GIEŁDA ENERGII PODBIJE REGION

Agnieszka Berger
opublikowano: 1999-06-02 00:00

GIEŁDA ENERGII PODBIJE REGION

Energetyczny parkiet może przejąć część obrotu z Węgier, Czech i Słowacji

BEZ ALTERNATYWY: Stworzymy giełdę bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Nawet jeśli Skarb Państwa nie zaangażuje się w nasze przedsięwzięcie — zapewnia Michał Wojtczak, prezes Polskiego Funduszu Kapitałowego. Zdaniem Michała Wojtczaka, powstanie polskiej giełdy energii jest przesądzone i nie zależy od decyzji rządu. fot. Małgorzata Pstrągowska

Powołanie giełdy energii powinno doprowadzić do obniżenia jej ceny, wymusić restrukturyzację elektrowni, a na dystrybutorach — oszczędności. Jeśli energetyczny parkiet powstanie u nas już wkrótce, ma szansę stać się jedną z trzech-czterech giełd europejskich i przejąć część obrotu energią z rynku węgierskiego, czeskiego i słowackiego.

Zdaniem Michała Wojtczaka, prezesa Polskiego Funduszu Kapitałowego, nasza giełda energii może stać się częścią giełdy europejskiej pod warunkiem, że powstanie dostatecznie szybko.

— W 2001 r. zostanie utworzona europejska giełda energii, która będzie oparta na trzech-czterech ponadpaństwowych ośrodkach regionalnych. Mamy szansę stać się takim ośrodkiem i — oprócz rynku polskiego — obsługiwać także część obrotu energią czeską, węgierską i słowacką — mówi szef PFK.

W jego opinii, giełda wymusi konkurencyjność firm z branży energetycznej, pozwoli ustalić rzeczywistą wartość energii, a także umożliwi polskim producentom eksport nadwyżek. Obecnie podczas zimowego szczytu wykorzystuje się u nas niespełna 25 tys. MW, tymczasem krajowe elektrownie dysponują mocą 33 tys. MW.

— Nadwyżkę moglibyśmy z powodzeniem eksportować na przykład do Włoch, które mają 20-proc. deficyt energii — dodaje Michał Wojtczak.

Państwo opóźni

Jan Buczkowski, wiceminister skarbu odpowiedzialny za energetykę, sugeruje, by giełdę powołano jako jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. Później jej udziałowcami miałyby zostać podmioty najbardziej zainteresowane utworzeniem rynku, czyli przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją, przesyłem i dystrybucją energii.

W opinii prezesa Wojtczaka, lepiej byłoby, gdyby giełda od początku była spółką publiczno-prywatną.

— Skarb Państwa powinien dysponować pakietem akcji, który uprawniałby go do udziału w radzie nadzorczej i dawał możliwość rozwiązania spółki czy też zawieszenia działalności giełdy. Jeśli jednak utworzenie spółki pozostanie w gestii państwa, a fundusze na ten cel będą pochodzić, jak proponują niektórzy, z Banku Światowego, możemy spodziewać się opóźnień w uruchamianiu giełdy — argumentuje szef PFK.

Michał Wojtczak uważa, że w drugim etapie do spółki należy zaprosić zainteresowane polską giełdą firmy zagraniczne, takie jak Preusen Elektra, RWE, Vattenfall czy Enron, oraz podmioty finansowe — biura maklerskie i brokerskie, fundusze inwestycyjne, GPW czy CTO.

Jeden za wszystkich

Zdaniem prezesa PFK, przedsiębiorstwa sektora energetycznego powinny być reprezentowane w spółce przez jeden podmiot. Takim reprezentantem może być PFK. Fundusz istnieje od stycznia 1998 r. Jego akcjonariuszami jest obecnie m.in. kilkanaście firm z branży energetycznej, np. jeden z największych w Polsce producentów energii — Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin oraz największy dystrybutor — Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny. Zainteresowani przystąpieniem do PFK są m.in. przesyłowy gigant — Polskie Sieci Elektroenergetyczne oraz największa krajowa elektrownia — Bełchatów.

— Możemy utworzyć giełdę nawet jeśli nie zjednamy dla tego pomysłu wszystkich firm z branży. Wystarczy, że w naszym zasięgu znajdzie się ponad 50 proc. polskiego rynku energii — zapewnia prezes Wojtczak.

Kosztowny system

Samo powołanie giełdy nie będzie, zdaniem szefa PFK, zbyt kosztowne. Kapitał potrzebny na początku nie powinien przekroczyć 5 mln USD, a do końca 2001 r. — 15 mln USD.

— Najtrudniejsza i najdroższa będzie budowa systemu pomiarowego, który pozwoli na szybkie i precyzyjne rozliczanie zleceń, transakcji i dostaw. Na początku trzeba będzie rozliczać kontrakty w odstępach tygodniowych, a może nawet miesięcznych. Po dwóch latach system powinien umożliwiać transakcje w rytmie godzinowym lub minutowym — wyjaśnia Michał Wojtczak.

Można szacować, że budowa systemu pomiarowego będzie kosztować 100-200 mln USD.

Kontrakty pod linijkę

Według prezesa Wojtczaka, giełda nie ma szans na przejęcie aż 30 proc. obrotu energią, prognozowane przez wiceministra Buczkowskiego, gorącego zwolennika utworzenia energetycznego parkietu.

— O sukcesie będzie można mówić, jeśli na parkiet trafi na początku 3 proc. energii, a po pięciu latach — kilkanaście procent — uważa szef PFK.

Jego zdaniem, sukces giełdy będzie zależeć od renegocjacji kontraktów długoterminowych zawartych między PSE a elektrowniami.

— Prawie wszystkie kontrakty można wystandaryzować tak, by nadawały się do obrotu giełdowego. Najpierw jednak trzeba znaleźć tańsze źródła finansowania umów i ograniczyć puste koszty, które w nich uwzględniono — mówi Michał Wojtczak.

Najtrudniejsza będzie standaryzacja dwóch kontraktów zawartych z elektrowniami: Bełchatów i Dolna Odra. W pierwszym z nich ustalono za niską, a w drugim zbyt wysoką cenę energii. Prezes Wojtczak uważa, że problem można rozwiązać łącząc najdroższą umowę z najtańszą.