Entuzjaści wskrzesili polskie zegarki

Sylwia WedziukSylwia Wedziuk
opublikowano: 2015-11-05 22:00

Dwóch pasjonatów zegarków postanowiło przywrócić do życia dawną polską markę Błonie. Wierzą, że sentyment dobrze się sprzeda

„Sprzedaj krowę, sprzedaj konie, kup zegarek marki Błonie” — podobno są jeszcze w Polsce osoby, które dobrze pamiętają nie tylko to hasło, ale również samą firmę. Funkcjonowała ona od 1959 r. i została zlikwidowana przez system komunistyczny po 10 latach istnienia. Przez ten czas w błońskiej fabryce wyprodukowano 1,2 mln zegarków, z czego tysiąc na podzespołach w całości wykonanych w Polsce pod okiem inżyniera Kazimierza Żelazkiewicza.

ZEGAREK Z PRZESZŁOŚCIĄ:
ZEGAREK Z PRZESZŁOŚCIĄ:
Chcieli tworzyć zegarki, za którymi stoi ciekawa historia. Błonie istniały od 1959 r., a potem zostały zniszczone przez system komunistyczny. — Postanowiliśmy je wskrzesić — opowiadają Michał Dunin i Maciej Maślak, właściciele marki Błonie.
Marek Wiśniewski

— Władzom ZSRR najprawdopodobniej po prostu nie podobało się, że Polacy robią własne zegarki, dlatego firma została zlikwidowana — opowiada Michał Dunin, pasjonat zegarków, a dzisiaj także właściciel odświeżonej marki Błonie.

Brak technologii i specjalistów

Po zakończeniu produkcji zegarka w 1969 r. ZMP Błonie działały jeszcze jako Mera Błonie do 2003 r., kiedy to wskutek postępującej transformacji gospodarczej i braku pomocy od państwa zostały zmuszone do ogłoszenia upadłości. Dziesięć lat później szansę na nowe życie postanowili dać legendarnej marce Michał Dunin i Maciej Maślak.

— Chcieliśmy produkować zegarki, które mogłyby się czymś wyróżnić na polskim rynku. Tym wyróżnikiem jest właśnie historia, która stoi za marką Błonie — tłumaczy Michał Dunin.

Przywrócenie do życia Błoni nie było jednak prostym zadaniem. Udało się pozyskać prawa do marki oraz pozwolenie rady miasta Błonie na stosowanie nazwy miasteczka w znaku towarowym, ale przy okazji okazało się, że w Polsce nie ma fachowców specjalizujących się w technologii produkcji zegarków ani odpowiednich maszyn precyzyjnych przeznaczonych stricte dla tego przemysłu.

— W czasach komunistycznych technologia produkcji zegarków została w naszym kraju doszczętnie zniszczona. Musieliśmy szukać pomocy za granicą — opowiada Michał Dunin.

Nowi właściciele Błoni nawiązali odpowiednie kontakty w czasie największych zegarmistrzowskich targów świata — w Bazylei i Hongkongu. W efekcie mechanizm tworzony jest przez japońską firmę, a cały błoński zegarek składany w Hongkongu.

— W Polsce robimy to, co się da — czyli pasek i opakowanie. Ponadto polscy zegarmistrzowie testują gotowy produkt w naszym kraju — opowiada Michał Dunin. Twierdzi, że docelowo chciałby, żeby polskich akcentów w zegarku marki Błonie było jak najwięcej. Realizacja tego zadania może jednak potrwać kilka lat.

Sentyment się sprzedaje

Do tej pory właścicielom marki Błonie udało się stworzyć pierwszy model zegarka. Zajęło im to trzy lata. W proces zainwestowali własne oszczędności. Efekt to limitowana seria 500 zegarków w cenie ok. 1670 zł. Zegarek nawiązuje wyglądem do tworzonego przez dawne Błonie i ma klasyczny design. Każdy egzemplarz ma indywidualny numer. W ciągu niecałego roku udało się sprzedać niemal cały zapas.

— Liczymy, że do końca roku sprzeda się wszystko — mówi Michał Dunin.

Pod koniec listopada firma zaprezentuje jednak kolejny model w podobnej liczbie sztuk. Nowy zegarek na pewno będzie mniej klasyczny, ale na szczegóły trzeba poczekać do końca miesiąca.

— W tym przypadku również stworzymy limitowaną serię i każdy egzemplarz będzie miał swój indywidualny numer. Docelowo chcielibyśmy produkować i sprzedawać ok. 1 tys. sztuk naszych zegarków rocznie — mówi Michał Dunin. Przyznaje, że inwestycja w ten biznes jeszcze się nie zwróciła, ale wierzy w jego potencjał.

— Na zysk pewnie będziemy musieli poczekać 2-3 lata, ale wierzymy, że dawna polska marka przebije się, dzięki świadomości tych, którzy ją pamiętają, a także wprowadzeniu świeżości dla tych, którzy szukają alternatywy dla oklepanych marek szwajcarskich. Zainteresowanie pierwszym modelem utwierdza nas w przekonaniu, że się nie pomyliliśmy — mówi Michał Dunin.