Pierwsze półrocze 2020 zdecydowanie należało do rynku NewConnect. Zdołowany NCIndex tylko w drugim kwartale 2020 r. zyskał 78 proc., co było wyrazem siły inwestorów indywidualnych, którzy odpowiadali za 93 proc. obrotu.
Piękna bajka gwałownie skończyła się jednak 30 lipca. NCIndex spadł tego dnia o 15 proc., co było najgorszą sesją tego indeksu w historii. W kolejnych tygodniach inwestorów czekała dalsza korekta. W efekcie obecnie NCIndex notowany jest o 20 proc. poniżej lipcowego szczytu.
Co jednak ciekawe, to właśnie na okres korekty od sierpnia do listopada przypada większość tegorocznych obrotów na NewConnect (52 proc.). Obrotów, które - co warto dodać - w ciącu 11 miesiący tego roku były niemal równe tym, osiągniętym w sumie między rokiem 2010 a 2019.

Koronawirusowe nadzieje
By zrozumieć hossę na NewConnect nie można ograniczyć się jedynie do słowa „koronawirus”. Już pod koniec 2019 r. inwestorzy widzieli, że coś się zmienia. Gamingowe i fotowoltaiczne spółki zaczęły przynosić inwestorom ponadprzeciętne stopy zwrotu, które zostały dostrzeżone przez rynek i uwidoczniło się to nie tylko w notowaniach samego NCIndeksu, ale również obbrotach. Te już styczniu były o 142 proc. wyżśze rok do roku, choć jeszcze niewielu obawiało się, że koronawirus zarazi Europę.
W kolejnych miesiącach to jednak pandemia przejęła stery rynku.
Po pierwsze sprzyjała temu charakterystyka NewConnect, na którym nie brakowało spółek innowacyjnych, biotechnologicznych i gamingowych (albo przynajmniej takich, które za takie uznano). A więc tych, które w trakcie pandemii były w cenie.
Po drugie - zamknięci w domach inwestorzy szukali miejsca do ulokowania pieniędzy po obniżce stóp procentowych (co skutkowało spadkiem oprocentowanie lokat niemal do zera).
Po trzecie - spółki, które po jednym komunikacie rosły po kilkaset procent, były zachętą dla tych, którzy zapragnęli szybko się wzbogacić. Wystarczyło, że raport bieżący posiadał w sobie jedną frazę – COVID-19. Wyceny przestały być racjonalne, o czym najlepiej świadczy fakt, że mediana zwyżek za okres od początku roku do 29 lipca na NewConnect wyniosła 54 proc. Więcej niż co druga spółka zyskała przeszło 50 proc. w siedem miesięcy.
Małe krachy
Korekta była kwestią czasu i kolejne miesiące ją przyniosły, choć nie była ona tak burzliwa, jakby wskazywały na to wcześniejsze zwyżki. Mediana stopy zwrotu po 29 lipca, a więc liczona od dnia, gdy NCIndex wyznaczył tegoroczny szczyt, wynosi równe 0 proc. Mniej więcej połowa spółek zyskała i połowa straciła.
Jeżeli jednak spojrzy się na liderów hossy (60 spółek z najwyższymi stopami zwrotu od początku roku do 29 lipca) sprawa wygląda już nieco gorzej. Choć wciąż mediana za cały rok pokazuje wzrost o 270 proc., to jednak licząc od sesji 29 lipca mediana wynosi już -36,6 proc. Dziesiątka spółek z tego grona straciła ponad 60 proc. A przecież spadki na niektórych firmach zaczęły się już wcześniej. Osoby, które kupiły na szczycie, notują spore straty, mimo iż dla wielu spółek rok – pod względem notowań – jest doskonały.
Wyniki w górę, ale…
Zastrzeżenie dotyczące notowań jest bardzo istotne: kursy a wyniki to bowiem często dwie różne bajki. O ile w wynikach za III kwartał rzeczywiście widać poprawę rok do roku, to jednak mediana wzrostu zysku netto dla spółek z NewConnect wynosi 27,6 proc. To zdecydowanie mniej niż wyniósł wzrost notowań. Dodatkowo kwartał do kwartału wyniki są słabsze - mediana spadku wynosi 6,5 proc. Choć na rynku są perełki, to jednak w szerszym ujęciu nie ma mowy o wynikowym eldorado. A przecież takie eldorado panowało w pierwszym półroczu na akcjach większości spółek z rynku.
Zresztą nieprzypadkowo korekta na NewConnect rozpoczęła się pod koniec lipca, na ten okres przypada bowiem sezon publikacji wyników za II kwartał, a więc swoiste „sprawdzam” dla koronawirusowych zwyżek. Tutaj z kolei nie brakowało rozczarowań, bywały również sytuacje, gdy wyniki były świetne jeśli porównać rok do roku, jednak nie sprostały wygórowanym oczekiwaniom. Dysproporcja między wzrostem na giełdzie, a wzrostem w rachunku zysków i strat dała o sobie znać, co szerzej opisywaliśmy w sierpniu w „Pulsu Biznesu” w artykule „Zyski spółek z NewConnect nie nadążają za kursami”.
Plusy dodatnie
Wyniki to zresztą kolejna specyficzna rzecz dla Newconnectowej hossy. Przeszło 40 proc. notowanych spółek w III kwartale 2020 r. zanotowało stratę. Na małej giełdzie przeważają przede wszystkim spółki małe, na wczesnym etapie rozwoju, które charakteryzują się mniejszą stabilnością biznesu niż podmioty z rynku głównego. To, w połączeniu z stosunkowo niewielką płynnością na akcjach, pomagało w zwyżkach w trakcie koronawirusowej hossy. Po pierwsze, ciężko było inwestorom wycenić wpływ niektórych błahych i enigmatycznych komunikatów na wyniki małych firm, po drugie - przy małej płynności łatwiej o spektakularne ruchy. Przy spadkach ten ostatni argument działa jednak na niekorzyść inwestorów. Nawet mimo gwałtownego wzrostu obrotów, te wciąż w ciągu miesiąca (dane za listopad) wynoszą ledwie 1,5 mld zł. A suma ta dzieli się przecież nierównomiernie na 374 spółki. Na głównym rynku takie obroty bywają generowane w ciągu jednej sesji.
Niemniej ciężko uznać zbliżający się powoli do końca rok za słaby dla małej giełdy. Mimo korekty NCIndex wciąż jest na 109-procentowym plusie licząc od początku roku. Aż 71 proc. spółek z rynku w tym okresie może pochwalić się dodatnią stopą zwrotu. Dodatkowo obroty wskazują, że rynek w końcu został szerzej dostrzeżony przez inwestorów indywidualnych. Choć tutaj warto się zastanowić, czy gwałtowne zwyżki przeplatane gwałtownymi spadkami to akurat najlepsza reklama dla rynku kapitałowego. Oczywiście na NewConnect nie brak spółek z solidnymi fundamentami biznesowymi, płacących regularne dywidendy, wydaje się jednak, że 2020 r. wyraźnie utrwalił obraz małej giełdy jako raju dla spekulantów.