Po Garym Sternie do podniesienia stóp procentowych wczoraj wzywał Charles Plosser. Sytuacja w tym zakresie robi się coraz bardziej jednoznaczna. Władze monetarne są zaniepokojone perspektywą wymknięcia się oczekiwań inflacyjnych spod kontroli. Spadek cen ropy w takiej skali, jak dotychczas nie jest w stanie wiele tu pomóc. Roczna zmiana i tak wciąż sięga 66%, więc wpływ drogiego paliwa na poziom inflacji nadal się będzie utrzymywał. W związku z tym radość inwestorów trzeba uznać za przedwczesną. Skutki dotychczasowego wzrostu wciąż jeszcze będą odczuwalne.
Nasza giełda wczoraj nie wiedziała za bardzo co robić. Optymizm podtrzymywał poniedziałkowy wzrost, więc chętnych do sprzedawania nie było zbyt wielu. Jednocześnie zła sytuacja na rynkach europejskich po wynikach Ericssona i Vodafone ograniczała skłonność do kupna. W efekcie WIG pozostał w okolicy 40 tys. pkt. W Ameryce, głównie dzięki spółkom finansowym, które zyskały 6,6%, odnotowaliśmy wyraźną zwyżkę, ale nie objęła ona wszystkich sektorów. Spółkom finansowym pomagały deklaracje gotowości ratowania przed upadkiem Fannie Mae i Freddie Mac. Może kosztować to nawet 25 mld USD. Sprawa ciągnie się już od kilku dni i wywołuje duże emocje i przekłada się na mocne wahania kursów firm finansowych. Jednocześnie znów zwracała uwagę słabość firm technologicznych – te wchodzące w skład S&P 500 wczoraj nieznacznie straciły, choć Nasdaq poszedł w górę. Przypomnijmy, że to branża szczególnie wrażliwa na zmiany koniunktury, a Nasdaq jako jedyny chyba z istotnych indeksów nie przełamał jeszcze wiosennego dołka. Dlatego jego notowania obserwujemy ze szczególną wnikliwością. Pokonanie wiosennego minimum potwierdzałoby obecność bessy na giełdach w USA.
Innym ciekawym elementem jest słabość rynków wschodzących, którym szkodzą
taniejące surowce. Wczoraj indeks MSCI stracił i tym samym pozostał poniżej
niedawno przebitego wsparcia, jakim był styczniowy dołek. To podtrzymuje
zagrożenie kontynuacją ruchu w dół przez ten wskaźnik. W największym zagrożeniu
są oczywiście dotąd najmocniej trzymające się rynki, takie jak Rosja, czy
Brazylia, ale złe nastawienie do nich odbijałoby się zapewne na postrzeganiu
całej grupy tych rynków.
U nas niepokojący był odczyt inflacji bazowej za
czerwiec, która sięgnęła 3,4%. To podtrzymuje zagrożenie, że Rada Polityki
Pieniężnej będzie musiała podnosić stopy procentowe. Sprawa ma dodatkowy
kontekst w postaci notowań złotego. Można obawiać się, że wraz z obniżką kursu
euro pojawiłaby się presja na kurs naszej waluty i innych z naszego regionu.
EUR/USD wczoraj wyraźnie spadł, dziś dalej idzie w dół, więc szanse na wybicie z
wielomiesięcznego trendu bocznego i dalszy ruch w górę jest mało realny. My
wciąż stawiamy raczej na to, że bariera 1,6 USD za wspólną walutę nie zostanie
pokonana, a z czasem będzie pojawiać się coraz lepsze atmosfera wokół dolara. Z
tym jednak wiązać musiałby się podwyżki stóp procentowych i dalszy niepokój o
los światowej gospodarki. W coraz większym stopniu zastępowałby obawy o kondycję
sektora finansowego.
Dziś znów mamy dzień praktycznie bez żadnych istotnych publikacji wskaźników
makroekonomicznych. Uwagę będzie zwracać głównie amerykańska Beżowa Księga. W
takiej sytuacji znów to wyniki spółek i to, co wokół nich się będzie dziać
zdeterminują przebieg sesji. Sytuacja jest ciekawa, gdyż S&P 500 wrócił do
przebitego niedawno dołka z marca tego roku, który jest teraz silnym oporem.
Nasz WIG utknął na razie przy psychologicznej granicy 40 tys. pkt. Mamy
wrażenie, że skupienie się inwestorów na cenach ropy i lepszych od spodziewanych
wynikach finansowych spółek finansowych nie jest trafnym podejściem. W naszej
ocenie ostatnie zwyżki bardziej wynikają z działań mających uchronić Fannie Mae
i Freddie Mac przed bankructwem oraz z psychologicznych czynników związanych z
brakiem publikacji ważniejszych danych makroekonomicznych i poczuciem ulgi, że
nie ma dzięki temu złych wiadomości. Oceniamy to jako kruche podstawy do
trwałego ruchu w górę.
Katarzyna Siwek
Expander