Europa przejechała się na drogim gazie

opublikowano: 21-12-2021, 20:00

Europejscy konsumenci doświadczają właśnie rekordowo wysokich cen gazu ziemnego. Politycy zrzucają winę na zimę, Gazprom i Putina, ale prawdziwe przyczyny gazowego kryzysu leżą znacznie głębiej

Przeczytaj i dowiedz się:

  • jaka jest sytuacja na rynku gazu w Europie,
  • czy zwyżki dotyczą też Stanów Zjednoczonych,
  • jakie są powody ponownego wyskoku cen i możliwe konsekwencje,
  • jaki wpływ na sytuację ma polityka klimatyczna UE.

W piątek, 17 grudnia, Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził drakońską podwyżkę cen gazu dla gospodarstw domowych. Cena gazu pójdzie w górę o ok. 83 proc., co jednak będzie rozłożone na trzy lata. Uwzględniając znacznie niższą podwyżkę opłat dystrybucyjnych (średnio o 3,6 proc.) oznacza to wzrost przeciętnego rachunku za gaz o 41-54 proc. - wylicza URE. PGNiG argumentuje, że tak silna podwyżka wynika z prawie 600-procentowego wzrostu notowań kontraktów terminowych na gaz w Europie.

Patrząc na ten ostatni rynek może to nie być to ostatnia podwyżka. We wtorek 21 grudnia cena gazu ziemnego na europejskim hurtowym rynku terminowym sięgnęła rekordowych 152,69 EUR za megawatogodzinę (MWh). To 2,5-krotnie więcej niż jeszcze pod koniec października i prawie 23-krotnie więcej niż na początku roku. A wydawało się, że już październikowy rekord (116 EUR/MWh) będzie trudny do pobicia. A jednak został on poprawiony już po dwóch miesiącach.

O ile wrześniowo-październikowy wystrzał cen błękitnego paliwa miał wymiar globalny, to obecna hossa jest przede wszystkim domeną Europy. W Stanach Zjednoczonych notowania kontraktów terminowych na gaz ziemny 21 grudnia kształtowały się na poziomie 3,83 USD za milion brytyjskich jednostek cieplnych (MMBtu). To o ponad 40 proc. mniej niż w październiku, gdy ceny osiągnęły 12-letnie maksimum na poziomie prawie 6,5 USD/MMBtu. Zatem przez poprzednie dwa miesiące ceny w Europie wzrosły o przeszło 80 proc., a w Ameryce spadły o ponad 40 proc.

Zima, Nord Stream2 i inne nieszczęścia

Problem z gazem ziemnym, energią elektryczną czy ropą naftową jest taki, że są to dobra, na które popyt jest zasadniczo nieelastyczny cenowo. To znaczy, że zmarznięty konsument, zdesperowana elektrownia czy właściciel firmy transportowej zapłaci prawie każdą cenę, aby tylko otrzymać niezbędne paliwo. Oczywiście to działa tylko w krótkim terminie, ponieważ każdy liczy, że tak wysokie stawki nie utrzymają się na dłuższą metę. Bo jeśli się utrzymają, to konsumenci podejmą trudne decyzje i przerzucą się na inne źródła energii lub w skrajnych przypadkach mocno ograniczą jej konsumpcję (np. zamykając najbardziej energochłonne fabryki).

Popyt na gaz ziemny w ostatnich dniach i tygodniach jest bardzo silny. Pierwszym powodem jest pogoda. Tegoroczny grudzień jest nieco chłodniejszy od tego, do czego przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach. Synoptycy przepowiadają mróz w nocy z wtorku na środę w Londynie, Paryżu, Amsterdamie czy Hamburgu. Do tego dochodzi boom w przemyśle wywołany polityką lockdownów i bezprecedensowymi stymulantami monetarnymi i fiskalnymi zaaplikowanymi, aby osłodzić ludziom covidowe restrykcje. W efekcie mieszkańcy Zachodu mają mnóstwo pieniędzy, ale nie bardzo mogą je wydać na usługi. Kupują zatem więcej dóbr przemysłowych. Fabryki na całym świecie pracują więc pełną parą, zużywając znacznie więcej energii elektrycznej niż rok temu.

