała, że będzie traktować statki płynące do Odessy jako zagrożenie militarne, a także rozpoczęła bombardowania infrastruktury portowej w Odessie i innych miastach.
Korytarz zbożowy na przełomie 2022 i 2023 r. odpowiadał za ok. 50-60 proc. ukraińskiego eksportu żywności. Jego znaczenie w ostatnich kilku miesiącach jednak spadło, ponieważ Rosja utrudniała realizację umowy, a Ukraina coraz efektywniej eksportowała innymi trasami – m.in. przez Dunaj, którego umowa nie obejmowała i który do tej pory był relatywnie bezpieczny, a także trasami lądowymi przez Polskę. W maju korytarz odpowiadał za 30 proc. eksportu rolno-spożywczego Ukrainy. Samo wycofanie się Rosji z umowy nie stanowiło wielkiej niespodzianki i szoku, choć bombardowania terminali – szczególnie na Dunaju – wzmocniły negatywny efekt.
Pytanie, co dalej z cenami pszenicy. Na razie nie wygląda na to, by zaburzenie umowy zbożowej miało doprowadzić do takiego wstrząsu jak w 2022 r., kiedy cena w ciągu kilku tygodni wzrosła o 50 proc. Ale zmienność może być duża. Wszystko będzie zależało, jak zwykle, od bilansu popytu i podaży oraz stanu zapasów.
W minionym roku eksport pszenicy z Ukrainy wyniósł 16,8 miliona ton, co stanowiło 2,1 proc. w relacji do światowej konsumpcji. W tym roku prognozy (opieram się na materiałach USDA – United States Deparment of Agriculture) wskazują na eksport rzędu 10,5 miliona ton, a więc w tych prognozach tworzonych jeszcze przed zamknięciem korytarza był uwzględniony znaczny spadek sprzedaży zagranicznej ukraińskiego zboża. W tym scenariuszu światowa produkcja ma wynieść o 0,3 proc. mniej niż światowa konsumpcja, co stwarza pewną miarkowaną presję na wzrost cen. Jeszcze w czerwcu USDA prognozował, że rynek po raz pierwszy od czterech lat wykaże wyższą produkcję niż konsumpcję, więc zmiany z ostatniego miesiąca na pewno sprzyjają wyższym cenom. Ale nie wydaje się, by było tu miejsce na duży szok cenowy.
Opierając się na danych z ostatnich dekad, można zauważyć, że do wzrostu cen o 40-50 proc. potrzebna jest nierównowaga rynkowa między konsumpcją a produkcją sięgająca ok. 5-7 proc. konsumpcji (to mogłyby być na przykład dwa lata nierównowagi po 3 proc., tak jak w latach 2020-2022, kiedy znacząco swój import podniosły Chiny, generując nierównowagę rynkową). Samo zablokowanie umowy zbożowej nie jest w stanie wygenerować takiej nierównowagi. Z rynku na kilka lat musiałby zniknąć cały ukraiński eksport, co jest raczej niemożliwe. Inne wstrząsy – typu zaburzenia pogodowe – mogą tu być istotniejsze.
Bilans na rynku ratuje też sama Rosja. W minionym roku rosyjski eksport pszenicy zwiększył się niemal o 40 proc., a w tym roku ma wzrosnąć o kolejne 4-5 proc. Łącznie Rosja zwiększyła eksport bardziej niż wynosi redukcja eksportu przez Ukrainę. Rosji nie zależy na ten moment na wywoływaniu głodu na świecie, ponieważ reżim chce utrzymywać dobre relacje z państwami afrykańskimi, które są dużymi importerami zbóż. Co więcej, uzależniając światowy rynek od siebie Rosja zyskuje dodatkowy lewar w negocjacjach z Zachodem. Dlatego można sądzić, że potężny skok cen żywności w tym roku nie musi leżeć w interesie Moskwy.
Natomiast Rosja próbuje zabić ukraińską gospodarkę. I to jest główny problem związany z brakiem umowy zbożowej. Problem, którego rozwiązanie leży w dużej mierze w rękach Unii Europejskiej, w tym Polski.