Frankowicze znowu górą

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2016-05-19 22:00

Dwa razy wygrali z Millennium sprawę o zwrot raty ubezpieczenia niskiego wkładu. Bank dalej śle wezwania do zapłaty i nie zamierza składać broni

Sprawa małżeństwa frankowiczów kontra Bank Millennium na pierwszy rzut oka wygląda jak z Kafki, jednak potem okazuje się, że jest to raczej czeski film, bo na koniec dnia nic właściwie nie jest pewne. Historia absolutnie typowa dla zadłużonych w walucie. Małżeństwo zaciągnęło kredyt hipoteczny indeksowany do franka na 100 proc. wartości nieruchomości, czyli bez udziału własnego. Standardowo w takiej sytuacji bank zastrzegał w umowie, że kredytobiorca musi wykupić ubezpieczenie z tytułu zbyt niskiego wkładu własnego, zobowiązując go do opłacania składki raz na trzy lata do czasu, aż wysokość zadłużenia spadnie poniżej 80 proc. wartości zabezpieczenia.

Sąd swoje, rutyna swoje

Problem w tym, że poziom ten często obliczany jest w złotych, a nie we frankach, co sprawia, że przy wzroście kursu CHF szansa na zaspokojenie oczekiwań banku oddala się jak uciekający królik. Tak było w przypadku małżeństwa, które — zgodnie z umową — raz na 36 miesięcy musiało zapłacić jedną dodatkową ratę w wysokości około 10 tys. zł z tytułu niskiego wkładu własnego. Kilka lat temu małżonkowie postanowili się zbuntować, zaskarżyli zapis umowy w sądzie, dowodząc, że stanowi on klauzulę abuzywną i zażądali zwrotu wpłaconych już składek ubezpieczeniowych.

Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (SOKiK) już w 2009 r. stwierdził, że w sytuacji, gdy klient ponosi koszty polisy, a ktoś inny osiąga z tego tytułu korzyści, mamy do czynienia z klauzulą niedozwoloną. Ubezpieczenie wkładu własnego jest bowiem dość niestandardowym instrumentem. Składki płaci kredytobiorca, ale gdyby zaprzestał spłaty kredytu, bank zaspokoi się z polisy, natomiast ubezpieczyciel wystąpi z regresem do dłużnika. W kwietniu 2014 r. Sąd Rejonowy na warszawskim Mokotowie przyznał rację frankowiczom, którzy o swoim sukcesie powiadomili bank. Wyrok nie był prawomocny i Millennium — zgodnie z umową — zażądał zapłaty należnej raty z tytułu ubezpieczenia. Frankowicze odmówili. Wtedy bank utworzył w ich rachunku osobistym debet w wysokości należnej raty, zapłacił sam ubezpieczenie i zaczął naliczać odsetki od powstałego w ten sposób długu. W apelacji sąd podtrzymał decyzję z pierwszej instancji, że zapis o ubezpieczeniu wkładu własnego jest abuzywny i jako taki nie ma mocy obowiązującej. Mając prawomocny wyrok, wygrani małżonkowie wystąpili o przelanie wszystkich zapłaconych składek na rachunek w innym banku. Millennium zrobił przelew, ale tylko z tytułu ostatniej składki za polisę zapłaconej z limitu w koncie, najwyraźniej wychodząc z założenia, że wyrok dotyczy tylko tej jednej raty. Frankowicze nie dali za wygraną i ponownie wystąpili do sądu z kolejnym powództwem o zwrot wszystkich składek ubezpieczeniowych, także tych, które mają zapłacić w przyszłości.

— Uznaliśmy, że mamy do czynienia dokładnie z tą samą sprawą, w związku z czym wcześniejszy wyrok jest wiążący również w odniesieniu do przyszłych rat. Chodziło nam o to, żebyśmy nie musieli przy każdej składce wytaczać kolejnej sprawy bankowi Millennium — stwierdza Zbigniew Drzewiecki z Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy reprezentującej kredytobiorców.

Bank argumentował w sądzie, że jest to odrębna sprawa od poprzedniej i wymaga ponownego stwierdzenia, czy sporne postanowienie umowy jest rzeczywiście niedozwolone. Sąd był innego zdania i w marcu ubiegłego roku, już na pierwszej rozprawie, po odrzuceniu wniosków dowodowych Millennium wydał wyrok identyczny jak rok wcześniej, czyli korzystny dla powodów. Podtrzymał go również Sąd Okręgowy w Warszawie podczas rozprawy 6 maja. Toczący się spór sądowy, tak jak poprzednim razem, nie wpłynął na rutynę bankową i w lutym tego roku, po wyroku pierwszej instancji, Millennium wysłał klientom pismo przypominające o zbliżającym się terminie zapłaty ubezpieczenia, upływającym z końcem kwietnia, ostrzegając, że w razie braku wpływu raty sięgnie po debet. Po uprawomocnieniu się wyroku frankowicze zwrócili się do banku o wyjaśnienie tej sprawy. Na razie jedynym efektem jest kolejne wezwanie do zapłaty składki ubezpieczeniowej.

