Korpomowę pełną anglicyzmów - takich jak na przykłąd "kejs" czy "dedlajn" - wielu pracowników traktuje z przymróżeniem oka, a znaczny odsetek postrzega jako symbol pustosłowia i komunikacyjnej przesady. Co myślą o niej aktywni zawodowo Polacy? Jak wynika z badania „Nie mów do mnie ASAP! O spoko języku w pracy", aż 87 proc. pracowników biurowych słyszy w firmach irytujące ich słowa lub sformułowania. Co ciekawe, najbardziej denerwujące ich wyrażenia padają przeważnie z ust przełożonych, czyli szefów i zarządu (45 proc. wskazań). Nieco rzadziej pracownicy słyszą je od innych członków zespołu (37 proc.) i pozostałych zatrudnionych (34 proc.).
Wolą po polsku
Czego Polacy nie lubią w korpomowie? Jak wskazuje raport, najbardziej nielubiane wśród badanych są anglicyzmy, zapożyczenia oraz nieużywanie polskich odpowiedników (20 proc.). 14 proc. respondentów denerwują zbywające odpowiedzi, typu nie pamiętam i nie wiem. Co dziesiątego pracownika irytują padające w przestrzeni firmowej przekleństwa i wulgaryzmy, a 5 proc. określenia oceniające daną osobę lub styl jej pracy.
– Język, jakiego używamy w pracy, to narzędzie ważne, złożone i nie służące tylko do wystosowywania zakazów oraz nakazów, ale też do budowania relacji. Słowa kształtują naszą rzeczywistość i nas jako pracowników, a także po prostu – jako ludzi, istoty społeczne. To, jak mówimy do siebie w firmie i czy dbamy o to, by nie tylko mówić, ale i słuchać, a więc rozumieć się wzajemnie, przekłada się na to, jak wykonujemy swoje obowiązki i jaką tworzymy kulturę wewnątrz naszych organizacji – mówi Joanna Tracewicz, starsza menadżerka ds. strategii komunikacyjnej w rocketjobs.pl i justjoin.it.
Z raportu wynika, że respondenci krytycznie oceniają własne błędy komunikacyjne i wykazują autorefleksję. Aż jedna trzecia ankietowanych żałuje słów wypowiedzianych w miejscu pracy. Jakich najczęściej? Przede wszystkim określeń oceniających, krytykujących, niemiłych oraz wulgaryzmów i zwrotów agresywnych. Co ciekawe, statystycznie to mężczyźni częściej żałują wypowiadania obraźliwych tekstów (23 proc.). Wśród kobiet odsetek ten wyniósł 18 proc.
Tematy tabu
Z badania dowiadujemy się również, że dobra atmosfera w pracy i poczucie humoru należą do najważniejszych elementów satysfakcji zawodowej (to zdanie 67 proc. ankietowanych). Są jednak tematy, z których żartować nie warto. Pracownicy negatywnie oceniają dowcipy na temat statusu społecznego i materialnego (61,8 proc.) oraz pochodzenia (60,2 proc.). 57,1 proc. respondentów uważa, że nie należy żartować z orientacji seksualnych i uczuć religijnych (po 57,1 proc.). Prawie połowa badanych (47,1 proc.) negatywnie ocenia dowcipy dotyczące ubioru i wyglądu zewnętrznego. Z kolei 35,7 proc. ankietowanych uważa, że nie należy żartować z preferencji politycznych.
W komunikacji online trudniej odczytać intencje rozmówcy. Prawie 68 proc. respondentów zauważa większą skłonność do nieporozumień w komunikacji cyfrowej niż w przypadku spotkań twarzą w twarz. Drogą online trudniej jest odczytać intencję rozmówcy. Co ciekawe, zdecydowana większość respondentów (86 proc.) przyznała, że emotikony poprawiają zrozumienie wiadomości.