Jeśli w którymś domu czy biurze nie stoi jeszcze choinka, to z pewnością stanie. Wiele będzie sztucznych. Zapewne wykonano je w Koziegłowach.
Koziegłowy są niewielką, czternastotysięczną gminą w województwie śląskim.
— Witam w „Nadleśnictwie Sztucznej Choinki” — śmieje się w progu swego gabinetu Stanisław Błoński, wiceburmistrz Koziegłów.
Jest tu zarejestrowanych aż 250 firm, które trudnią się wyrobem świątecznych drzewek, girland i wieńców z tworzywa sztucznego. Pięć lat temu było ich 460.
— Część zrezygnowała z tej działalności w związku ze zmianą przepisów KRUS, część produkuje chałupniczo dla większych firm — wyjaśnia powód recesji burmistrz.
Przykryli plaże kapeluszami
Początki choinkowego boomu w Koziegłowach sięgają końca lat osiemdziesiątych.
— Ponoć właścicielka jednego ze sklepów nie mogła zamówić więcej niż trzech choinek u producenta, którym była wówczas jakaś spółdzielnia inwalidów, więc zawiązała się u nas spółka i zaczęła produkować drzewka — mówi Stanisław Błoński.
Jednym z pierwszych producentów był Marian Sojski, prowadzący dużą firmę Sonic.
— Pomysł zrodził się przypadkowo, a później powstawały kolejne firmy. Jeden podglądał drugiego i zaczynał działać na własną rękę — tłumaczy Sojski.
Dziś na płotach koziegłowskich obejść nietrudno natknąć się na szyld reklamujący produkcję choinek, girland lub stojaków choinkowych.
— Gdyby nie choinki, byłoby tu zagłębie bezrobocia. Jedni produkują, inni pracują u wytwórcy, robią maszyny do ich produkcji lub części — mówi Marcin Macherzyński, prowadzący wspólnie z bratem firmę Roy.
— Ludzie tu zawsze byli przedsiębiorczy. Poza tym swego czasu słynęliśmy z wyplatania pięknych słomkowych kapeluszy, choć tak naprawdę zrobione były z osikowego łyka. W latach siedemdziesiątych, choćby nad polskim morzem, prawie każdy taki kapelusz pochodził od nas. Teraz są to choinki — dowodzi burmistrz.
Igła do igły
Produkcja drzewek nie wydaje się skomplikowana.
— Nacinana taśma z tworzywa sztucznego wplatana jest w drut. Po pocięciu iglaka na odcinki w podobny sposób tworzy się gałązkę. Następnie wszystkie elementy łączone są w całość — tłumaczy Marcin Macherzyński z firmy Roy.
Prawdopodobnie większość sztucznych drzewek w polskich domach pochodzi z Koziegłów. Stąd trafiają do sklepów, na targowiska i dużych sieci handlowych.
— Współpracujemy z sieciami handlowymi. Jedyną niedogodnością jest konieczność pakowania wyrobów w pudełka dostosowane do europalet — przyznaje Joanna Wiśniewska, właścicielka firmy Mat-Pol.
Wyroby koziegłowskich producentów trafiają również za granicę — głównie do krajów dawnego bloku wschodniego. Na rynki zachodnie trudniej się jest przebić z uwagi na konkurencję z Chin.
— Co roku uczestniczymy w targach we Frankfurcie. Zawsze można tam coś podpatrzeć. Trzeba jednak przyznać, że producenci z Chin przywożą prawdziwe cudeńka. Ich choinki często wyglądają jak żywe. Wydaje się, że są zrobione z jedwabiu. Staramy się im dorównać, ale oni wciąż przodują na rynku — uważa Joanna Wiśniewska.
Choinka wyprodukowana w Chinach jest jednak znacznie droższa od krajowej. Zdaniem producentów, za drzewko standardowej wysokości (2,2 m) trzeba zapłacić nawet 600 zł wobec około 100 zł za polski wyrób.
Właśnie z Chin pochodzi modna ostatnio choinka ze światłowodów. Jej gałązki migają różnymi kolorami. U nas popularność zdobywają drzewka wykonane z żyłki i mające elementy naturalne wstawione w sztucznym drzewku.
— Dodajemy prawdziwe szyszki, naturalny pień — zaznacza Joanna Wiśniewska.
Do dziwactw można zaliczyć zamówienia na choinki w zaskakujących kolorach.
— Miałem wykonać dla pewnej firmy kilkadziesiąt czerwonych drzewek. Ponieważ zamówienie zostało złożone późno, nie udało mi się zdobyć czerwonej folii — mówi Marcin Macherzyński.
Sezon choinki
Choinkowy biznes nie wszystkim firmom zapewnia byt przez cały rok. Dla większości jest to zajęcie sezonowe lub jedno z kilku. Zwłaszcza że poziom zysków bardzo się obniżył. Kiedyś do kieszeni wytwórcy trafiało nawet 70 proc. z ceny wyrobu. Dziś około dziesięć.
Władze gminy przez kilka lat organizowały Święto Choinki.
— Był to festyn połączony z prezentacją naszych wyrobów. Liczyliśmy na napędzenie koniunktury. Pewnie dlatego, że organizowaliśmy go w gorącym dla producentów czasie coraz mniej było zainteresowanych wystawców. Szkoda, bo mogło się to stać naszą wizytówką — mówi burmistrz Błoński.