— Swoją postawą bank zdaje się dawać do zrozumienia, że dochodzenie roszczeń będzie żmudne i długotrwałe, nawet jeśli jest skazany na porażkę w sądzie. Jednocześnie jest to zdumiewający wyraz ignorowania litery prawa i orzeczeń wymiaru sprawiedliwości — mówi mecenas Drzewiecki. Iwona Jarzębska, rzecznik Millennium Banku, w krótkim oświadczeniu przesłanym redakcji stwierdza: „Nie zgadzamy się z wyrokiem i planujemy podjąć kroki zmierzające do obrony interesu banku w tej sprawie”.

Rozbieżne orzecznictwo

Problem w tym, że podobnie jak w opisanej kilka tygodni temu przez „PB” wygranej sprawie frankowicz kontra mBank, w której sąd uznał umowę kredytu indeksowanego za nieważną, stwierdzając w konsekwencji, że jest to po prostu kredyt złotowy, także w przypadku ubezpieczenia niskiego wkładu orzecznictwo sądów jest skrajnie różne. Jedne stwierdzają, że zapis nakazujący opłacanie polisy ma charakter abuzywny i jest nieważny. Inne ujmują problem w szerszym kontekście, wskazując, że polisa nie jest wymysłem banków, ale wynikiem oczekiwań regulatora i ważnym elementem stabilizującym cały sektor finansowy. Ubezpieczenie chroni nie tylko bank, ale również system — kredyty bez wkładu własnego co do zasady są obarczone większym ryzykiem spłaty niż hipoteka częściowo sfinansowana z kieszeni kredytobiorcy. Sądy podnoszą także, że część klientów zrezygnowała z większego mieszkania, żeby nie być zmuszonym do zaciągnięcia kredytu bez wkładu i uniknąć w ten sposób dodatkowych kosztów z tytułu dodatkowego ubezpieczenia. W takim duchu utrzymane są orzeczenia sądu polubownego przy KNF. Poza tym Sąd Apelacyjny w wyroku z listopada 2013 r., rozpatrując odwołanie od wyroku SOKiK wydanego rok wcześniej w podobnej sprawie do opisanej wyżej małżeństwo kontra Millennium, stwierdził, że „gdyby nie ubezpieczenie niskiego wkładu własnego kredytobiorca nie mógłby w ogóle otrzymać kredytu hipotecznego i zrealizować swoich planów. Z tych też względów nie sposób zgodzić się z poglądem Sądu Okręgowego, że kredytobiorca ponosi, z jednej strony koszty ubezpieczenia finansowego (poprzez obowiązek ich zwrotu bankowi), a z drugiej zaś strony nie odnosi żadnych korzyści z takiej umowy, w przeciwieństwie do banku. Nie ma też większego znaczenia okoliczność, że konsument nie jest tu stroną umowy ubezpieczenia ani też uposażonym z tytułu tej umowy”. Mecenas Drzewiecki przypomina, że abuzywność przepisu można ustalić na dwa sposoby: według wzorca, czyli na podstawie orzeczenia SOKiK i spisu klauzul zakazanych, lub na własną rękę, skarżąc konkretny zapis w zwykłym sądzie. — Mamy wiele prawomocnych wyroków w tej sprawie — wszystkie są takie same — mówi Zbigniew Drzewiecki.

