Wciąż jest jednak aktualne, porządek ma objąć co najmniej dwie polityczne młócki – forsowaną przez PiS rozprawę z TVN pod płaszczykiem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawowe podniesienie o 40 proc. wynagrodzenia prezydenta. Ta druga ustawa raczej przejdzie, natomiast w sprawie „lex TVN” wyniku – a także ostatecznej treści ustawy – nikt na razie nie zna. Jarosław Kaczyński wciąż nie może doliczyć się w Sejmie pewnej większości, zatem może w ostatniej chwili rozkazać niewstawianie projektu (chociaż zaliczył on już pierwsze komisyjne czytanie) do porządku. Porozumienie Jarosława Gowina konsekwentnie obiecuje, że nie poprze uderzenia w amerykańskiego właściciela stacji tak wrażej według PiS.
Ustawa telewizyjna merytorycznie nie ma jakiegokolwiek związku z pakietem podatkowym, ale politycznie – ogromny. Porozumienie także w sprawie PŁ okazuje się krnąbrne i nie akceptuje niektórych fundamentalnych części podatkowej rewolucji. Taki jest zresztą najprawdziwszy powód rozciągnięcia konsultacji w czasie, a nie żadne tam „sygnały płynące z rynku”. Przez ponad pięć lat obecni władcy już wielokrotnie dowiedli, że jeśli czują większość parlamentarną, to absolutnie nie obchodzą ich jakiekolwiek opinie instytucji czy organizacji, w tym reprezentatywnej ustawowo Rady Dialogu Społecznego. Sytuacja radykalnie się jednak zmienia, gdy brakuje im szabel w Sejmie (do uchwalenia, a później do przełamania niezgody Senatu) – wtedy wymiękają. Zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak.
Wydarzeniem komplikującym sytuację PiS może stać się wyrzucenie w środę wiceminister Anny Korneckiej. Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii stało się gospodarstwem wicepremiera Jarosława Gowina, który obsadził je swoją partyjką. Notabene Ministerstwo Sprawiedliwości w jeszcze większym stopniu Zbigniew Ziobro zawłaszczył dla swojej przystawki, czyli Solidarnej Polski. Zgodnie z politycznymi standardami ruchy kadrowe w grupie wiceministrów odbywają się na wnioski odpowiednich ministrów. Przy powoływaniu jest to raczej przestrzegane, w zasadzie nie zdarzają się wrzutki, ewentualnie minister milcząco je akceptuje. Nie dotyczy to jednak wyrzucania, od czasu do czasu premier podejmuje taką decyzję całkowicie poza plecami ministra, ba, przy jego sprzeciwie. Taki właśnie los spotkał podsekretarz stanu Annę Kornecką, która śmiała podnieść rękę na świętość, czyli PŁ. PiS zarzuciło jej wręcz sabotowanie sztandarowych projektów, czyli programu budowania domów do 70 m kw. bez pozwolenia oraz kupowania mieszkań bez wymaganego wkładu własnego. Tak naprawdę poszło o to, że wiceminister publicznie skrytykowała pakiet podatkowy PŁ, a zwłaszcza upowszechnianie nieprawdy, że 90 proc. Polaków skorzysta na podniesieniu podatków „tylko dla określonej grupy przedsiębiorców”. Wyjątkowe oburzenie prezesa z ulicy Nowogrodzkiej wywołały jej słowa „nie ma na to naszej zgody” wypowiedziane w imieniu Porozumienia. Wspomniała nawet o możliwości wyjścia tej przystawki z tzw. Zjednoczonej Prawicy. Oczywiście trudno oceniać moc jej słów, zwłaszcza że nie jest posłanką i wraz z odwołaniem ze stanowiska jej formalna decyzyjność stała się zerowa. Potwierdza się jednak, że konflikt na szczytach obozu tzw. dobrej zmiany nabrzmiewa.