Podobna sytuacja ma miejsce w Azji, skąd Europejczycy masowo zamawiają bożonarodzeniowe prezenty i inne dobra przemysłowe. Na zakupy udały się też firmy produkcyjne, które w obliczu silnego popytu i ryzyka ponownych zakłóceń w dostawach komponentów nieco panicznie uzupełniają zapasy. To samo zrobili hurtownicy, którzy nie chcą zostać z pustymi magazynami w okresie świątecznym. Wszyscy potrzebują więc masę energii i kupują ją nie oglądając się na koszty. Tak zrobili Chińczycy, którym jesienią zajrzał w oczy regularny kryzys energetyczny i którzy zareagowali zmasowanym importem węgla i gazu LNG.

Na obecne problemy z zaopatrzeniem w gaz złożyło się więc kilka niezależnych od siebie przyczyn: chłodniejsza jesień, covidowy boom w przemyśle oraz geopolityczne rozgrywki amerykańsko-rosyjskie z błękitnym paliwem w roli elementu nacisku.

Na to nałożyła się polityka. Stany Zjednoczone usiłują zablokować oddanie do użytku drugiej linii gazociągu Nord Stream. Aby wywalczyć zgodę europejskich władz, rosyjski Gazprom ograniczył do minimum dostawy błękitnego paliwa poprzez przebiegający przez Polskę gazociąg jamalski. Rosyjski monopolista dostarcza do Europy Zachodniej tylko tyle gazu, ile wynoszą kontraktowe minima, utrzymując zapasy w magazynach niemieckich czy austriackich na poziomach znacząco niższych niż rok temu. Ten oficjalnie niewypowiedziany szantaż prezydenta Władimira Putina sprawił, że we wtorek dostawy na polsko-niemieckiej stacji Mallnow spadły do zera. Przepływ gazu na zachód malał już od soboty, dodatkowo niepokojąc odbiorców na zachodnich rynkach.

Klimatyczne szaleństwo

Na obecne problemy z zaopatrzeniem w gaz złożyło się więc kilka niezależnych od siebie przyczyn: chłodniejsza jesień, covidowy boom w przemyśle oraz geopolityczne rozgrywki amerykańsko-rosyjskie z błękitnym paliwem w roli elementu nacisku. Dodatkowo Francuzi musieli awaryjnie wyłączyć część reaktorów atomowych. Jednakże cały ten problem nie byłby aż tak dotkliwy, gdyby nie polityka klimatyczna rządu Niemiec i Komisji Europejskiej. Administracyjnie wymuszone odchodzenie od węgla, podyktowane ideologią zamykanie elektrowni atomowych oraz dotowanie wiatraków i fotowoltaiki sprawiło, że w krytycznym momencie wszystko zależy od… gazu.

W roku 2000 z gazu pochodziło 12 proc. produkcji energii elektrycznej w 27 państwach obecnej Unii Europejskiej. 20 lat później udział ten sięgnął 20 proc. W tym samym czasie udział węgla (kamiennego i brunatnego) spadł z 30 do 13 proc., a energetyki atomowej z 33 do 25 proc. Coraz więcej zależy od całkowicie nieprzewidywalnych dostaw prądu z wiatraków i farm solarnych, które łącznie w ubiegłym roku odpowiadały za 20 proc. wytworzonej energii elektrycznej. To przeszło trzykrotnie więcej niż 10 lat wcześniej i 20 razy więcej niż na początku XXI wieku. Te statystyki pokazują, jak bardzo Europa uzależniła się od jednego rodzaju paliwa – gazu ziemnego. W dodatku paliwa, które trudno zmagazynować na zapas i które nierzadko dostarczane jest z odległych krańców globu przez dostawców posiadających własne interesy i priorytety.

„Ekonomia jest przedmiotem, który nie bardzo respektuje czyjeś życzenia” – to powiedzenie przypisywane Nikicie Chruszczowowi jak ulał pasuje do obecnego kryzysu gazowego w Europie. Sowiecki I sekretarz usiłował zreformować nakazowo-rozdzielczą gospodarkę Związku Radzieckiego, jednak bez większego powodzenia. Trochę podobnie jest z polityką klimatyczną Unii Europejskiej, która dążąc do arbitralnie wyznaczonego celu po drodze lekceważy realia ekonomiczne. Te ostatnie jednak udowodniły unijnym komisarzom, że pewnych kwestii nie da się nagiąć do własnych życzeń.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane