Chciałam stworzyć miejsce, gdzie można porzucić troski

Robert Rybarczyk
opublikowano: 2023-03-17 14:30

Jest życie poza korporacją. Udowadnia to Justyna Leśniak, była główna księgowa Ströera. Gdy odeszła z firmy, założyła salon masażu kobido. – Byłam już jak robot. Chciałam coś zmienić. Pozwoliłam sobie na to, żeby zadbać o siebie – wyjaśnia.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
Potrzebna zmiana:
Potrzebna zmiana:
Wiele osób mi mówi, że jestem odważna, bo odeszłam z korporacji. Ja tego tak nie widzę. Po prostu pozwoliłam sobie zadbać o siebie. Wtedy otoczenie też coś dostanie, bo kiedy jestem spełniona i szczęśliwa, mogę dać ludziom dużo więcej – mówi Justyna Leśniak, właścicielka salonu masażu kobido.
MAREK WISNIEWSKI

Elżbieta, szefowa spółki w jednej z warszawskich korporacji, po wyjściu z gabinetu Justyny Leśniak: „Trzeba tego doświadczyć, żeby się samej przekonać. Po kilku takich masażach twarzy jesteś jak o 20 lat młodsza! Dzięki temu nie myślę już o chirurgii plastycznej. Do tego relaks, spokój, muzyka i kadzidełka”.

Stroer.pl o sobie: „Jesteśmy jednym z liderów rynku reklamy w Polsce. Na naszą ofertę składa się sieć nośników OOH – około 15 tys. powierzchni w całej Polsce, ponad 2 tys. ekranów cyfrowych oraz wyjątkowa przestrzeń reklamowa warszawskiego metra”.

Justyna Leśniak przez 10 lat odpowiadała za finanse tej spółki jako główna księgowa.

Rodzina

Pomysł na biznes:
Pomysł na biznes:
Masaż kobido jest dla mnie jak rytuał. Towarzyszy mu spokojna, relaksująca muzyka. To półtorej godziny pracy na mięśniach twarzy i głowy. Kiedy panie wstają z łóżka do masażu, widzą, że twarz wygląda lepiej. To jest po prostu magiczne i skłoniło mnie, żeby się tym zająć – mówi Justyna Leśniak.
MAREK WISNIEWSKI

W Ströerze poznała ludzi, z którymi spędzała czas, pracując i bawiąc się. Byli jak rodzina. Do dziś utrzymują kontakt, razem jeżdżą na wakacje.

– Ja nawet mam męża ze Ströera. Naprawdę, poznaliśmy się w pracy. I nie jesteśmy jedyną parą z firmy – mówi Justyna Leśniak.

Wspomina też grupę Inspiracje, którą założyła z koleżankami.

– Pokazywałyśmy, co nas cieszy, dzieliłyśmy się doświadczeniami. Teraz tylko jedna z nas pracuje w Ströerze, ale ten nasz babski klub nadal działa i wciąż się spotykamy – mówi przedsiębiorczyni.

Przyjaźnie na całe życie i umiejętność poruszania się w świecie dały jej też studia ekonomiczne na UW. Były oknem, przez które można dostrzec różne możliwości. Już na ostatnim roku zaczęła pracę w księgowości, wpisywała dane do systemu. Pierwsze zarobione pieniądze wydała na auto. Kupiła starego forda escorta.

– To było cudowne. Myślałam, że jestem królową życia. Uwielbiałam ten samochód i dbałam o niego jak o dziecko. Uświadomiłam sobie, że pieniądze dają różne możliwości i fajnie móc je zarobić, by zrealizować marzenie. Spodobało mi się poczucie, że jestem panią swojego życia – mówi Justyna Leśniak.

W 1998 r. trafiła do Ströera, w którym pracowali młodzi, pełni zapału ludzie.

