Francuskie referendum może wywołać realizację zysków

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2005-05-30 00:00

W razie klęski konstytucji euro mogłoby mocno stracić, bo scenariusze sprzed francuskiego referendum były bardzo ponure. Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków.

Z Ameryki

USA w ubiegłym tygodniu także czekały na długi weekend, tyle że święto przypada tam dopiero na poniedziałek 30 maja. Po dużych zwyżkach indeksów z wcześniejszego okresu oczywiste było, że spadnie aktywność inwestorów — wolumen był symboliczny. Jednak maj kończymy w szampańskich nastrojach, co może dziwić, jeśli pamięta się, że w przeszłości po tym miesiącu zazwyczaj następował okres dla giełd niepomyślny. Tym razem rynkom akcji i dolarowi pomagała gra chińską kartą. W czwartek John Snow, sekretarz skarbu USA, powiedział, że Chiny w ciągu kilku miesięcy powinny ulec amerykańskiej presji i uelastycznić kurs juana. Poza tym dolara wzmacniało wyczekiwanie na referendum konstytucyjne we Francji.

Nie otrzymaliśmy zbyt wielu danych makro, a te, które zostały opublikowane, nie uzasadniają zwyżki indeksów. Ważnym impulsem miała być publikacja protokołu z trzeciomajowego posiedzenia FOMC (komitetu sterującego polityką monetarną USA). Tak się jednak nie stało, ale warto odnotować, że Fed widzi wzrost zagrożenia inflacją oraz postępujące spowolnienie gospodarki. Bank zgodził się, że ryzyko spowolnienia, jak i wzrostu inflacji, są równe, ale postanowił nadal powoli podnosić stopy, zakładając, że niebawem wszystko wróci do normy. Czy rzeczywiście tak będzie? Ciekawą teorię prezentuje ekonomista Ed Yardeni (www. yardeni.com). Twierdzi, że doskonałym wskaźnikiem wyprzedzającym wydarzenia w realnej gospodarce jest zachowanie oficjalnych globalnych rezerw walutowych posiadanych przez banki centralne (FRODOR). Na prezentowanych przez niego wykresach rzeczywiście wyraźnie widać zadziwiająca korelację między FRODOR a rynkiem towarowym (CRB), dolarem i zyskami spółek w indeksie S&P500. Wynikałoby z tego, że w 2005 r. rozpoczęło się spowolnienie gospodarcze i dłuższy czas będzie trwał spadek cen surowców, dolar będzie drożał, ropa taniała, a zyski spółek gwałtownie spadały. Zapowiedź spowolnienia gospodarki globalnej wydaje się potwierdzać to, co widzimy od początku roku na wykresie indeksu Baltic Dry. Taką prognozę stawia również rynek obligacji amerykańskich — ich rentowność ciągle spada.

Jest to powtórka ze spowolnienia, które nastąpiło w połowie 2004 r. Pytanie tylko, czy druga połowa tego roku przyniesie poprawę taką jak rok temu. Metoda Yardeniego sugeruje, że nie. To jednak nie ma raczej większego znaczenia. Mam bowiem wrażenie, że wraz ze wzrostem znaczenia funduszy hedgingowych (od lat 90. ich portfele zwiększyły się z 90 mld USD do 1000 mld USD) giełdy i rynki finansowi coraz mniej mówią o tym, co stanie się w przyszłości w gospodarce. Wszystko zależy od chwilowej spekulacji, a za nią odpowiadają właśnie fundusze hedgingowe. Skoro tak, to zapomnijmy na chwilę o fundamentach (na chwilę, bo w dłuższym okresie to one mają większe znaczenie) i popatrzmy, co czeka nas w nadchodzącym tygodniu.

Wszyscy będą czekali na piątkowy raport z amerykańskiego rynku pracy, ale przypomnę, że jego wpływ na rynek akcji najczęściej jest prawie żaden. Raport wpływa za to na rynek walutowy, a z całą pewnością wywołuje gwałtowne reakcje tuż po publikacji. Indeksy ISM pokażą, czy rzeczywiście mamy do czynienia z wyraźnym spowolnieniem gospodarki, a indeks zaufania odzwierciedli nastroje konsumentów. Ważny element tej układanki to koniec miesiąca, który przypada na ten tydzień. Na rynku akcji często wywołuje on zjawisko upiększania „wystaw sklepowych” funduszy (window dressing). Na początku nowego miesiąca zaś konta tychże funduszy zasilają świeże pieniądze. Powinien to więc być okres dla akcji korzystny. Od danych makro będzie jednak zależało, czy wzrost okaże się dłuższy czy tylko jedno- lub dwusesyjny. Będzie to jeden z najciekawszych tygodni w roku.

Piszę ten komentarz nie znając jeszcze wyniku referendum we Francji. Jeśli Francuzi odrzucili projekt konstytucji UE, na rynkach można spodziewać się zawirowań. Weźmy jednak pod uwagę, że przed referendum indeksy w Eurolandzie rosły, a euro traciło. Skoro tak, to przegrana „konstytucjonalistów” na indeksy w Eurolandzie nie powinna mieć dużego wpływu. W USA inwestorzy mogliby się z tego nawet ucieszyć. Teoretycznie euro mogłoby mocno stracić, bo scenariusze snute przed referendum były bardzo ponure. Uważajmy jednak z pochopnymi wnioskami. Powiedzenie „kupuj pogłoski, sprzedawaj fakty” będzie w tej sytuacji jak najbardziej na miejscu. Rynek dojrzał już do korekty i mógł zdyskontować francuskie weto. Przyjęcie konstytucji tym bardziej powinno wywołać korektę na rynku walutowym. Gdyby jednak korekta była niemrawa, znaczyłoby to, że dolar niedługo bardzo się umocni.

