Czarny poniedziałek w grupie Getinu

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2018-08-20 22:00

Z szafy Idea Banku wysypały się trupy, które wcześniej były w garderobach wielu spółek Leszka Czarneckiego. Zawsze trafiały tam w podobny sposób

Przeczytaj i dowiedz się:

  • ile stracił Leszek Czarnecki na poniedziałkowej sesji i o ile stopniała wartość jego majątku w ostatnich latach
  • dlaczego kursy spółek Czarneckiego zanurkowały
  • jakie są kulisy kryzysu w imperium miliardera

 

 

Leszek Czarnecki zapytany podczas wiosennej konferencji WallStreet w Karpaczu, czy w spółkach, które kontroluje, są jeszcze jakieś trupy w szafie, odpowiedział żartem: „Nekrofilem nie jestem”. Po czym na serio dodał, że gdyby były, to musiałby puścić komunikat, a jeśliby wiedział o nich i nie ujawnił informacji, złamałby prawo.

W piątek 17 sierpnia okazało się, że w Idea Banku zaczęła się właśnie kolejna odsłona filmu, który od kilku lat regularnie grany jest w grupie finansowej wrocławskiego biznesmena. Był na afiszu w Getinie, Open Finance, Open Life, teraz w Idei i Tax Care. Wcześniej pojawił się w mniej znanych brandach grupy, jak Dom Bank, Interbank, Panorama Finansowa, PDK Fiolet. Wszędzie obowiązywał mniej więcej ten sam scenariusz: powstaje spółka, której większościowym udziałowcem jest Leszek Czarnecki, a resztę obejmują założyciele i równocześnie menedżerowie, agresywnie wchodzą na rynek, pompują bilanse, zbierają laury i nagrody, gdyż każdy z biznesów jest dobrze opakowany PRowo i marketingowo, a później pojawiają się zarzuty o misselling, poprzedzające odpisy i spadki wyników.

Bank inny niż reszta

Z Idea Bankiem wydawało się, że będzie inaczej. Bank powstał w 2010 r., kiedy znane były już grzechy bratniego Getinu, związane z agresywną sprzedażą kredytów hipotecznych i częściowo PDK Fiolet, który popłynął na kredytach gotówkowych. Idea to miała być nowa, lepsza twarz bankowości Leszka Czarneckiego. Bank od początku pozycjonował się jako start-up, a później jako fintech, kiedy to słowo weszło na stałe do słownika. Rzutki, technologiczny gracz, innowator, niszowy i dochodowy. Niszę znalazł sobie na rynku mikrofirm i firm bardzo małych, czyli tam, gdzie większość banków wtedy nie zaglądała, bo ryzyko klienta, który prowadzi biznes sześć miesięcy jest zbyt duże. Idea to był start-up dla start-upów, kompleks rozwiązań dla małych firm: od bankowości przez księgowość po doradztwo podatkowe i prawne. Wszystko transparentnie, po partnersku, jak to przedsiębiorca z przedsiębiorcą. Założyciele Idei zawsze podkreślali, że czują się bardziej przedsiębiorcami niż menedżerami.

Pomimo pozytywnego przesłania i marketingu debiut Idei na giełdzie wypadł nadzwyczaj słabo (czytaj obok). Gdyby nie pomoc siostrzanych spółek z grupy, w ogóle nie doszedłby do skutku. Leszek Czarnecki miał żal do mediów o negatywny przekaz tuż przed IPO, ale fakty były takie, że sentyment wobec spółek wrocławskiego inwestora był zupełnie inny niż kilka lat wcześniej.

Dystans wobec Idei już pozostał. Nie udało się przełamać bariery pomimo dobrych wyników osiąganych przez bank. Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowy wyjaśniał dwa lata temu: „Jest to młody bank, młody model biznesowy, który rozwija się w czasach koniunktury. W momencie kiedy w gospodarce pojawią się problemy z płynnością okaże się, za ile faktur klienci Idei, drobni przedsiębiorcy bez stałego dochodu, będą dostawać pieniądze i spłacać zobowiązania. Wtedy dopiero okaże się, jaki jest koszt ryzyka w banku”. Jak się okazało, szaty z króla opadły nie kryzysie, ale w szczycie koniunktury. Coś poszło nie tak w banku, który może pupilem rynku nie był, ale wydawało się, że jako jedna z nielicznych niefrankowych instytucji, ma w miarę zdrowy bilans.

— Leszek Czarnecki nie zna się na bankowości, co sam w rozmowach ze współpracownikami przyznaje. Na biznesy patrzył przez pryzmat dużych liczb. Sądził, że przy szybko rosnącym bilansie i wyniku wystarczy, że będzie pilnować ryzyka, a biznes mu nie wybuchnie w rękach. Nie zna się jednak na produktach i nie wiedział, że duże liczby nie mówią prawdy — wyjaśnia jeden z pracowników grupy inwestora.

