Z jednej strony chiński eksport do Europy rośnie, z drugiej – import europejskich towarów do Chin systematycznie maleje. Pogłębia to nierównowagę w handlu i budzi niepokój w Brukseli. Unijni urzędnicy ostrzegają, że Europa może stać się śmietnikiem dla towarów, które z powodu wyższych ceł nie trafiają już na rynek amerykański.
Unia pod presją nowej fali chińskiego eksportu
W obliczu barier celnych w USA Chiny szukają alternatywnych rynków zbytu, by utrzymać swoją globalną pozycję eksportera. Coraz więcej produktów trafia do krajów Ameryki Łacińskiej i Azji Południowo-Wschodniej, ale kierunek europejski zyskuje na znaczeniu. Jak ocenia Maxime Darmet, ekonomista z Allianz Trade, „Chiny będą próbowały zwiększyć swój udział tam, gdzie napotykają mniej przeszkód”.
Choć Pekin i Waszyngton zawarły w Genewie tymczasowe porozumienie w sprawie obniżenia ceł, to cła nałożone przez USA na większość chińskich produktów wciąż są aż o 30 punktów procentowych wyższe niż na początku roku. Zwiększa to presję na Unię Europejską, która musi zdecydować, jak odnaleźć się w realiach rosnącego protekcjonizmu na świecie.
Z danych chińskich służb celnych wynika, że eksport do Unii Europejskiej utrzymuje się w pobliżu historycznych maksimów – wyżej był tylko w 2022 r., kiedy po pandemii doszło do gwałtownego wzrostu handlu. Tymczasem import z UE maleje, co widać nie tylko w skali całej Wspólnoty, ale także w relacjach dwustronnych – m.in. z Niemcami.
Chiny z rekordową nadwyżką wobec Niemiec
W 2020 r. to Niemcy miały dodatni bilans w handlu z Chinami – sięgający 18 mld USD. Jednak już w 2024 r. sytuacja się odwróciła, a Państwo Środka osiągnęło nadwyżkę w wysokości 12 mld USD. Dane za początek 2025 r. wskazują, że nadwyżka może przekroczyć 25 mld USD do końca roku – byłby to absolutny rekord.
Jednym z głównych sektorów odpowiedzialnych za zmiany w bilansie handlowym są samochody. W latach 2019–24 eksport samochodów z Chin do UE wzrósł niemal 17-krotnie, podczas gdy eksport europejskich aut do Chin systematycznie maleje. Choć unijne cła spowolniły wzrost eksportu chińskich pojazdów elektrycznych, producenci z Państwa Środka zrekompensowali to, zwiększając dostawy hybryd i aut spalinowych.
Dodatkowym czynnikiem pogłębiającym dysproporcje jest kurs walutowy. Juan osłabił się wobec euro do najniższego poziomu od ponad dekady, co jeszcze bardziej zwiększa atrakcyjność cenową chińskich towarów. Jednocześnie malejące zamówienia z Chin na produkty europejskie to również efekt rosnącej siły lokalnych firm w Państwie Środka, które wypierają zagranicznych dostawców.
Europa szuka sposobu na obronę własnego przemysłu
Choć europejscy decydenci do tej pory starali się unikać konfrontacyjnego podejścia wobec Chin, coraz częściej mówi się o konieczności ochrony rodzimych branż. Maros Sefcovic, unijny komisarz ds. handlu, przyznał niedawno, że Bruksela monitoruje ryzyko tzw. przekierowania handlu – pierwsze wyniki tej analizy mają zostać przedstawione w połowie maja.
Zdaniem ekspertki francuskiego banku inwestycyjnego Natixis, Alicii Garcii Herrero, w czasach protekcjonizmu „otwarty handel po prostu nie działa, bo niszczy własny przemysł”. Jej zdaniem UE musi zacząć chronić nie tylko przemysł motoryzacyjny, ale wszystkie sektory, w których chce budować konkurencyjność.
Stosunki Pekinu z Brukselą już są napięte – zwłaszcza w kontekście ceł na chińskie pojazdy elektryczne i chińskich sankcji na europejskie produkty, takie jak francuski koniak. W czwartek w Paryżu ma dojść do rozmów wicepremiera Chin He Lifenga z francuskimi urzędnikami. W tym samym czasie ministrowie handlu UE spotkają się w Brukseli, by omówić przyszłość relacji handlowych z Chinami.
Obserwatorzy są zgodni: Europa nie może już dłużej pozostawać bierna w narastającym konflikcie handlowym między dwiema największymi gospodarkami świata. Choć sama nie zaostrza ceł, coraz wyraźniej odczuwa skutki starcia między Stanami Zjednoczonymi a Chinami.