PGE ma szczęście w nieszczęściu. Nieszczęściem jest osuwisko w kopalni węgla brunatnego w Bogatyni, zasilającej należącą do PGE elektrownię Turów, czyli trzecią największą elektrownię w Polsce. Szczęściem zaś to, że elektrowni i tak ostatnio gorzej się wiedzie. Dzięki temu straty są dla PGE mniej bolesne. Ziemia osunęła się w kopalni w nocy z 26 na 27 września, a wczoraj PGE ogłosiła zakończenie akcji ratunkowej.
Podała też, że elektrownia pracuje teraz z obniżoną mocą, na poziomie ok. 500 MW. Pełnia mocy to blisko 1500 MW. Ale elektrownia i tak ostatnio tak nie pracowała.
— Turów to elektrownia stara, i opalana węglem brunatnym, który jest ostatnio wypierany przez tani węgiel kamienny. Dlatego jest na samym końcu merit order [ranking elektrowni pod względem kosztów produkcji — red.]. W ostatnich miesiącach prawdopodobnie pracowała przy średniej mocy niż pełne możliwości — zauważa Paweł Puchalski, szef działu analiz w Domu Maklerskim BZ WBK.
Z jego wyliczeń wynika, że mniejsza produkcja energii będzie dla PGE oznaczała zmniejszenie EBITDA (zysk operacyjny plus amortyzacja) o 15-20 mln zł miesięcznie, a do tego 50 mln zł będzie potrzebne na prace w kopalni. W skali grupy PGE (ok. 10 mld zł przychodów rocznie) nie są to potężne wydatki. Potężny był natomiast skok cen na rynkach energii, nawet do 1500 zł za MWh, widoczny tuż po osunięciu się ziemi. Później sytuacja się uspokoiła, w czym — jak wskazuje jeden z traderów — pomógł rynkowi wiatr. O spokoju nie ma jednak mowy w samej Bogatyni. Kopalnia i elektrownia to główni pracodawcy w okolicy, więc społeczność emocjonalnie zareagowała na osunięcie się ziemi. PGE zapewnia jednak w komunikacie, że „miejsca pracy nie są zagrożone”. © Ⓟ