Co czwarty odcinek dróg krajowych jest obecnie realizowany przez Budimex. Dariusz Blocher, prezes notowanej na giełdzie budowlanej firmy, podkreśla jednak, że po 2023 r., kiedy w Polsce skończą się dotacje unijne, spaść mogą państwowe nakłady na inwestycje infrastrukturalne. Dlatego też grupa przestawia zwrotnicę i przygotowuje się do zdobywania umów w formule partnerstwa publiczno-prywatnego oraz zleceń na usługi utrzymaniowe. Tu główną rolę może odegrać spółka FBSerwis, której udziałowcami są Budimex (49 proc.) oraz właściciel giełdowej firmy — hiszpański Ferrovial (51 proc.).

— Zakładamy dynamiczny rozwój FBSerwis. W 2015 r. przychody firmy zwiększyły się do 123 mln zł wobec około 40 mln zł w 2014 r. Za siedem lat chcemy osiągnąć obroty sięgające nawet 1 mld zł — mówi Dariusz Blocher. Firma będzie kupować przedsiębiorstwa działające na rynku utrzymania dróg krajowych i samorządowych, linii kolejowych, serwisu infrastruktury (na przykład energetycznej w szpitalach, sieciach handlowych i stadionach) oraz świadczące miejskie usługi, związane m.in. z odbiorem, sortowaniem i spalaniem śmieci, zarządzaniem parkingami itp. Rozwój Budimeksu na rynku projektów serwisowych dla miast zależy jednak od tego, czy i jak zostaną w Polsce wdrożone przepisy dotyczące wyłączenia in-house z prawa zamówień publicznych (pzp), czyli kontraktów bezprzetargowych zlecanych przez państwowe i samorządowe podmioty własnym firmom. W projekcie nowelizacji pzp, która ma obowiązywać od kwietnia tego roku, zaproponowano, by udział podmiotów zależnych od zamawiających w realizowaniu zlecanych przez nich kontraktów sięgał nawet 90 proc. ich potencjału. Zapis wzbudza jednak kontrowersje, bo może wyeliminować z rynku wielu prywatnych przedsiębiorców.
— Obawiamy się, że samorządy, firmy i instytucje będą tworzyć spółki i zlecać im bezpośrednio, bez przetargu, realizację kontraktów. W tej formule wykonanie robót i usług może być nawet 30 proc. droższe od umów podpisywanych w trybie zamówień publicznych — mówi Marek Kowalski, szef zespołu ds. zamówień publicznych przy Radzie Dialogu Społecznego (RDS).
Dlatego też rada podjęła uchwałę, w której rekomenduje rządowi rezygnację z regulowania przepisów in-house w procedowanym obecnie projekcie i opracowanie ich w nowym, napisanym od podstaw prawie (obecna ustawa była nowelizowana ponad 40 razy, więc wkrótce mają ruszyć prace nad kompleksowym aktem prawnym). To oczywiście napotka na opór samorządowców, którzy dążą do tego, aby wyłączyć znaczną część zamówień z przepisów przetargowych. Marek Kowalski podkreśla, że pod uchwałą podpisali się m.in. przedstawiciele strony społecznej, obawiający się takiego wyłączenia.
— W nowelizacji wpisano konieczność zatrudniania pracowników na umowę o pracę przy realizacji zamówień publicznych tam, gdzie wymaga tego charakter pracy. Przedstawiciele strony społecznej w RDS obawiają się, że jeśli wprowadzimy obecną wersję przepisów in- -house [czyli nie trzeba będzie stosować pzp — przyp. red.], otworzymy furtkę do zatrudniania na umowach śmieciowych pracowników w spółkach podległych samorządowym czy państwowym podmiotom — dodaje Marek Kowalski. Dariusz Blocher przekonuje, że realizacja zamówień będzie znacznie bardziej efektywna, jeśli zostaną wykonane przez firmy wyłonione w przetargach, a nie na podstawie zlecenia prac własnym podmiotom. Jarosław Sroka, partner w Kancelarii BSJP Brockhuis Jurczak Prusak, podkreśla również, że obawy budzi możliwość tworzenia spółek i zlecania im kontraktów w procedurze in-house przez samorządowe i państwowe podmioty, by dać zatrudnienie znajomym i rodzinie itp. Jego zdaniem, to niebezpieczny proceder, bo wówczas o wyborze oferty nie będzie decydować cena, jakość czy fachowość personelu, lecz znajomość z urzędnikami lub państwowymi menedżerami.