Na rynek płyną jeszcze optymistyczne komunikaty: ceny materiałów budowlanych spadają i osiągnęły poziom sprzed wybuchu wojny w Ukrainie, a moce produkcyjne firm budowlanych wykorzystane są aż w 80 proc. Według Damiana Kaźmierczaka, członka zarządu i głównego ekonomisty Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych (PZFB), statystyczne średnie nie odzwierciedlają jednak stanu faktycznego branży. Jej realia przybliżali 28 sierpnia br. uczestnicy debaty PZFB Szanse i zagrożenia dla polskiego budownictwa – czy grozi nam zapaść w branży budowlanej i widmo upadłości firm.
– Stal jest 20-30 proc. tańsza niż przed wybuchem wojny w Ukrainie, ale o 40-60 proc. droższa niż przed wybuchem pandemii COVID-19, a inwestycje budowlane mają charakter długoterminowy – wskazał Damian Kaźmierczak.
Również w przypadku cen materiałów, np. cementu, asfaltu i styropianu, trudno mówić o obniżkach cen. Natomiast produkcja prowadzona pełną parą jest efektem kontraktów podpisanych jeszcze w latach 2019-21. Problemem są jednak nowe zlecenia. Widać to już w podziale na wielkość firm: mikro- i małe przedsiębiorstwa mają już obłożenie mocy produkcyjnych nie 80., ale 60-procentowe. Te podmioty są często podwykonawcami, podpisują kontrakty krótkoterminowe i najszybciej reagują na wahania koniunktury w gospodarce.
– W rezultacie mamy już rekordową liczbę niewypłacalności w budownictwie w pierwszej połowie roku. Pod tym względem notujemy 160-procentowy wzrost rok do roku – mówił Damian Kaźmierczak.
Dariusz Blocher, przewodniczący Kongresu Budownictwa Polskiego i prezes UNIBEP, potwierdził, że firma odczuwa już brak nowych kontraktów w portfelu. Te, które się pojawiają na przetargach, zakładają albo stratę, albo co najwyżej brak zysków, jeżeli firma chce wygrać przetarg.
– Dziesięcioprocentowa waloryzacja nie wystarcza przy długoterminowych kontraktach – podkreślał Dariusz Blocher.
Według Marka Kowalskiego, przewodniczącego Federacji Przedsiębiorców Polskich i przewodniczącego Rady Urzędu Zamówień Publicznych, ustawa o zamówieniach publicznych nie wytrzymała zderzenia z sytuacją kryzysową i należy uzupełnić ją o przepisy na czas kryzysu. Chodziłoby przede wszystkim o waloryzację kontraktów odpowiadającą realnym podwyżkom kosztów.
Według Józefa Zubelewicza, przewodniczącego Rady Koordynacyjnej Organizacji Budowlanych i członka rady PZPB, problemem dla branży jest też brak rozwiniętych zabezpieczeń przed konkurencją zagraniczną, jaka jest np. w krajach Europy Zachodniej. W efekcie polskie firmy muszą konkurować z podmiotami spoza Unii, które wchodząc w konsorcja z firmami z Polski, wygrywają przetargi, po czym proponują polskim firmom podwykonawstwo po zaniżonych cenach.
Inna niż generalnych wykonawców jest sytuacja projektantów i firm nadzorujących. Tam kosztem jest głównie wynagrodzenie ludzi, które nieprzerwanie rośnie. Kontrakty trwają jeszcze dłużej niż w przypadku generalnych wykonawców. Środowisko projektantów nie rozumie więc, dlaczego w odróżnieniu od generalnych wykonawców nie zapisano również ustawowej waloryzacji kontraktów na usługi intelektualne.
– W branży inżynieryjnej nie grozi nam zapaść, natomiast widmo upadłości tak. Nikt z nas nie pochwali się, że jego przedsiębiorstwo jest zagrożone, ale według moich szacunków dotyczy to co czwartej firmy – mówił Marek Rytlewski, przewodniczący rady Związku Ogólnopolskiego Projektantów i Inżynierów.