Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) ogłosiło, że do końca czerwca przedstawi warunki pilotażowego programu dotyczącego zmniejszenia wymiaru czasu pracy. Biorący w nim udział pracodawcy przetestują różne opcje z tym związane.
– Chcemy zachęcać do skróconego czasu pracy, do testowania rozwiązań w różnego typu organizacjach. W pilotażu będą mogli wziąć udział przedsiębiorcy, jednostki samorządowe, fundacje, stowarzyszenia, związki zawodowe – aby każdy pracodawca mógł sprawdzić, co u niego działa – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, szefowa MRPiPS.
Jak mówi Renata Bugiel, adwokat w kancelarii GKR Legal, zapowiedzi MRPiPS nie są rewolucyjne.
– Dopóki ministerstwo nie ogłosi warunków programu, trudno ocenić jego potencjalne skutki i korzyści. Uważam, że pilotaż powinien uwzględniać różne branże, a także wielkość zatrudnienia w przedsiębiorstwach. Istotne są również założenia dotyczące pomiaru produktywności w ramach tego eksperymentu – podkreśla Renata Bugiel.
Trzeba więcej czasu
Adwokat ocenia, że zbadanie wszystkich okoliczności, w tym m.in. wpływu krótszego czasu pracy na produktywność firm i ich kosztów, wymaga przeznaczenia na to przedsięwzięcie więcej czasu - nawet kilku lat.
– Przedstawiciele MRPiPS zwracają uwagę na przeprowadzone liczne analizy. Nie znamy ich szczegółów. Nie wiadomo, jakich zagadnień dotyczą. Nie wiemy też, czy były prowadzone jakiekolwiek uzgodnienia z pracodawcami działającymi w sektorze prywatnym, poza spółką Herbapol Poznań – zastanawia się adwokat z kancelarii GKR Legal.
Zauważa, że budżet przewidziany na pilotaż w pierwszym roku jego obowiązywania wyniesie 10 mln zł. Jej zdaniem świadczy to o tym, że skala przedsięwzięcia będzie raczej niewielka.
– Jeśli rozwiązania dotyczące krótszego czasu pracy byłyby ustawowo narzucone, pracodawcy mogą obawiać się wzrostu kosztów funkcjonowania firm – zaznacza Renata Bugiel.
Zwraca uwagę, że zgodnie z zapowiedziami MRPiPS pracownik będzie spędzał w miejscu pracy docelowo o 20 proc. mniej czasu niż dotychczas, ale zarabiać będzie nadal tyle samo.
– Czasami technologia wypiera pracownika z rynku, jednak dotyczy to niewielu branż. Sporo firm, w tym produkcyjnych, nie wdrożyło automatyzacji procesów w takim stopniu, aby ich właściciele mogli skrócić czas pracy o 20 proc. Trzeba wyważyć interesy obu stron. Nie można wprowadzać zmian bez gruntownej analizy wszystkich za i przeciw, przyjrzenia się doświadczeniom innych krajów, ale nie w oderwaniu od warunków pracy i rynkowych, które obowiązują w tych państwach – uważa Renata Bugiel.
Wskazuje, że pracodawcy obawiają się spadku wydajności pracowników.
– W niektórych branżach wprowadzenie modelu skróconego czasu pracy będzie niemożliwe. Dotyczy to na przykład służb mundurowych. W policji jest około 10 tys. wakatów. W służbie zdrowia czy w sektorze produkcyjnym osoba korzystająca ze skróconego czasu pracy będzie musiała być zastąpiona przez inną. W praktyce oznacza to wyższe koszty dla pracodawców. Będą musieli zatrudnić dodatkowych pracowników lub wymagać od nich wykonywania obowiązków służbowych w godzinach nadliczbowych – przewiduje Renata Bugiel.
Obawy pracodawców
Wtóruje jej Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan. Podkreśla, że inicjatywa MRiPS rodzi wśród pracodawców szereg obaw.
– Niepokoi nas to, że skrócenie czasu pracy obciąży firmy kosztami, których nie zrekompensuje większa wydajność pracowników. Inwestycje w Polsce są na niskim poziomie. Krótszy czas pracy oznacza mniejsze wykorzystanie budynków, maszyn i zasobów. To może ograniczyć opłacalność inwestycji – ocenia Robert Lisicki.
Jego zdaniem szczególnie zagrożone są przedsiębiorstwa z branż przemysłowej, budowlanej, transportowej i turystycznej, a także mikro, małe i średnie firmy. Te ostatnie, jak zaznacza, zatrudniają w Polsce aż 64 proc. pracowników.
– Ich możliwości dostosowania się do zmian są ograniczone. Wielu przedsiębiorców apelowało niedawno o ostrożność przy podnoszeniu płacy minimalnej, wskazując na trudną sytuację gospodarczą i niepewność co do przyszłości. Firmy potrzebują większej przewidywalności warunków prawnych, w których przychodzi im działać – podkreśla Rober Lisicki.
Monika Żukowska, ekspert w Grant Thornton, zwraca uwagę, że pilotażowy program będzie dobrowolny - o przystąpieniu do niego zdecydują sami pracodawcy. Samodzielnie wybiorą najlepszą formułę skrócenia czasu pracy, dostosowaną do specyfiki ich firm.
– Pracodawcy będą mogli skorzystać z jednego z proponowanych modeli. Przewidują one m.in. redukcję liczby godzin w określonym dniu pracy, rozłożenie wspomnianej redukcji godzin na wiele dni, ograniczenie liczby dni pracy w tygodniu i wydłużenie okresów urlopowych – wylicza Monika Żukowska.
Ekspertka zauważa, że skrócony tydzień pracy funkcjonuje już w wielu europejskich krajach.
– We Francji wynosi on 35 godzin, w Danii – 37, natomiast w Belgii – 38. Również w Polsce niektóre firmy oraz instytucje korzystają z takich rozwiązań. Traktują je jako dodatkowy benefit pracowniczy. Przykładem jest Urząd Miasta Włocławek, który wprowadził 35-godzinny tydzień pracy, a także spółka Herbapol Poznań. Tam zmiana została wdrożona stopniowo. W 2023 r. ustanowiono dniem wolnym od pracy jeden piątek w miesiącu, natomiast od ubiegłego roku niepracujący jest co drugi piątek. Prezes tej spółki wskazuje, że nowy model przyczynił się do wzrostu zaangażowania pracowników, przyspieszenia firmowych procesów, zmniejszenia rotacji i absencji, a także do poprawy wyników finansowych – podkreśla Monika Żukowska.