Chociaż moim zamiarem było ubieganie się o reelekcję, uważam, że w najlepszym interesie mojej partii i kraju leży, abym ustąpił i skupił się wyłącznie na wypełnianiu moich obowiązków jako prezydenta przez pozostały okres mojej kadencji - oświadczył Joe Biden. Następnie wskazał, że popiera obecną wiceprezydent Kamalę Harris, jako kandydatkę na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jak zaznaczył, powołanie jej na stanowisko swojego zastępcy było jego pierwszą - i najlepsza - decyzją, jaką podjął. - Demokraci - czas się zjednoczyć i pokonać Trumpa. Zróbmy to - zakończył swój wpis Joe Biden.
Lepsze to niż nic
Teoretycznie o fotel prezydenta USA z ramienia Partii Demokratycznej mogliby ubiegać się nie tylko Kamala Harris, ale również Gretchen Whitmer, gubernatorka Michigan i Gavin Newsom, gubernator Kalifornii. Faktycznie jednak wybór musiałby paść na Kamalę Harris i to nie tylko dlatego, że już miesiąc temu pozostała dwójka publicznie stwierdziła, że nie zamierza ustępować z obecnych stanowisk.
Po pierwsze, z perspektywy demokratów w nadchodzących wyborach kluczowe jest poparcie Afroamerykanów i kobiet. Brak nominacji dla Kamali Harris, mimo że ta jest naturalnym kandydatem zważając na trwającą wiceprezydenturę, mogłaby nie spodobać się obu wspomnianym grupom, szczególnie jeśli wybór padłby na Gavina Newsoma.
Po drugie, tylko Kamala Harris miałaby dostęp do bogatego w ponad 250 mln USD budżetu zebranego na kampanię przez Joe'go Bidena. Donatorzy dali jej pośrednio poparcie wspierając obecnego prezydenta, bo miała być ponownie wiceprezydentem w jego gabinecie. Pozostali kandydaci z uwagi na obowiązujące w Stanach Zjednoczonych prawo mieliby tylko dostęp do garstki wspomnianych środków i musieliby sami zebrać odpowiednie fundusze, co w tak krótkim czasie wydaje się trudne, szczególnie w kontraście z wyraźnie powiększonym w ostatnich dniach budżetem Donalda Trumpa (blisko 300 mln USD).
Trzecia i najbardziej istotna obecnie kwestia to poparcie. Obecnie wszyscy najwięksi amerykańscy bukmacherzy dają ponad 20-procentowe szanse Kamali Harris na zwycięstwo w wyborach, jeżeli udałoby się jej wkrótce uzyskać nominację. Dla porównania, średnie szacowane przez bukmacherów prawdopodobieństwo zwycięstwa Joe'go Bidena to 4,7 proc., Gretchen Whitmer i Gavina Newsoma mniej niż 4 proc., wynika z danych firmy RealClearPolitics. Donaldowi Trumpowi dano 60 proc. szans.
Halo, pobudka
Kierując się sondażami i prawdopodobieństwem przedstawionym przez bukmacherów, nawet gdyby w ciągi kilku kolejnych dni Kamala Harris została wskazana jako nowa kandydatka na prezydenta z ramienia demokratów, to jej szanse na zwycięstwo byłyby marne. Ostatnio Bill Ackman, miliarder i twórca funduszu Pershing Square Capital stał się dotychczas najbardziej wpływowym donatorem, który wycofał swoje poparcie dla Joe'go Bidena. Co ważne, wyraził też opinię, że w najlepszym interesie Amerykanów jest poparcie Donalda Trumpa, przede wszystkim z uwagi na zamieszanie w Partii Demokratycznej.
W to graj republikanom, którzy już chłodzą szampany. Konflikt wewnątrz Partii Demokratycznej był ulubionym tematem rozmów i przemówień ich przeciwników podczas Konwentu Partii Republikańskiej, który odbył się w Milwaukee w dniach 15-18 lipca. Większość członków czerwonej partii uważa, że bez względu na to, który demokrata wystartuje w wyborach, zwycięzcą będzie Donald Trump.
Ed Cox, przewodniczący nowojorskiego komitetu Partii Republikańskiej stwierdził, że podoba mu się to, że demokraci ugrzęzli w martwym puncie i walczą ze sobą, kiedy republikanie są zjednoczeni. Tego typu percepcja to z perspektywy demokratów jeden z wielu argumentów przemawiających za rychłym rozwiązaniem sporu o kandydaturę.

Ciężko ocenić, jak potencjalną kandydaturę Kamali Harris przyjmą wyborcy. Jedni amerykańscy eksperci zauważają, że przed czerwcową debatą prezydencką polityk miała mniejsze poparcie niż Joe Biden i nie zrobiła wystarczająco dużo, aby zjednać sobie nowych sympatyków. Inni wskazują, że jej wystąpienie po wspomnianej debacie było na tyle mocne, iż ukazało ją w nowym świetle i dało uwierzyć niektórym w to, że byłaby w stanie zmiażdżyć Donalda Trumpa w wyborach.
Dla inwestorów Kamala Harris to terra incognita. Rezygnacja Joe'go Bidena i kandydatura obecnej wiceprezydent z początku nie wywołałaby dużych ruchów na rynkach finansowych. Gracze giełdowi z pewnością poczekaliby co najmniej tydzień przed radykalnymi ruchami, wysłuchaliby tego co ma do powiedzenia Kamala Harris i na czym miałaby opierać się jej prezydentura.
To, co zapowiada Donald Trump - obniżki podatków, niższe cła, deregulacje – bardzo się rynkom finansowym podoba. W dłuższym terminie prezydentura 78-latka mogłaby się giełdzie odbić czkawką, ale te obecnie myślą krótkoterminowo. Może gdyby zmieniły podejście, to spodobałaby się jej kandydatura Kamali Harris. Wszystko zależy od tego, na czym Demokratka skupi swoją ewentualną kampanię w pierwszych dniach.