Ryzyko dość łatwo wywieść w pole, przynajmniej na krótką metę, sprzedając kredyty z balonowymi ratami, promocyjnie obniżonymi ratami na jakiś czas. Dopiero kiedy okres karencji się kończy, wtedy wychodzi na jaw, który klient spłaca zobowiązanie.

— Przypadek Idei pokazuje, że w grupie niewiele się zmieniło od afery polisolokat z lat 2012-13, w które spółki Leszka Czarneckiego były uwikłane — mówi jeden z naszych rozmówców.

Wtedy agresywna sprzedaż produktów inwestycyjnych, których klienci nie rozumieli, zakończyła się skandalem oraz stratami finansowymi i wizerunkowymi.

Winni są ludzie

Podczas dorocznej konferencji inwestorów w Karpaczu Leszek Czarnecki tłumaczył: „Dużym moim błędem był dość słaby dobór ludzi, którzy, niestety, wdrażali w banku takie, a nie inne produkty. Też mi osobiście wiedzy nie starczało”.

Trzeba dodać, że biznesmen zasiadał w radach nadzorczych kluczowych spółek. W przeszłości wielokrotnie podkreślał zalety modelu zarządzania menedżmentem, jakiemu hołduje, czyli zatrudnianiu nie menedżerów, ale przedsiębiorców, którzy jak on byli udziałowcami rozwijanych przez siebie biznesów. Dzisiaj z tamtej „starej gwardii”, z którą biznesmen budował swoje imperium, nie został już nikt. Jako pierwszy za burtę wypadł Krzysztof Spyra, w przeszłości członek zarządu Noble Banku, Getinu, prezes Open Finance. Niedługo późnej Leszek Czarnecki rozstał się z Maurycym Kuhnem, założycielem Expandera, a później kluczowego menedżera w wielu spółkach. Ostanie miejsce pracy to również Open Finance, którym kierował. Jesienią ubiegłego roku niespodziewanie z posady prezesa Idea Banku odszedł Jarosław Augustyniak, jego założyciel, menedżer, który z Leszkiem Czarneckim przepracował kilkanaście lat. Wraz z nim dymisję złożył Dominik Fajbusiewicz, członek zarządu. Wiosną tego roku walne Idei nie udzieliło im absolutorium.

Najbogatszy Polak

Dziesięć lat temu Leszek Czarnecki znalazł się na szczycie listy najbogatszych Polaków. Dziennik „The Wall Street Journal” umieścił go wśród 10 najlepszych menedżerów w naszej części Europy. To był szczyt sukcesu i potęgi wrocławskiego biznesmena. Choć później zebrał mnóstwo laurów, nagród i tytułów, a jego imperium finansowe rozrosło się do ogromnych rozmiarów, w ostatnim roku przed kryzysem jego gwiazda zaczęła blaknąć. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby kilka miesięcy wcześniej, jesienią 2007 r., udało mu się sprzedać Getin Bank hiszpańskiej grupie La Caixia. Leszek Czarnecki chciał podobno za bank 2 mld zł i Hiszpanie początkowo gotowi byli zapłacić tyle za bilet na polski rynek bankowy, ale w Barcelonie znacznie wcześniej niż u nas zaczęły pojawiać się podmuchy nadciągającego finansowego tsunami i wycofali się z transakcji. Tymczasem Getin od początku budowany był właśnie pod sprzedaż. W niebywale agresywny sposób budował bilans, głównie przy pomocy kredytów walutowych udzielanych nawet na 150 proc. wartości nieruchomości, niemal każdemu, kto wykazał jakie takie regularne dochody.

W rok po nieudanej sprzedaży Getin i siostrzany Noble Bank, wyładowane kredytami frankowymi, zderzyły się z kryzysem finansowym. Leszek Czarnecki musiał połączyć banki, żeby razem mogły spełnić regulacyjne wymogi. Później były niesławne polisolokaty, produkty inwestycyjne, słabnąca reputacja banku, spadające stopy, rosnące wymogi. Getin Noble Bank, który w 2015 r. miał zarobić miliard na czysto, od dwóch lat ma straty i jest w programie naprawczym.

Leszek Czarnecki w Karpaczu tłumaczył, że bank wyhamowały coraz to nowe wymogi kapitałowe, ale przyznał, że „przy agresywnych produktach portfel się psuł”. „Szczęśliwie w zeszłym roku zakończyliśmy cały proces restrukturyzacji”. Dopytywany, czy jest szansa, że Idea i Getin będą zyskowne w tym roku, odpowiedział, że tak.