Ograniczenia w niedzielnym handlu, powszechne w krajach Europy Zachodniej, w Polsce obowiązują od niespełna czterech lat. Ustawowy zakaz od początku miał długą listę wyjątków, z których z biegiem czasu coraz śmielej zaczęły korzystać duże sieci handlowe. Markety i dyskonty podpisywały umowy z operatorami pocztowymi, na mocy których stawały się punktami nadań i odbioru przesyłek - i dzięki temu mogły otwierać się w niehandlowe niedziele.
Ustawodawca w końcu zareagował - po szybkich pracach legislacyjnych w czwartek, 14 października, Sejm przyjął ostateczną wersję nowelizacji ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele, zamykającą pocztową furtkę. Odrzucił przy tym większość poprawek Senatu, który m.in. chciał rozszerzyć katalog osób, mogących w niedziele pomagać w sklepach ich właścicielom, którzy cały czas mogą stać za ladą.
Przy okazji odżyła dyskusja o tym, czy ograniczenie niedzielnego handlu jest sensowne - i kto na nim traci oraz kto korzysta. W "PB do słuchania" postanowiliśmy wysłuchać głównych stron sporu i spytaliśmy przedstawicieli pracowników oraz biznesu o ocenę ustawy, jej nowelizacji - a także poprosiliśmy o przedstawienie wizji tego, jak należałoby uregulować niedzielny handel tak, by wilk był syty, a owca cała.
Pierwszym gościem nie mógł być nikt inny, niż Alfred Bujara, przewodniczący handlowej "Solidarności" i człowiek, który przez lata zbierał podpisy pod obywatelskimi projektami ustaw, mających poprawić sytuację pracowników. Ta według niego wciąż jest bardzo zła, choć uwolnienie pracowników dyskontów i marketów od pracy w niedziele trochę ją poprawiła. Lista zarzutów wobec sieci jest jednak długa, a przewodniczący ma też nowe pomysły na to, jak - przy pomocy ustaw - dałoby się uregulować relacje między pracodawcami a pracownikami i ulżyć doli zatrudnionych w handlu. To najdłuższa rozmowa w tym podcaście - i pewnie najważniejsza, bo głos związków zawodowych wciąż zbyt rzadko wybrzmiewa w mediach biznesowych.
Biznes też ma jednak dużo do powiedzenia i warto go słuchać. Dlatego kolejnymi rozmówcami są jego przedstawiciele. Zaczyna Renata Juszkiewicz, szefowa Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza największe sieci dyskontów i marketów. Giganci polskiego handlu detalicznego niedzielne ograniczenia oczywiście kontestują i odżegnują się od zarzutów, że czyniąc ze sklepów placówki pocztowe omijali prawo. Mają też swoje pomysły na to, jak zapewnić pracownikom należny odpoczynek, a klientom umożliwić robienie zakupów przez cały tydzień.
Ograniczenia niedzielnego handlu miały pomóc małym sklepom. Czy pomogły? Na to pytanie odpowiada Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu, która zrzesza drobnych detalistów oraz organizatorów dużych systemów franczyzowych, takich jak Eurocash i Żabka. Tu opinia nie jest tak jednoznaczna, jak w przypadku związku marketów i dyskontów, bo dla małego biznesu niedzielne ograniczenia mają też dobre strony - choć niewątpliwie wymagają doszlifowania.
Biznesową triadę wieńczy Krzysztof Poznański, dyrektor generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych. Właściciele galerii z zakazem mają duży problem, bo dla nich i ich najemców niedziela była dniem żniw - w przeciwieństwie do sklepów spożywczych, w których zawsze był to najsłabszy dzień pod względem obrotów. Jeszcze przed wprowadzeniem zakazu PRCH przedstawiała wyliczenia, mówiące o miliardowych stratach i wielotysięcznym spadku zatrudnienia, który miałby być skutkiem wyłączenia niedziel z normalnego handlu. Tak źle może nie jest, ale koszty utrzymania w niedzielę galerii z czynnymi restauracjami, ale zamkniętymi sklepami na pewno doskwierają - co jeszcze mocniej uwidoczniło się w czasie pandemii.
Wszystkie odcinki Pulsu Biznesu do słuchania znajdziecie na stronie www.pb.pl/dosluchania i w aplikacjach podcastowych, w tym na Spotify i Apple Podcasts.