Mario Draghi musiał czuć się nieco dziwnie, gdy w miniony weekend i jednocześnie w jego 70. urodziny we Frankfurcie — mieście, w którym Europejski Bank Centralny ma siedzibę — doszło do największej po II wojnie światowej ewakuacji związanej z koniecznością rozbrojenia lotniczego niewybuchu. Już niebawem bowiem Włoch, wraz z kolegami z Rady Prezesów, będzie musiał rozbroić bombę, którą pod rynkami finansowymi podłożył sam EBC.



Chodzi o przyszłość programu luzowania ilościowego, który zgodnie z obowiązującymi regulacjami zamyka się wraz z końcem tego roku. Od marca 2015 r. bank centralny strefy euro co miesiąc przeznacza 60 mld EUR na zakup obligacji państw członkowskich. W nagłe zakończenie tej inicjatywy na rynkach nie wierzy niemal nikt (Amerykanie swoją wersję QE wygaszali stopniowo), dlatego też wszystkie oczy zwrócone są teraz na EBC. Po miesiącach dywagacji, w trakcie których bank milczał jak zaklęty, inwestorzy jak kania dżdżu łakną konkretów — jeżeli również dziś nie padną one z ust Włocha, na rynkach ponownie wzrośnie niepokój.
Za nakreśleniem perspektywy zakończenia programu luzowania ilościowego przemawiają przynajmniejdwa powody. Po pierwsze, wszelkie dane świadczą o tym, że w europejskiej gospodarce mamy do czynienia z ożywieniem. Drugi powód ograniczania QE jest nieco mniej oczywisty, lecz nie mniej ważny. W ramach programu skupu aktywów EBC nabywa obligacje państw strefy euro zgodnie z tzw. kluczem kapitałowym, który uzależniony jest od wielkości gospodarki oraz poziomu udziałów w samym EBC. Co za tym idzie, najwięcej pieniędzy przeznaczanych jest na zakup obligacji rządu Niemiec, który w ostatnich latach prowadzi zbilansowaną politykę budżetową i nie potrzebuje dodatkowego wsparcia tak mocno, jak rządy Francji czy Włoch.
Dodatkowe limity przyjęte przez Radę Prezesów (głównie 33-procentowy limit udziału w długu pojedynczego emitenta) sprawiają, że EBC… zaczyna brakować obligacji, które może skupić z rynku za nowo wykreowane pieniądze.
Ostatnim bastionem obrony monetarnych gołębi w Radzie Prezesów jest inflacja (1,5 proc. w sierpniu), która ich zdaniem wciąż zbytnio odbiega od celu EBC (poniżej, ale blisko 2 proc.). Zwolennicy łagodnej polityki monetarnej, do których przez analityków zaliczany jest także Mario Draghi, radzą zaczekać na osiągnięcie stabilnego wzrostu cen.
Wyzwanie to w ostatnim czasie wydaje się coraz trudniejsze ze względu na siłę euro, ponieważ im mocniejsza lokalna waluta, tym tańsze są dobra importowane. Euro konsekwentnie umacnia się do dolara i o kreślonych jeszcze na początku tego scenariuszach przewidujących parytet 1:1 nikt już poważnie nie myśli.