1 mld zł w 2020 r. i 3 mld zł w 2021 r. — według szacunków PayPo tak będzie rósł polski rynek płatności odroczonych, czyli alternatywnej formy pożyczania pieniędzy. Biznes lidera wschodzącej branży i jego konkurentów, Twisto i PayU, napędza pandemia koronawirusa.

Wirusowe rekordy
PayPo zakończyło zeszły rok z 3,2 mln zł przychodów. Spółka twierdzi, że pierwszy kwartał 2020 r. zamknęła pozytywnym wynikiem EBITDA, a do końca roku planuje obsłużyć zakupy internetowe o wartości ponad 0,5 mld zł i osiągnąć 15-20 mln zł przychodu.
— Da nam to wycenę na poziomie 150-200 mln złotych — mówi Radosław Nawrocki, prezes PayPo.
Paliwem dla firm odraczających płatności e-konsumentom jest pandemia, która zmienia przyzwyczajenia Polaków. Z obserwacji PayPo wynika, że od połowy marca wyraźne rezygnujemy z płatności za pobraniem na rzecz elektronicznych, w tym odroczonych. Potwierdza to tempo pozyskiwania nowych klientów — w marcu PayPo przybyło ich 30 tys., a łącznie firma ma już powyżej 200 tys. Obficie zapowiada się także kwiecień. Spółka informuje, że dziennie przybywa jej 500-1000 użytkowników usługi płatniczej, dostępnej już w ponad tysiącu sklepów.
— Rośniemy bardzo dynamicznie, ale nie jest to wzrost za wszelką ceną. Nasz wskaźnik NPL [z ang. non-performing loans, czyli kredyty zagrożone — red.] wynosi poniżej 2 proc. i po marcu jest najniższy w naszej historii. To w dużej mierze zasługa wdrożonej na początku roku ulepszonej wersji systemu scoringowego, który dynamiczne dostosowuje się do profilu finansowego konsumenta — mówi Radosław Nawrocki.
Szef PayPo nie wyklucza, że spłacalność pogorszy się w najbliższych miesiącach. Twierdzi, że firma przygotowała się na różne scenariusze — dzięki systemowi, który zarządza ryzykiem kredytowym w czasie rzeczywistym, jest w stanie bardzo szybko reagować na negatywne sygnały.
Marcowe przetasowania
Zamknięcie gospodarki i izolacja niektórym branżom napędziły sprzedaż, innym spadające obroty spędzają sen z powiek. Według danych PayPo tylko w marcu, względem lutego, drogerie internetowe odnotowały 80-procentowy wzrost zainteresowania płatnościami odroczonymi, a e-sklepy z elektroniką 42-procentowy. Ponadprzeciętną dynamikę sprzedaży widać w przypadku gier i zabawek (28 proc.). Od kilku tygodni spada natomiast segment modowy (-14 proc.) i sprzętu sportowego outdoor (-22 proc.). Z danych Twisto wynika, że o 180 proc. wzrosły obroty aptek internetowych i drogerii, o 100 proc. branży food delivery, a o 90 proc. sklepów z artykułami dla zwierząt. Zmniejszyły się obroty w szeroko rozumianej branży podróżniczej i częściowo w odzieżowej.
— Mimo to obserwujemy zwiększone zainteresowanie płatnościami odroczonymi — mówi Adam Miziołek, country manager Twisto.
Fintech, który oprócz płatności odroczonych w e-sklepach oferuje także aplikację zintegrowaną z kartą, przekonuje, że na bardzo wczesnym etapie pandemii zaczął koncentrować się na odpowiedzialnym pożyczaniu.
— Spłacalność zobowiązań jest na dobrym poziomie, nie obserwujemy pogorszeniaterminowości spłat wśród naszych klientów. Jesteśmy jednak na bardzo wczesnym etapie spowolnienia gospodarczego. Nie chcemy wyciągać zbyt pochopnych wniosków — mówi przedstawiciel Twisto.
Nie udało się nam dowiedzieć, jak pandemia wpłynęła na działalność PayU w zakresie odroczonych płatności. Spółka nie odpowiedziała na nasze pytania.
Szansa dla przegranych
Tarczą antykryzysową legislatorzy mocno ścięli (na rok, począwszy od kwietnia) limity kosztów pozaodsetkowych dla pożyczek i kredytów konsumenckich. Wielu pozabankowych graczy może zniknąć z rynku, który — według szacunków — może się skurczyć z 8 mld zł do 1,6 mld zł. Nieoficjalnie mówi się, że niektóre firmy mogą spróbować sił w płatnościach odroczonych.
— Tradycyjnym firmom pożyczkowym będzie bardzo ciężko wejść na ten rynek, ponieważ wymaga to zupełnie innego know-how. Aby ten biznes osiągnął rentowność na odpowiednim poziomie, NPL musi oscylować w przedziale 1-1,5 proc., co jest nie do uzyskania przy stosowaniu tradycyjnych metod oceny zdolności kredytowej, z jakich korzystają firmy pożyczkowe. Uruchomienie takiego projektu wiązałoby się z kosztem 20-30 mln zł w perspektywie kolejnych dwóch lat oraz zapewnienia dłużnego finansowania kapitału obrotowego, które obecnie jest dużo trudniej uzyskać — mówi Radosław Nawrocki.