Budujemy mosty bez fundamentów

Jacek Zalewski
opublikowano: 2011-09-05 00:00

Cztery lata temu Donald Tusk pierwszą premierowską wizytę złożył na Litwie. Wtedy wyrazów przyjaźni z Gediminasem Kirkilasem, w młodości funkcjonariuszem komunistycznym, było bez liku. Wczorajsze zaś spotkanie z premierem Andriusem Kubiliusem, dawnym opozycjonistą z nacjonalistycznego Sajudisu, nie poskutkuje litewskimi ustępstwami. Przecież żadne "sensowne rekomendacje" wiceministrów edukacji nie cofną ustawy oświatowej, nic się zmieni w pisowni nazwisk czy nazw ulic. Pamiętajmy, że przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu spory w tych kwestiach wygrywa Litwa!

Na pierwszym miejscu nacjonalistycznych konfliktów wewnątrz UE utrzymują się stosunki Węgier i Słowacji, ale Polska z Litwą przesunęły się do czuba. Dobrze, że wspomniane pary państw wchodziły do UE jednocześnie, bo gdyby któreś było członkiem wcześniej, to akcesję sąsiada zablokowałoby na lata. Ostatnio przerabialiśmy to na przykładzie sporu Słowenii z kandydującą Chorwacją.

Litewskie lęki przed polonizacją to nie tylko ponad sześć wieków historii. Świeżym przykładem może być plajta idei współfinansowania elektrowni jądrowej Ignalina 2. Nasz warunek uzyskania z litewskiej atomówki mocy 1200 MW gospodarze uznali za przejaw polskiej mocarstwowości i odrzucili. W tej sytuacji mglista jest także przyszłość — chociaż prace trwają — mostu energetycznego z Ełku do litewskiego Alitasu (Olity), czyli linii 400 kV ze wstawką stałoprądową. Niby co i w którą stronę byłoby mitycznym mostem przerzucane, skoro po obu jego stronach nie ma źródeł energii...