Jest to data w zdaniu „Dzień wyborów wyznaczam na niedzielę 13 października 2019 r.”. Treść obszernego kalendarza, stanowiącego załącznik do postanowienia, to automat uregulowany dokładnie w kodeksie. Pierwszy termin strategiczny upływa 24 sierpnia. Do tego dnia partie i organizacje muszą ostatecznie zdecydować, kto z kim startuje. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) rejestruje formułę i nazwę komitetu wyborczego. Jak wiadomo, koalicję obowiązuje do Sejmu próg podwyższony z 5 do 8 proc. głosów, zatem wszyscy ocierający się o te granice uprawiają prawną ekwilibrystykę. Sojusz Lewicy Demokratycznej utrzymał nazwę partii, ale jej skrót — w celu utrzymania się nad niższym progiem — sprytnie zmienił z SLD na… Lewicę. Jeszcze nie zostało zdecydowane, czy i co dopisze sobie do szyldu Polskie Stronnictwo Ludowe, ale na pewno zarejestruje się także jako komitet 5-procentowy.

Rywale czekają na Dziennik Ustaw z postanowieniem prezydenta, aby pobiec do PKW. Po otrzymaniu zaświadczenia rejestracyjnego komitety mogą bowiem ruszać do wyborców z listami podpisowymi. Czasu nie będą miały tak wiele, ponieważ dokumentacja zgłoszeń kandydatów na posłów i senatorów musi wpłynąć do okręgowych komisji wyborczych najpóźniej we wtorek 3 września. Wielcy łatwo sobie poradzą, ale małe komitety wyborcze wyborców (KWW) staną przed wysokim progiem. Podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego spora część chętnych, którzy zarejestrowali się w PKW, odbiła się od ściany podpisowej i skapitulowała. Wyborczy plankton również 13 października może liczyć najwyżej na wynik poniżej 1 proc. ważnych głosów, zatem jego brak na kartach kandydatów do Sejmu tylko je uczytelni i zmniejszy powierzchnię płacht. Elektorat potraktuje to zjawisko jak w tytule.