Dywidendy dla skarbu w trybie kryzysowym

Adam Torchała
opublikowano: 2017-08-08 22:00
zaktualizowano: 2017-08-08 20:46

Wpływy do państwowej kasy od giełdowych czempionów będą w tym roku najniższe od ośmiu lat

W ubiegły piątek Orlen wypłacił akcjonariuszom najwięcej w historii — w sumie 1,28 mld zł. Niewiele ponad ćwierć tej kwoty, dokładnie 353 mln zł, zasiliło budżet państwa. To jednak tylko niewielka część sierpniowych żniw ministra Mateusza Morawieckiego. Dzień wcześniej 838 mln zł do państwowej kasy przelało PGNiG, w ciągu trzech tygodni przelewy mają wysłać także m.in. KGHM, Grupa Azoty czy Enea. Łącznie w sierpniu poprzez dywidendy popłynie z ul. Książęcej na Świętokrzyską niemal 1,4 mld zł. Łącznie w całym 2017 r. w formie dywidend trafi do skarbu państwa z GPW 1,94 mld zł. To wprawdzie ogromna suma, jednak wyraźnie mniejsza niż w latach poprzednich. Ba, na początku dekady wpływy bywały dwukrotnie bądź nawet trzykrotnie wyższe. Aby znaleźć równie słaby wynik jak w 2017 r., trzeba się cofnąć aż do 2009 r., a więc okresu chwilę po wielkiej bessie. Wtedy dywidendowy wynik skarbu państwa był podobny, a przecież w 2009 r. spółki dzieliły się pieniędzmi z zysków wypracowanych rok wcześniej, w kryzysowej zawierusze. Dodatkowo na GPW nie było wówczas kilku czempionów, jak PZU, PGE czy Energa. Tegoroczny wynik należy więc uznać za wyjątkowo słaby, a samozachwyt nad dywidendą z Orlenu tego stanu rzeczy nie zmieni.

Orlen wcale nie tak ważny

Aby znaleźć powód dywidendowej posuchy, warto zacząć od samego Orlenu. Wprawdzie jest on największą obecnie spółką na GPW (kapitalizacja na poziomie 45 mld zł), nigdy jednak nie był liderem dywidendowych zestawień. Większe dywidendy od orlenowskiego 1,28 mld zł wypłacało w XXI w. już dziewięć spółek, pięć z nich granicę 1 mld zł, która do tego roku dla Orlenu była barierą nie do przebicia, pokonywało przynajmniej czterokrotnie. Rekordzista — Pekao — uczynił to aż 10 razy. Natomiast największą sumę jednorazowo wypłacił KGHM, było to 5,67 mld zł w 2011 r. Liczby te pokazują, że rekord Orlenu w skali całej GPW nie jest wcale takim unikatowym osiągnięciem. Dodatkowo skarb państwa w Orlenie posiada stosunkowo niewielkie udziały. Podczas gdy w Enerdze, PGE, PGNiG czy JSW państwo trzyma przeszło 50 proc. akcji, w Orlenie jest to ledwie 27,52 proc. Zdecydowana większość rekordowej dywidendy z PKN trafiła więc do innych inwestorów. Choć względem poprzedniego roku dywidenda wzrosła o 428 mln zł, do skarbu państwa wpłynęło z tego tytułu tylko 117 mln zł więcej. Tymczasem w innych spółkach, historycznie ważniejszych z punktu widzenia budżetu, dzielono się zyskiem zdecydowanie mniej okazale niż w latach poprzednich. Za sztandarowy przykład należy uznać PGE. W 2015 r. spółka zasiliła państwowe konta kwotą 851 mln zł, rok później stała się jednak poligonem doświadczalnym broni podatkowego rażenia i wypłaciła dwie trzecie pieniędzy mniej. W 2017 r. posunięto się jeszcze o krok dalej i z dywidendy zrezygnowano całkowicie. Państwo jest w pewnym sensie same sobie tutaj winne, zatrzymane pieniądze mają posłużyć sfinansowaniu zakupu aktywów EDF.