Pomysły na franka

Pierwsze hipoteczne kredyty frankowe pojawiły się w Polsce pod koniec lat 90. Były o 27 proc. tańsze od złotowych. To właśnie różnica w racie napędzała popyt na franki. Boom na kredyty w CHF zaczął się w 2005 r., kiedy dwa kredyty na trzy były brane w tej walucie. Na koniec roku na bilansach banków było 30 mld zł hipotek walutowych. Trzy lata później 150 mld zł. Liczbowo kredytów frankowych jest obecnie około 0,5 mln. Odsetek niespłacanych hipotek jest stosunkowo niski i wynosi około 3 proc. wartości kredytów walutowych. Po gwałtownym wzroście kursu CHF do złotego w styczniu 2015 r. KNF przedstawiła koncepcję pozbycia się franka z bilansów bankowych poprzez przewalutowanie hipotek w CHF i podziale na kredyt hipoteczny i konsumpcyjny. W marcu ZBP zaproponował własną koncepcję, zakładającą utworzenie funduszu wsparcia dla kredytobiorców w najtrudniejszej sytuacji oraz ustalenie kursu CHF/PLN, po którego przekroczeniu bank przejmuje nadwyżkę i dopisuje ją do wartości zadłużenia. Żadna z propozycji nie zyskała powszechnej akceptacji. Wtedy sprawą zajęli się politycy, którzy zaproponowali rozłożenie kosztów przewalutowania kredytu po połowie na bank i klienta. Podczas ostatniego czytania została przegłosowana poprawka ustalająca parytet na 90/10. Senat ją odrzucił, ale projekt nie wrócił pod głosowanie w Sejmie. Na początku tego roku prezydent ogłosił projekt ustawy dotyczącej franków, przewidujący przewalutowanie zadłużenia opartego na tzw. kursie sprawiedliwym, a także dający kredytobiorcy możliwość oddania kluczy do kredytowanego mieszkania. KNF wyliczyła koszty operacji na ponad 60 mld zł. Obecnie kancelaria pracuje nad poprawioną wersją ustawy. W Sejmie jest już natomiast projekt frankowy Kukiz’ 15 daleko bardziej radykalny niż koncepcje prezydenta (np. beneficjentami są również osoby prowadzące działalność).

Pomysły na franka

Pierwsze hipoteczne kredyty frankowe pojawiły się w Polsce pod koniec lat 90. Były o 27 proc. tańsze od złotowych. To właśnie różnica w racie napędzała popyt na franki. Boom na kredyty w CHF zaczął się w 2005 r., kiedy dwa kredyty na trzy były brane w tej walucie. Na koniec roku na bilansach banków było 30 mld zł hipotek walutowych. Trzy lata później 150 mld zł. Liczbowo kredytów frankowych jest obecnie około 0,5 mln. Odsetek niespłacanych hipotek jest stosunkowo niski i wynosi około 3 proc. wartości kredytów walutowych. Po gwałtownym wzroście kursu CHF do złotego w styczniu 2015 r. KNF przedstawiła koncepcję pozbycia się franka z bilansów bankowych poprzez przewalutowanie hipotek w CHF i podziale na kredyt hipoteczny i konsumpcyjny. W marcu ZBP zaproponował własną koncepcję, zakładającą utworzenie funduszu wsparcia dla kredytobiorców w najtrudniejszej sytuacji oraz ustalenie kursu CHF/PLN, po którego przekroczeniu bank przejmuje nadwyżkę i dopisuje ją do wartości zadłużenia. Żadna z propozycji nie zyskała powszechnej akceptacji. Wtedy sprawą zajęli się politycy, którzy zaproponowali rozłożenie kosztów przewalutowania kredytu po połowie na bank i klienta. Podczas ostatniego czytania została przegłosowana poprawka ustalająca parytet na 90/10. Senat ją odrzucił, ale projekt nie wrócił pod głosowanie w Sejmie. Na początku tego roku prezydent ogłosił projekt ustawy dotyczącej franków, przewidujący przewalutowanie zadłużenia opartego na tzw. kursie sprawiedliwym, a także dający kredytobiorcy możliwość oddania kluczy do kredytowanego mieszkania. KNF wyliczyła koszty operacji na ponad 60 mld zł. Obecnie kancelaria pracuje nad poprawioną wersją ustawy. W Sejmie jest już natomiast projekt frankowy Kukiz’ 15 daleko bardziej radykalny niż koncepcje prezydenta (np. beneficjentami są również osoby prowadzące działalność).

JUŻ PISALIŚMY:„PB” z 9.05.2016 r.

Precedens: Artykuł o wygranej klienta mBanku, który zaskarżył w umowie kredytowej zapis o zasadach waloryzacji raty i uzyskał korzystny wyrok w sądzie pierwszej instancji, odbił się szerokim echem. Jeśli orzecznictwo sądów pójdzie w tym kierunku, to banki mają się o co martwić.

JUŻ PISALIŚMY:„PB” z 9.05.2016 r.

Precedens: Artykuł o wygranej klienta mBanku, który zaskarżył w umowie kredytowej zapis o zasadach waloryzacji raty i uzyskał korzystny wyrok w sądzie pierwszej instancji, odbił się szerokim echem. Jeśli orzecznictwo sądów pójdzie w tym kierunku, to banki mają się o co martwić.