Dywidendowy problem telekomów

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2016-02-18 22:00

Orange i Cyfrowy Polsat nie będą rozpieszczać wypłatami z zysku. Hojnie może się nim dzielić Netia, ale czy z myślą o dywidendzie warto kupować akcje?

Na całym świecie telekomy przez lata były odporne na wahania koniunktury. Ludzie nie rezygnują z połączeń, gdy ich dochody spadają, podobnie jak nie zrezygnują z lekarstw czy energii elektrycznej. Branża uchodziła więc za stabilną, przynoszącą dochód — głównie w postaci dywidend. Ostatnio jednak telekomy coraz mniej chętne dzielą się zyskiem z akcjonariuszami.

OFE odżyły
OFE odżyły
Tak udanego początku roku OFE nie miały już od dłuższego czasu. Oby ta tendencja utrzymała się na dłużej.
fot. Krystian Maj/FORUM

Albo gwałtownie zmniejszyły dywidendy, albo w ogóle ich nie wypłacają. Widać to także w Polsce. Przez lata klasyczną dywidendową dojną krową był Orange Polska. W 2016 r. spółka zapowiedziała jednak wypłatę dywidendy wysokości 25 groszy na akcję — o połowę mniejszej niż w latach 2013-15. To niespełna 17 proc. kwot wypłacanych w latach 2008-12. Przemysław Sawala-Uryasz, analityk Pekao Investment Banking, uważa, że dywidenda z Orange nie wzrośnie także w 2017 r. — Dywidenda Orange wygląda niezbyt interesująco, ale przynajmniej jest. Jeszcze pół roku temu zakładałem, że po aukcji LTE Orange w ogóle nie będzie w stanie jej wypłacić — dodaje Konrad Księżopolski, analityk Haitong Banku.

Inwestycje i konkurencja

LTE to — najprościej rzecz ujmując — najlepszy dostępny obecnie internet mobilny. Orange rozwija jednak także stacjonarne łącza światłowodowekierowane do mieszkań. Wpisuje się więc w trendy opisane w raporcie ze „Światowego badania sektora telekomunikacyjnego”, przeprowadzonego przez EY. Autorzy opracowania twierdzą, że od 2005 do 2015 r. długość połączenia głosowego w sieciach komórkowych w Stanach Zjednoczonych spadła o połowę.

W Europie natomiast nie rośnie średni miesięczny czas rozmów klienta. Rynek połączeń i wiadomości SMS już się nasycił. Pojawiło się natomiast wiele rozwiązań, które zastępują tradycyjne usługi telekomunikacyjne — bazujących na aplikacjach instalowanych na stacjonarnych lub mobilnych urządzeniach konsumenckich, jak np. Skype. Często są one darmowe z uwagi na inny model biznesowy oparty w dużej mierze na przychodach z reklam i sprzedaży danych o klientach. W ich przypadku operator komórkowy jest jedynie dostawcą internetu, ale sama usługa wynika z funkcjonalności aplikacji.

— Podobnie jak w przypadku energii elektrycznej — klient płaci za wytworzenie i dostarczenie prądu, ale prawdziwą wartość dodaną generują dla niego dopiero urządzenia, z których może korzystać właśnie dzięki prądowi — opisuje zjawisko Krzysztof Pigłowski, partner w dziale doradztwa biznesowego EY.

Inwestycje w łącza internetowe jednak kosztują. To uszczupla zasoby gotówki do wypłaty. Nowe łącza nie zaprocentują zaś od razu. — Inwestycje światłowodowe, które realizuje Orange, nie mają w Polsce precedensu. Ich skala, w przeliczeniu na jedną akcję, to ekwiwalent około dwóch dywidend po 25 groszy. Zakończenie

inwestycji, a później zwrot z nich wymaga czasu. Powstanie alternatywa dla klientów kablówek, ale powszechną praktyką jest podpisywanie umów z klientami na dwa lata. Zmiana operatora nie jest zatem możliwa z dnia na dzień — wyjaśnia Przemysław Sawala-Uryasz. Biznes komórkowy ma inny problem. Telefony kupowane są coraz częściej w wolnej sprzedaży. Do operatora idzie się tylko po kartę SIM. Nie dość, że telekomowi umyka marża ze sprzedaży telefonu, to jeszcze nie może wgrać do aparatu pakietu aplikacji innych firm, na których dodatkowo zarobi.