Z Polski

Nasz rynek finansowy również zachowywał się w ubiegłym tygodniu bardzo spokojnie. Długi weekend i oczekiwanie na referendum we Francji nie zachęcały do śmiałych ruchów, a złoty zachowywał się bardzo niepewnie. Nie pomagał mu ostatni sondaż preferencji politycznych pokazujący, że PiS i PO będą potrzebowały trzeciej partii do stworzenia koalicji. Dla złotego wynik francuskiego referendum powinien mieć istotne znaczenie. Sytuacja nie jest oczywista, nie można przecież powiedzieć, że nasza waluta zachowa korelację z kursem EUR/USD i że wszystko, co na temat zachowania euro tu napisałem, można odnieść do złotego. Wypowiedzi ekonomistów i polityków przed referendum sygnalizowały, że odrzucenie konstytucji UE jest szczególnie groźne dla nowych krajów Unii. Nie ma znaczenia, czy to prawda czy nie — na tym etapie ważne są opinie. Jeśli okaże się, że Francuzi konstytucję odrzucili, chwilowa reakcja na rynku walutowym w Polsce powinna być silniejsza niż w starej Unii. Skoro jednak zakładamy, że EUR/USD wkrótce zacznie korektę ostatnich spadków, to i złoty powinien się wtedy wzmocnić.

Sporo wydarzyło się w zeszłym tygodniu w Eurolandzie. Niedocenionym wydarzeniem była przegrana SPD w Nadrenii Północnej-Westfalii. Niemieckie rynki finansowe ucieszyły się, bo inwestorzy mają nadzieję na poprawę sytuacji. Dla nas przyspieszone o rok wybory w Niemczech są złą informacją. Tamtejsi politycy będą się starali walczyć o głosy wyborców, co utrudni lub wręcz uniemożliwi kompromis w sprawie budżetu Unii na lata 2007-13. Przypominam, że największy płatnik, czyli Niemcy, chcą obcięcia budżetu do 1 proc. dochodu Unii (Komisja Europejska proponuje 1,14 proc.). Niedawno jeszcze kompromis z Niemcami wydawał się możliwy, ale tuż przed wyborami, kiedy pogarszają się oczekiwania wobec gospodarki, co pokazuje zarówno indeks instytutu ZEW, jak Ifo, będzie bardzo trudno przekonać kanclerza Gerharda Schroedera do obiecania większych wpłat. Ograniczenie budżetu UE pozbawiałoby Polskę miliardów euro, które miały pomagać w rozwoju regionów.

Nawiasem mówiąc, Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Przedsiębiorców Prywatnych Lewiatan, słusznie zwróciła uwagę na fakt, że dyrektywa mówiąca o liberalizacji rynku usług w UE zostanie w tej sytuacji odłożona ad acta. Niechęć krajów starej Unii do wspomagania rozwoju nowych rośnie, co może z czasem doprowadzić do bardzo niekorzystnych dla nas decyzji. Staje się to tym bardziej prawdopodobne, że prognozy dla Eurolandu są coraz gorsze, a ostatnio OECD obniżyła prognozę wzrostu dla strefy euro do 1,2 proc. To wszystko nie zachęca do zakupów akcji, ale także u nas rozwój sytuacji na giełdzie zależy od funduszy hedgingowych, które nie kierują się fundamentami. Widać to, gdy spojrzeć na rosnące indeksy na rynkach Eurolandu.

W minionym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podjęła decyzję, której wszyscy się spodziewali — stopy pozostały bez zmian. Nie zmieniło się też nastawienie rady. Prawdę mówiąc, nie można było spodziewać się niczego innego. Przecież spadek dynamiki produkcji był symboliczny, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę żałobę narodową na początku kwietnia. Co prawda sprzedaż gwałtownie spadła, ale z tego samego powodu, więc nikt tym się nie przejął. Ponadto zagrożenia polityczne są duże, a jeśli złoty będzie nadal tracił, to inflacja wcale nie musi tak szybko spadać. Decyzja RPP nie miała żadnego znaczenia dla rynków. Podobnie powinno być w tym tygodniu, kiedy Europejski Bank Centralny (ECB) zajmie się swoimi stopami. Decyzja będzie taka sama — żadnych zmian. Niektórzy ekonomiści namawiają ECB do obniżek, ale bank zachowuje się bardzo rozsądnie. Zejście poniżej 2 proc. nie pomogłoby gospodarce i tylko nakręciło kolejną spiralę spekulacyjną na rynkach finansowych.

Warszawska giełda nadal ma duże szanse na zwyżki indeksów. Co prawda w czerwcu bardzo wiele spółek wystartuje po pieniądze inwestorów, z czego trzy szczególnie mocno wydrenują portfele z gotówki (Lotos, PGNiG i Opoczno), ale takie oferty nie interesują funduszy hedgingowych, które mają zupełnie inne cele. Rentowność obligacji w USA spada, a stopy procentowe rosną, więc klasyczny carry trade nie wchodzi w rachubę. Fundusze te, wraz ze wzrostem krótkoterminowych stóp procentowych, wracają do USA (być może to jest przyczyną wzmocnienia dolara i wzrostu cen obligacji), ale nie ulega wątpliwości, że bardziej agresywne nadal mają ochotę zarabiać w krajach rozwijających się, a Europa Centralnej ma bardzo dobrą prasę. Zachowanie węgierskiego indeksu BUX, który wybił się ze zniżkującego klina, daje nam dużo nadziei. Faktem jest, że taka opinia stoi w sprzeczności z komentarzami, które zapowiadają nudny i przytłoczony ofertami pierwotnymi czerwiec, ale narzędzia techniczne, którymi się posługuję, podtrzymują sygnały kupna i dopóki to się nie zmieni, muszę zostać w obozie byków.