Szwajcarska gospodarka staje przed coraz trudniejszymi problemami. Według prognoz rynkowych w 2009 r. PKB skurczy się tam o 4 proc., a w przyszłym roku ten niewielki kraj czeka w najlepszym razie stagnacja. Do niedawna światowy kryzys bił głównie w kurczący się szwajcarski eksport. Od kilku miesięcy władze w Genewie muszą zmagać się z kolejną przeszkodą — deflacją, czyli spadkiem cen konsumpcyjnych.
— Deflacja sprawia, że ludzie są mniej skłonni do wydawania pieniędzy. Jeśli ceny spadają, to warto wstrzymać się z zakupami. Takie podejście dodatkowo obniża popyt, a więc wzmacnia presję na jeszcze mocniejszy spadek cen. Z tej spirali trudno się wyrwać — tłumaczy Wojciech Matysiak, ekonomista BGŻ.
Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) robi, co może, żeby przerwać błędne koło i luzuje do maksimum politykę pieniężną. Od marca utrzymuje stopy procentowe na najniższym możliwym poziomie (pożądany przedział trzymiesięcznej stawki LIBOR między 0 a 0,75 proc.) i zapowiada utrzymanie go na dłużej. W dodatku kupuje od instytucji finansowych papiery wartościowe, co w praktyce oznacza drukowanie pieniądza. A to młyn na wodę polskich kredytobiorców zadłużonych we frankach szwajcarskich.
— Im głębsza deflacja w Szwajcarii, tym niższe raty pożyczek w Polsce. Niskie stopy tamtejszego banku centralnego oznaczają niskie oprocentowanie kredytów we franku — mówi Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Banku.
Więcej we wtorkowym "Pulsie Biznesu".