– To był początek rynku reklamowego w Polsce, a my braliśmy udział w jego rozwoju. Zaangażowanie i satysfakcja z pracy były dla mnie bardzo ważne, tak jak poczucie, że jestem częścią społeczności, że mam na coś wpływ. Ströer mi to dawał. Mocno identyfikowałam się z firmą. Śmialiśmy się, że gdyby ktoś w środku nocy powiedział, że jesteśmy potrzebni, bo kampania, która ma ruszyć następnego dnia, jest zagrożona, wstalibyśmy i sami rozwieszali plakaty. Dlatego, że Ströer to my. To było najważniejsze – wspomina Justyna Leśniak.

Była związana z finansami i brała udział w wielu projektach – łączeniach spółek, przejęciach. Zajmowała się wdrożeniami systemów, gdy firma wchodziła na giełdę.

– Miałam szczęście pracować ze wspaniałymi ludźmi – profesjonalnymi, zaangażowanymi. Dzięki temu nie czułam – jak w innych korporacjach – rywalizacji, wyścigu szczurów, żeby pokazać, kto jest lepszy. Współpracowaliśmy, pomagaliśmy sobie. Pewnie dlatego, że pracowałam w dziale finansowym, a nie handlowym, gdzie się walczy o wynik. Zespół, którym zarządzałam, i osoby, z którymi współpracowałam – wszyscy byli chętni do pomocy i współpracy, wspierali się – wspomina.

Skąd się wzięła potrzeba zmiany, skoro pracowała z ludźmi, których szanowała i lubiła, osiągnęła wysoki status w firmie, zarządzała zespołem, z którym się dobrze pracowało i któremu ufała, a ponadto miała komfort finansowy – dlaczego zrezygnowała, by zacząć od nowa?

Joga

Więcej niż trening:
Więcej niż trening:
Praktykuję jogę od sześciu lat. To dla mnie nie tylko ćwiczenia fizyczne, lecz także filozofia i sposób życia. Filozofia ajurwedyjska mówi o harmonii, osiągnięciu równowagi duchowej i cielesnej. Dała mi bazę i wsparcie, by przyjrzeć się sobie, zatrzymać, zastanowić – mówi Justyna Leśniak.
MAREK WISNIEWSKI

– Przestałam czuć pasję, zaangażowanie. Byłam jak robot. Wstawałam rano, jechałam do biura, siadałam do komputera, wykonywałam swoją pracę. Wracam do domu zmęczona i siadałam z komputerem do pracy. Pracowałam dużo i zaczynało mnie to męczyć. Nie dawało żadnej satysfakcji. Jedyne, co mi dawało, to comiesięczną wpłatę na konto. Poczucie bezpieczeństwa finansowego jest bardzo ważne, ale dla mnie było to za mało. Czułam wypalenie – przyznaje Justyna Leśniak.

Zgłosiła się do terapeutki. Ich rozmowy pozwoliły jej inaczej spojrzeć na siebie. Dostrzegła, że stać ją na to, by zastanowić się, co chce dalej robić. Mówi, że to nie był grom z jasnego nieba ani noworoczne postanowienie, tylko proces trwający dwa lata. Powoli godziła się z tym, że chce coś zmienić, bo to, co robi, nie daje jej szczęścia. Tłumaczy, że pozwoliła sobie na zrozumienie, że sama może je sobie dać.

– Na pewno pomogła mi joga. Praktykuję ją od sześciu lat. To dla mnie nie tylko ćwiczenia fizyczne, lecz także filozofia i sposób życia. Filozofia ajurwedyjska mówi o harmonii, osiągnięciu równowagi duchowej i cielesnej. Dała mi bazę i wsparcie, by przyjrzeć się sobie, zatrzymać, zastanowić. Mam mądrą nauczycielkę jogi. Wspierała mnie, pokazała drogę. Medytacje, które towarzyszą jodze, pozwalają zajrzeć w głąb siebie i uchwycić to, co dla nas ważne. Wiele osób mi mówi, że jestem odważna, bo odeszłam z korporacji. Ja tego tak nie widzę. Po prostu pozwoliłam sobie zadbać o siebie. Wtedy otoczenie też coś dostanie, bo kiedy jestem spełniona i szczęśliwa, mogę dać ludziom dużo więcej. Czułam niepewność i lęk, jak będzie. To duża zmiana, ale czułam też radość i chęć działania, żeby coś robić, uczyć się. Mimo obaw idę w to – mówi Justyna Leśniak.

