
Niektóre z tych czynników nadal są wsparciem dla cen ropy. Tu króluje niedawna decyzja OPEC+ o znaczącym obniżeniu limitów wydobycia tego surowca od listopada. Jest ona przede wszystkim sygnałem, że rozszerzony kartel jest skłonny bronić cen ropy przed zbyt dużym osunięciem się w dół. Warto także wspomnieć, że globalne zapasy ropy naftowej są relatywnie niskie, co także zwiększa napięcia dotyczące podaży tego surowca.
Niemniej, ceny ropy znajdują się także nieustannie pod wpływem istotnego czynnika negatywnie przekładającego się na ceny tego surowca. Chodzi oczywiście o spowalniające tempo wzrostu gospodarczego na świecie, które zaczyna być coraz wyraźniej dostrzegalne w różnych państwach. Jest ono o tyle istotne, że globalna koniunktura przekłada się na popyt na paliwa, co z kolei wpływa na ceny samej ropy naftowej.

Obecnie największe zmartwienia budzi sytuacja w Chinach, będących jedną z kluczowych gospodarek świata i drugim po USA największym konsumentem ropy naftowej na świecie. Chiny nadal borykają się z nawracającymi ogniskami pandemii – obecnie najbardziej problematyczny jest wzrost liczby zakażeń w rejonie Mongolii Wewnętrznej, jednak warto mieć na uwadze, że ogólna liczba zakażeń jest największa od sierpnia, a restrykcje pandemiczne powracają w tym kraju jak bumerang.
Najwięcej uwagi przyciągają jednak Stany Zjednoczone. Póki co widoczne jest tam spowolnienie wzrostu gospodarczego, jednak rynek pracy pozostaje silny. Nie ulega jednak wątpliwości, że podwyżki stóp procentowych prędzej czy później zaczną przynosić efekt – i zapewne w największym stopniu zobaczymy go dopiero za kilka miesięcy. To zaś oznacza, że okres wyraźniejszych spadków popytu na ropę w USA może być jeszcze przed nami.