Złote jaja to przeszłość

Na dywidendowej równi pochyłej znajduje się także KGHM. Po rekordowym roku 2012, gdy KGHM przelał na państwowe konta 1,8 mld zł, dywidendy były coraz niższe. Ostatnia wyniosła 200 mln zł, z czego skarbowi państwa przypadły ledwie 63 mln zł. Tak gwałtownego spadku nie rekompensuje nawet stworzony specjalnie z myślą o KGHM podatek miedziowy, za pomocą którego rząd, z pominięciem innych akcjonariuszy, wypłaca ze spółki około 1,5 mld zł rocznie. Swoje piętno na spółce odcisnęły miedziowa bessa lat 2011- -15 i gorsze od pierwotnych oczekiwań warunki inwestycji w Sierra Gorda. Mniejszą niż zwykle dywidendę wypłaci także PZU, który w rękach rządu Beaty Szydło stał się czołowym repolonizatorem sektora bankowego. Choć w latach 2013-15 ubezpieczyciel potrafił wypłacać dywidendy przekraczające 2 mld zł, w 2017 r. na konta jego akcjonariuszy trafi tylko 1,2 mld zł, z czego 410 mln zł przypadnie skarbowi państwa. Zupełnie osobną kategorią są spółki, które w ostatnich latach przestały wypłacać dywidendy. Oprócz PGE należą do niej także Tauron, JSW czy przede wszystkim PKO BP. Bank jeszcze do 2013 był jednym z największych donatorów, jeżeli chodzi o dywidendy przelewane do budżetu. W 2015 r. jednak deszcz pieniędzy się skończył. Najpierw stanęła na drodze repolonizacja (dywidendę cofnięto w ostatnim momencie), później zaś zastosowano się do zaleceń KNF dotyczących wzmocnienia fundamentów.

Winnych jest wielu

Wszystkie te cegiełki składają się na jeden obraz — w 2017 r. wpływy do budżetu państwa z dywidend z GPW będą najniższe od lat. Minister Mateusz Morawiecki, mimo rekordowej dywidendy Orlenu, będzie miał więc do dyspozycji mniej pieniędzy. W wielu przypadkach jest to naturalna konsekwencja rynkowej koniunktury bądź błędów poprzedników (m.in. JSW, KGHM). Część winy należy jednak przypisać rządowi Prawa i Sprawiedliwości. Sztandarowym przykładem mogą być tutaj kwestie repolonizacyjne. W przypadku PGE czy PZU pieniądze, których nie przeznaczono na dywidendy, posłużyły jednak do realizacji rządowej polityki. Podobnie było z pieniędzmi spółek energetycznych, które pomogły ratować górnictwo. Ciężko więc z punktu widzenia skarbu państwa nazwać te sumy straconymi (z zaznaczeniem,że kwestia słuszności i efektywności tych wyborów to temat na zupełnie inny artykuł).

Komu zależy

Czasami nawet takie rozwiązanie jest rządzącym na rękę, im wcale bowiem na „pompowaniu” dywidend nie zależy. Wprawdzie nie dotyczy go — tak jak innych akcjonariuszy — problem z 19-procentowym podatkiem od dywidendy (ten trafia przecież i tak do państwowej kasy), problemem jest jednak sama idea dzielenia się. Przykładowo, jeżeli z Orlenu rząd chce uzyskać 1 mld zł, spółka na dywidendę musi przeznaczyć blisko 4 mld zł. Z punktu widzenia rządu 3 mld zł są więc stracone. Wygodniejszym wydaje się więc rozwiązanie, gdy to spółka bezpośrednio ze swoich zysków realizuje jego politykę, wówczas „oszczędza” się na inwestorach mniejszościowych. Innym rozwiązaniem problemu dzielenia się, zastosowanym m.in. w KGHM czy rok temu w PGE, są podatki. Spółkę można obciążyć daniną, która trafi na konta skarbu państwa, przy okazji zmniejszając dywidendę. Państwo wychodzi na swoje (podatek plusdywidenda), a spółka mniej pieniędzy wypłaca innym inwestorom. Jako że rząd w pewnym sensie sam ustala zasady gry, w której bierze udział, inwestorzy mniejszościowi zdają się być tutaj na straconej pozycji. Dla nich mniejsze dywidendy są problemem, skarbowi państwa w określonych warunkach na ich zmniejszeniu może zależeć. Chyba że powodem zakręcenia dywidendowego kurka są fundamentalne problemy spółki. Taki przypadek to np. Jastrzębska Spółka Węglowa. Wtedy straty liczą i jedni, i drudzy.