— Modele takiego partnerstwa są różne. Może to być prowizja np. od noclegu zarezerwowanego za pomocą aplikacji z telefonu albo zysk z SMS-a Premium, który uruchamia w grze dodatkową funkcję. Niektóre sklepy internetowe nie pozwalają na taką formę płatności w oferowanych aplikacjach. A wbrew pozorom są to istotne źródła dochodów dla operatorów. Nie ponoszą przecież żadnych kosztów rozwoju aplikacji. Każdy przychód to więc dla nich niemal czysty zysk — wyjaśnia Piotr Mieczkowski, ekspert w dziale doradztwa biznesowego EY.

W grupie Zygmunta Solorza-Żaka w sieć internetową (mobilną) inwestował Polkomtel. Jego konsolidacja w maju 2014 r. zastopowała w miarę regularne dywidendy Cyfrowego Polsatu, bo Polkomtel ma długi. Cyfrowy Polsat czeka jeszcze przejęcie Midasa, który w grupie budował własną sieć transmisji danych. Budował również na kredyt. — Nie spodziewam się więc szybkiego powrotu do dywidendy w Cyfrowym Polsacie.

Zakończenie refinansowania poprawi wolne przepływy, ale poziom zadłużenia pozostanie jednym z najwyższych na rynku. Wyniki natomiast są płaskie, co na rynku telekomunikacyjnym jest pozytywne — komentuje Przemysław Sawala-Uryasz.

Jego zdaniem, Cyfrowy Polsat może wypłacić dywidendę dopiero w 2018 r. Jej stopę szacuje na 4-5 proc. w stosunku do obecnego kursu akcji. Konrad Księżopolski spodziewa się w tym czasie dywidendy w wysokości 40 groszy na akcję, czyli około 2 proc. Włodzimierz Giller z PKO Banku Polskiego zakłada, że już w 2017 r. Cyfrowy Polsat wypłaci 70 groszy na akcję, czyli nieco ponad 3 proc. obecnego kursu. W kwestii dywidendy z Orange okazał się jednak nadmiernym optymistą.

— Do tej pory spodziewałem się, że w 2017 r. Orange wypłaci 35 groszy na akcję. Po ostatnich wynikach wydaje się, że było to zbyt optymistyczne założenie i dywidenda w 2017 r. będzie taka jak w 2016 r. — przyznaje Włodzimierz Giller.

Płaci, ale czy się opłaci

Zgoda wśród analityków panuje co do tego, że hojnie zyskiem będzie się dzielić Netia. Spółka zaczęła to robić po tym, jak zaangażował się w nią Zbigniew Jakubas. W 2014 r. zaoferowała prawie 8 proc. dywidendy, a w 2015 r. — ponad 11 proc. Jej akcje są obecnie o 10 proc. droższe niż dwa lata temu. Nie ma długów ani nie inwestuje.

— Bardzo wysokie stopy dywidendy kończą się zazwyczaj nieciekawie. Są albo efektem zrządzenia losu, albo długoterminowego niedoinwestowania spółki — podkreśla Przemysław Sawala-Uryasz.

Jego zdaniem, w Netii mamy do czynienia z drugą sytuacją. W kontekście braku jasnej strategii i potencjalnej sprzedaży spółki inwestorowi branżowemu może to budzić wątpliwości co do ceny transakcji. Od tego zależy, czy inwestorzy kupujący obecnie akcje z myślą o wysokich dywidendach zdołają przynajmniej odzyskać zainwestowane pieniądze.

— Czas działa na niekorzyść Netii. Około 34 proc. jej biznesu to w trzecim kwartale 2015 r. stanowiły stacjonarne połączenia głosowe. Po całorocznych wynikach Orange widać, że segment ten kurczy się o 11 proc. rocznie. Jeśli nic się nie zmieni, Netia będzie się zmagać z ryzykiem utraty istotnej części biznesu — zwraca uwagę Przemysław Sawala-Uryasz.

— Nie ma zysku bez ryzyka. To, że spółka płaci dywidendy, nie oznacza, że jest absolutnie bezpieczna. Nie sądzę jednak, że wartość Netii z upływem czasu maleje. Największym jej atutem jest posiadanie własnej infrastruktury i klientów przyłączonych na własnej sieci. Ich liczba nie spada. Zniżki dotyczą klientów podłączanych za pośrednictwem infrastruktury Orange — oponuje Konrad Księżopolski. Włodzimierz Giller nie ma w tej kwestii jednoznacznej opinii.

— Trudno się wypowiadać na temat niedoinwestowania w telefonii stacjonarnej. To biznes, który się kurczy. Spółka może walczyć o utrzymanie marż, ale problemem jest samo przeciwstawienie się spadkowi przychodów. Kluczowe pytanie brzmi: kiedy zatrzyma się spadek linii stacjonarnych — komentuje Włodzimierz Giller. © Ⓟ