Energetycy boją się taryf PSE

Berger Agnieszka
opublikowano: 1999-03-02 00:00

Energetycy boją się taryf PSE

Co trzecia kilowatogodzina trafi na rynek bez pośrednictwa

URE NAS OSĄDZI: Jeśli URE zaakceptuje naszą taryfę, będzie to oznaczało, że rozwiązania zaproponowane przez PSE są właściwe, a koszty uzasadnione. Opłaty za utrzymanie rezerw mocy muszą przynajmniej częściowo pokryć kapitałowe koszty modernizacji elektrowni — uważa Krzysztof Żmijewski, prezes PSE. fot. Tomasz Zieliński

Zakłady energetyczne obawiają się, że kupowanie energii elektrycznej bezpośrednio od lokalnych producentów może się dla nich okazać nieopłacalne. Wszystko zależy od tego, jak zostaną skonstruowane taryfy przesyłowe dla Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

Dystrybutorzy spodziewają się, że od kwietnia będą mogli kupować do 35 proc. prądu wprost z elektrowni. Jednak aby doszło do częściowego uwolnienia rynku energetycznego — Urząd Regulacji Energetyki musi zatwierdzić taryfy na wytwarzanie i przesyłanie energii.

Opracowane przez PSE cenniki trafiły do URE już przed miesiącem. Nie wiadomo jednak, kiedy zostaną zatwierdzone.

— Ustawa nakazuje nam podjęcie decyzji w ciągu 30 dni. Jeśli jednak taryfa wymaga poprawek, termin biegnie na nowo od momentu ich dokonania. Cenniki dla PSE były poprawiane kilkakrotnie — twierdzi Olgierd Szłapczyński, rzecznik prasowy URE.

Za wysokie rezerwy

Witold Obniski, zajmujący się zakupem energii w STOEN — stołecznym zakładzie energetycznym — przypuszcza, że URE zaakceptuje taryfy dla PSE jeszcze w tym tygodniu. Obawia się jednak, że mogą one zmniejszyć konkurencyjność lokalnych producentów energii.

— Dystrybutorzy, kupujący prąd bezpośrednio od elektrowni, będą musieli zapewnić sobie rezerwowe dostawy energii od PSE, na wypadek np. awarii u dostawcy. Im wyższe będą te rezerwy (ich poziom zostanie ustalony w taryfie dla PSE), tym więcej zakłady zapłacą PSE za ich utrzymanie — wyjaśnia Witold Obniski.

— PSE chce ustalić rezerwy na zbyt wysokim poziomie, żeby zagospodarować nadmiar energii produkowanej w Polsce. Nadużywa przy tym argumentów dotyczących bezpieczeństwa energetycznego kraju. Tymczasem wystarczyłyby rezerwy znacznie niższe niż proponowane — uważa Piotr Kołodziej, członek zarządu i dyrektor ds. handlu i dystrybucji Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego.

Wstrzymane kontrakty

Pod koniec ubiegłego roku wiele spółek dystrybucyjnych podpisało kontrakty z elektrowniami na zakup energii bez pośrednictwa PSE. Jednak większość z nich wycofała się z umów, ze względu na brak cenników.

STOEN zawarł kontrakty na dostawę około 35 proc. energii z dwiema warszawskimi elektrociepłowniami — EC Siekierki i EC Powiśle. Energia będzie przez nie przesyłana bez udziału PSE.

Kontrakty miały wejść w życie 1 marca — wszyscy spodziewali się, że do tego czasu URE zatwierdzi taryfy. Tak się jednak nie stało. Dlatego wczoraj STOEN zdecydował, że zacznie kupować prąd od EC Siekierki i EC Powiśle, gdy tylko URE zaakceptuje cenniki dla producentów energii, bez oglądania się na PSE.

Nie ma na co czekać

Górnośląski Zakład Energetyczny, uznał, że dalsze czekanie nie ma sensu i już od stycznia kupuje 20 proc. energii od połączonej z jego siecią Elektrowni Rybnik.

— Nie czekaliśmy na decyzję URE. Ceny, po których kupujemy prąd z Rybnika, są bardzo korzystne i z pewnością niższe od maksymalnych, które zostaną ustalone w taryfach — zapewnia dyrektor Kołodziej.

Zawieranie kontraktów na dostawę prądu z innymi producentami GZE planuje na kwiecień, gdy będą znane ceny przesyłu.

URE zaakceptował dotychczas taryfy na dystrybucję energii dla 33 zakładów energetycznych. Na decyzję urzędu czeka jeszcze 112 przedsiębiorstw, spośród 145, które otrzymały koncesje. Łącznie wydano 273 zezwolenia — 51 na wytwarzanie energii elektrycznej, 110 na jej przesyłanie i dystrybucję i 112 na obrót.

Agnieszka Berger