Forint w przepaści. Czy złotemu to grozi?

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2022-10-12 20:00

Forint traci szybko na wartości, a węgierski rząd panicznie szuka sposobów na jego stabilizację. Czy Polsce grozi podoba przecena? Krytyczne parametry stabilnościowe mamy dużo mocniejsze niż Węgry. Kluczem może być jednak polityka.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Węgry mają coraz większy problem z przeceną waluty. Forint stracił wobec euro 6 proc. od sierpnia i 16 proc. w ciągu roku. Niektórzy analitycy piszą, że ten kraj podąża ścieżką Turcji, która jest współczesnym symbolem katastrofy walutowej. Co bardziej pesymistyczni ostrzegają, że Polska stoi w tej samej kolejce. Przykład Węgier ewidentnie zasługuje na uwagę, ponieważ pokazuje, że rynki finansowe zaczynają mocno karać kraje o jakichkolwiek oznakach niestabilności makroekonomicznej.

Czy nam grozi taki scenariusz? Pokazuję zestawienie najważniejszych wskaźników makroekonomicznych, które mogą mieć obecnie znaczenie dla rynków finansowych. Wydaje się, że od Węgier jesteśmy na razie daleko. Wszystkie najważniejsze wskaźniki mamy bliżej uznawanych za najbardziej stabilny kraj regionu Czech niż Węgier. Obawiam się jednak dwóch miękkich czynników – wyborów i braku dostępu do funduszy UE. To na wyborach polegli Węgrzy. Rząd Orbana wpompował w gospodarkę potężne ilości pieniądza, aby utrzymać się przy władzy. Dodatkowo destrukcja praworządności pozbawiła kraj pieniędzy z UE. My dopiero wchodzimy w cykl wyborczy, a jednocześnie nie możemy dogadać się z UE w sprawie uruchomienia funduszy europejskich.

Żeby zrozumieć historię ostatniej przeceny forinta, warto przeczytać załączoną przeze mnie tabelę. Najpierw kurs waluty – przecena forinta o jedną szóstą w ciągu roku. Dlaczego? W dużym uproszczeniu Węgrzy wytworzyli dużo własnego pieniądza, by zaspokoić potrzeby polityczne, więc ten pieniądz stracił na wartości.

Podaż pieniądza na Węgrzech wzrosła mocno, a szczególnie mocno – co odróżnia ten kraj od Polski i Czech – najbardziej płynnego pieniądza wykorzystywanego do bieżących zakupów konsumpcyjnych. Stało się tak m.in. dlatego, że przed wiosennymi wyborami na Węgrzech wprowadzono potężne bonusy dla niektórych pracowników oraz jednorazowe cięcia podatków. Deficyt fiskalny wystrzelił. Doprowadziło to do znaczącego wzrostu importu w relacji do eksportu, co widać w wysokim deficycie obrotów bieżących. Deficyt ten pokazuje, jak mocno bieżące wydatki zagraniczne gospodarka musi finansować z zagranicznego kredytu/inwestycji zamiast z dochodów eksportowych. Wysoki import w relacji do eksportu sprawia, że gospodarka generuje duży popyt na walutę zagraniczną. Jednocześnie jej rezerwy nie starczają do ewentualnej stabilizacji waluty. Idealna mieszanka wybuchowa. Brakowało tylko jednego elementu: wysokich stóp procentowych w dolarach, które sprawiają, że inwestorzy traktują rynki wschodzące z większą ostrożnością. Amerykański bank centralny dostarczył ten element od wiosny, a węgierska waluta poleciała w przepaść.

Teraz węgierski rząd dość panicznie szuka sposobów na ustabilizowanie waluty. Latem próbował dogadać się z UE w sprawie uruchomienia funduszy europejskich, ale nie wyszło. Wczoraj minister finansów wskazał, że Węgry mogą być chętne do przyjęcia euro. Chyba nikt nie wierzy, że ktokolwiek w Europie będzie tego chciał w najbliższym czasie.

Polska na szczęście wszystkie istotne wskaźniki ma na bezpieczniejszym poziomie niż Węgry. Podaż płynnego pieniądza w Polsce wręcz spada, co pokazuje, że potencjał wydatkowy ludności maleje. Powinniśmy więc mieć mniejsze problemy z inflacją. Mamy dużo mniejszy niż Węgry problem z rozjazdem importu i eksportu, a deficyt w tym obszarze finansujemy dzięki inwestycjom bezpośrednim (stabilnym), a nie portfelowym (niestabilnym). Mamy też mniejszy deficyt fiskalny oraz większe rezerwy walutowe.

Jednocześnie jednak zaczynamy nasz deficyt fiskalny powiększać, a Węgry szukają sposobu, by go zmniejszyć. Z prognoz MFW wynika, że w najbliższych latach deficyt strukturalny Polski (czyli deficyt skorygowany o wpływ zjawisk cyklicznych, przejściowych) będzie wyraźnie wyższy w Polsce niż na Węgrzech. Jeżeli inwestorzy są bardzo wrażliwi na potknięcia fiskalne, to złoty może dostać nie mniejsze baty niż forint. Idziemy po wąskiej ścieżce.