Sztuczna inteligencja rozbudza w nas wyobraźnię, ekscytację, ale też przerażenie. Nie brakuje bowiem alarmistycznych narracji o tym, że wkrótce wiele miejsc pracy zostanie zautomatyzowanych. Dobrym przykładem jest niedawna wypowiedź Dario Amodei'ego, szefa Anthropic, który powiedział w wywiadzie: „Sztuczna inteligencja może wyeliminować połowę wszystkich stanowisk pracy dla pracowników umysłowych na poziomie podstawowym i zwiększyć bezrobocie do 10-20 proc. w ciągu najbliższych pięciu lat". Jego zdaniem branże takie jak finanse, IT i prawo wchodzą w czas rewolucyjnych zmian, które wkrótce wywołają falę masowych zwolnień.
Takie stwierdzenia są nośne, bywają atrakcyjne medialnie, więc naturalnie wzbudzają obawy w społeczeństwie. Na przykład 64 proc. Amerykanów sądzi, że AI zmniejszy zatrudnienie w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Strach, że technologia zepchnie ludzi na margines, często powraca w dyskusjach i nie jest żadnym novum. Jednak dane pokazują inny obraz rzeczywistości i warto, co jakiś czas o tym przypominać.
Ostatnio analitycy Budget Lab pokazali, że sztuczna inteligencja na razie nie wywiera istotnego wpływu na rynek pracy. A minęły już prawie trzy lata, a to wystarczająco długo, by wywołać jakieś większe perturbacje. W swojej analizie piszą: „[…] rynek pracy nie doświadczył zauważalnego wstrząsu od czasu premiery ChatGPT w listopadzie 2022 r., co podważa obawy, że automatyzacja oparta na sztucznej inteligencji obecnie ogranicza popyt na pracę umysłową w całej gospodarce".
Wykres pokazuje tempo zmian w strukturze zatrudnienia w USA. Im wyższy wskaźnik, tym głębsza transformacja rynku pracy – niektórych zawodach szybko przybywa pracowników, w innych ubywa, znikają lub powstają nowe profesje. Przykładowo, jeżeli na początku programiści stanowią 2 proc. pracujących, a po roku 3 proc., to odnotowujemy różnicę 1 pkt proc. Ten wskaźnik to suma takich różnic. Widzimy jednak, że rynek pracy nie doświadcza żadnych istotnych zmian – ani w porównaniu do lat 2016-19, gdy w gospodarce panowała względna stabilność, ani na tle poprzednich fal technologicznych, czyli komputeryzacji i rewolucji internetowej. Wprawdzie ścieżka jest nieco wyższa na tle historycznych danych, ale nie na tyle, by mówić o transformacji, rewolucji czy ryzyku masowej utraty miejsc pracy. A mówimy o amerykańskiej gospodarce, gdzie skala adaptacji narzędzi AI w firmach jest największa.
Powtarza się więc schemat z wcześniejszych fal: duża ekscytacja, potem obawy i przerażenie, ale ostatecznie powolne, stałe zmiany w rytmie ewolucji, nie rewolucji. Można to wyjaśnić tak, że to ludzie wyznaczają dokładny rytm zmian wynikających z postępu technologicznego. My zarządzamy tym, jak szybko kultura organizacyjna, regulacje i kompetencje dostosowują się do tych zmian. Dajemy sobie czas i mamy nad tym kontrole. Dlatego prawdziwa rewolucja zachodzi w długim okresie. Dobrym przykładem są samochody autonomiczne. Kilkanaście lat temu wydawało się, że za maksymalnie dekadę samochody autonomiczne będą już całkowicie dostępne i wyeliminują kierowców. Teraz eksperci wskazują, że będzie to za jeszcze kolejnych dziesięć lat.