Kiedy odeszła z firmy, zaczęła czytać ogłoszenia o pracę.

– Przyszła do mnie myśl, że nie tego chcę. Nie chcę znowu iść do korporacji, wchodzić w te tryby, być robotem, który rano jedzie do biura, robi swoje i wychodzi. Potrzebuję zmiany. Mam 50 lat, więc można pomyśleć, że to trochę późno na wywracanie wszystkiego do góry nogami. Ale czuję, że teraz jest ten moment. Chcę tego spróbować – przyznaje Justyna Leśniak.

Kobido

Inwestycja:
Inwestycja:
Justyna Leśniak włożyła w nową profesję około 8 tys. zł – to wydatki na kursy, łóżko do masażu, kosmetyki. Jej salon masażu kobido działa już pół roku.
MAREK WISNIEWSKI

Kiedy zrozumiała, że nie wróci do korporacji, zaczęła się zastanawiać, co chciałaby robić. Natarczywie towarzyszyła jej myśl o stworzeniu miejsca, w którym ludzie będą mogli się zrelaksować, pozbyć napięcia i stresu. Będą mogli zostawić smutki i troski. I poczuć się dobrze. Masaż kobido znała wcześniej, czuła się po nim fantastycznie.

– Jest dla mnie jak rytuał. Towarzyszy mu spokojna, relaksująca muzyka. To półtorej godziny pracy na mięśniach twarzy i głowy. Kiedy panie wstają z łóżka do masażu, widzą, że twarz wygląda lepiej. To jest po prostu magiczne i skłoniło mnie, żeby się tym zająć – mówi.

Zaczęła szukać kursów, ale szkolenia mają to do siebie, że kiedyś się kończą, a potem trzeba zacząć to robić. Miała tremę. Pierwszymi do masowania byli najbliżsi. Zainwestowała w nową profesję około 8 tys. zł – kursy, łóżko do masażu, kosmetyki. Po korporacji było ją na to stać.

Różnica:
Różnica:
W korporacji praca na mnie czekała, teraz jest inaczej – muszę być aktywna i widoczna, żeby klientki mnie dostrzegły i zdecydowały się przyjść – mówi Justyna Leśniak.
MAREK WISNIEWSKI

Podstawową różnicą między pracą na etacie i na swoim jest brak stałej pensji, która co miesiąc wpływa na konto. Dla Justyny Leśniak najważniejsza jest jednak zmiana jakości życia.

– Lubię to, co robię. Cieszę się z tego i jest to dla mnie ważne. Kiedy praca jest pasją, a nie obowiązkiem, nie można sobie wymyślić lepszego życia zawodowego. W korporacji praca na mnie czekała, teraz jest inaczej – muszę być aktywna i widoczna, żeby klientki mnie dostrzegły i zdecydowały się przyjść – mówi właścicielka salonu masażu kobido.

Co by radziła kobietom, które myślą o podobnej zmianie?

– Posłużę się cytatem buddyjskim: bez względu na to, jak trudną masz za sobą przeszłość, dziś zawsze możesz zacząć od nowa. To jest nasze życie i jesteśmy za nie odpowiedzialne. Jeżeli czujesz, że to nie jest twoje miejsce, jeśli chcesz tej zmiany – pozwól sobie na nią. Jeśli zaczniesz w nią wierzyć, masz szansę, by się zrealizować. Po prostu spróbuj – podsumowuje Justyna Leśniak.