


Partia szachów jest mocno zaawansowana. Po jednej stronie siedzi Enea, czyli energetyczna firma kontrolowana przez skarb państwa, naprzeciw — Bogdanka, kopalnia niegdyś państwowa, a od 2009 r. prywatna i kontrolowana przez instytucje finansowe. Wczoraj Enea zaszachowała Bogdankę wezwaniem. Zaoferowała jej akcjonariuszom, że kupi 64,6 proc. akcji Bogdanki (ma już pakiet 1,4 proc.), płacąc 67,39 zł za akcję. To więcej, niż wynosił kurs węglowej spółki dzień przed ogłoszeniem tego wezwania (52,33 zł), choć już wtedy rósł, co można interpretować jako przeciek informacji (patrz: wykres na dole).
Ten ruch był bardzo dobrze przygotowany. Enea, która jest głównym klientem Bogdanki — odbiera 40 proc. wydobywanego przez kopalnię węgla, w sierpniu wypowiedziała ten kontrakt. Kurs Bogdanki runął, bo w sektorze węglowym znalezienie nowego klienta to proces trudny. Enea tłumaczyła wypowiedzenie kontraktu nieporozumieniem co do ceny dostaw, ale komentatorzy wskazywali raczej na plan przeniesienia zamówień na Śląsk, czyli podpisanie kontraktu z Kompanią Węglową lub Katowickim Holdingiem Węglowym (to też podmioty państwowe). Ale najśmielsi spekulowali na temat przejęcia Bogdanki przez Eneę, sugerując, że ruch z kontraktem miał obniżyć kurs dostawcy, by przejęcie było tańsze. I mieli rację. Kurs Bogdanki zdołowały też kłopoty konkurencyjnej Kompanii Węglowej.
Od początku roku gigant, wspierany przez państwowe firmy (Węglokoks dawał zaliczki, energetyka — przedpłaty), ratuje płynność, sprzedając tanio węgiel ze zwałów, przez co ceny surowca w kraju szorują po dnie. Wojna cenowa uderzyła w notowania Bogdanki, a zarząd protestował i zwracał się m.in. do UOKiK (urząd nie dopatrzył się nieprawidłowości). Tej dostawionej przez państwo figury nie udało się jednak Bogdance strącić z szachownicy.
Akcjonariusze pod ścianą
Teraz Bogdanka jest w szachu, a eksperci obstawiają, że wezwanie się uda.
— Akcjonariusze Bogdanki, w tym instytucje finansowe, zostały nieelegancko postawione pod ścianą — zauważa Wojciech Kozłowski, analityk Ipopema Securities.
Jeśli akcjonariusze Bogdanki nie odpowiedzą na wezwanie, Enea przeniesie swoje węglowe zamówienia do innej firmy (KW lub KHW). Jeśli zaś będą liczyć na kontrwezwanie innego gracza, zachęconego niską wyceną Bogdanki, mogą się nie doczekać. Bo perspektywa odejścia Enei, jako głównego klienta, zniechęci każdego konkurenta.
— Zagranie Enei nie jest wrogie, ale wydaje się niemoralne. Jednak z punktu widzenia interesu firmy odmowa udziału w wezwaniu nie byłaby dobra. Dlatego sądzę, że wezwanie się powiedzie — komentuje Mirosław Taras, były prezes Bogdanki, który zarządzał firmą wtedy, kiedy ta skutecznie obroniła się przed wrogim przejęciem przez czeski koncern węglowy NWR.
Zagrywka Enei nie podoba się też Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych, które w sekwencji ruchów Enei dopatruje się manipulacji kursem.
— Sprawa jest nam znana. Ze wstępnej analizy nie wynika, by była to manipulacja akcjami — zapewnia Maciej Krzysztoszek z Komisji Nadzoru Finansowego.
Akcjonariusze chcą jednak walczyć, choćby dla pozoru. Mimo że żaden ekspert nie daje im szans na wynegocjowanie lepszej ceny, będą próbować.
— Analizujemy propozycję Enei. Nasze pierwsze wrażenie jest takie, że zaproponowana cena nie odzwierciedla prawdziwej wartości spółki — mówi Marcin Żółtek, członek zarządu Aviva PTE, którego OFE ma 15 proc. akcji Bogdanki.
Około 10 i 11 proc. akcji Bogdanki mają jeszcze OFE PZU Złota Jesień oraz ING OFE. Wczoraj oba fundusze nie chciały udzielić komentarza.
KHW majaczy na horyzoncie
Zarząd Bogdanki nie chciał się wczoraj wypowiadać, ale zgodnie z prawem będzie musiał zaopiniować cenę w wezwaniu. Krzysztof Zamasz, prezes Enei, chętnie objaśniał strategię firmy.
— Sięgamy po kontrolę operacyjną nad Bogdanką, żeby zagwarantować sobie bezpieczne dostawy paliwa po konkurencyjnej cenie. Mamy na to jednogłośną zgodę rady nadzorczej — tłumaczy Krzysztof Zamasz.
Szef Enei podkreślał, że w wytwarzaniu energii ważnym składnikiem kosztowym jest koszt zakupu węgla. Dlatego potrzebna jest Enei baza surowcowa, gwarantująca bezpieczne dostawy paliwa w optymalnej cenie.
— Bez tej bazy może nam być trudniej konkurować na rynku, choćby z PGE czy Tauronem, które mają swoje kopalnie — zauważał Krzysztof Zamasz.
Analityków to przekonuje. Wojciech Kozłowski z Ipopema Securities wyliczył, że w rękach Enei akcje Bogdanki będą warte 76,7 zł, czyli więcej niż cena w wezwaniu. Akcjonariusze Enei powinni więc być zadowoleni, tymczasem kurs energetycznej spółki wzrósł wczoraj tylko o ułamek procentu. Część ekspertów tłumaczyła to obawą akcjonariuszy o jeszcze głębsze zaangażowanie Enei w węgiel. Wedle tej teorii, Enea miałaby w kolejnym ruchu wesprzeć łaknący gotówki państwowy KHW.
— Nasza strategia jest jasna — chcemy zabezpieczać bazę surowcową. Jednak na tym etapie, czyli w trakcie wezwania na Bogdankę, trudno nam myśleć o innych projektach — odpowiada wymijająco Krzysztof Zamasz.