Giertych i Kulczyk podtrzymują swoje wersje spotkania na Jasnej Górze

opublikowano: 2004-11-15 07:01

Roman Giertych (LPR) przyznał w niedzielę, że spotkanie z Janem Kulczykiem na Jasnej Górze było "oczywistym błędem". Lider LPR i poznański biznesmen podtrzymują swoje wersje zdarzeń; politycy uważają, że okoliczności rozmowy powinny być wyjaśnione.

"W kontekście dzisiejszej wiedzy o tym, że pan Kulczyk spotykał się z Ałganowem, moje spotkanie z Kulczykiem było oczywistym błędem, to nie ulega żadnej wątpliwości" - przyznał Giertych w niedzielnym programie w Radiu Zet. Wcześniej Jan Rokita (PO) powiedział, zwracając się do Giertycha: "W pańskiej sytuacji lepiej byłoby przyznać się do pańskiego błędu".

Zgodnie z relacją Giertycha to Kulczyk zainicjował ich spotkanie. "Ktoś od pana Kulczyka poprosił ojców paulinów (gospodarzy klasztoru na Jasnej Górze w Częstochowie - PAP) o to, aby umożliwić przekazanie dokumentów dotyczących Orlenu dla komisji śledczej, do mnie. (...) Na spotkanie pojechał mój sekretarz pan Piotr Ślusarczyk. Spotkał się z panem Aleksandrem Brodą" - relacjonował Giertych.

Według Giertycha, Broda nie chciał przekazać żadnych dokumentów Ślusarczykowi. "Wyznaczyłem więc datę i godzinę mojego pobytu w Częstochowie. Po mszy poprowadzono mnie na spotkanie. Potem okazało się, że jest pan Jan Kulczyk. Zagadnął mnie na korytarzu, potem weszliśmy do refektarza i coś jedliśmy. Jednak żadnych dokumentów nie dostałem" - opowiadał poseł.

Z kolei Kulczyk utrzymuje, że do spotkania na Jasnej Górze doszło z inicjatywy lidera LPR. Dodał, że poseł chciał od niego dokumenty kompromitujące prezydenta. "Z kontekstu wynikało, że jeżeli dostarczę dokumenty, które kompromitują prezydenta, to ja się mogę czuć bezpiecznie, bo postępowanie przed komisją właściwie mnie nie dotyczy" - relacjonował w programie "Summa zdarzeń" w TVP. Dodał, że nie dostarczył Giertychowi żadnych dokumentów.

Według Giertycha, 15 października Broda ponownie skontaktował się ze Ślusarczykiem i poprosił o kolejne spotkanie Giertycha z Kulczykiem. "Ja odmówiłem" - zapewnił lider LPR.

Rzecznik Jasnej Góry o. Stanisław Tomoń w oświadczeniu wydanym w niedzielę, napisał, że ojcoie paulini nie brali udziału w

prywatnej rozmowie Kulczyka z Giertychem, która miała miejsce w jasnogórskim klasztorze, i nie znają przebiegu tej rozmowy.

Niedzielny gość Radia Zet Jan Rokita powiedział, że "poza oczywistym błędem pana Giertycha", interesuje go, czy na Jasnej

Górze doszło do próby szantażowania świadka - w co - jak zaznaczył - nie wierzy zupełnie, czy też "konstrukcja szantażowania świadka została wymyślona przez Jana Kulczyka i jego adwokata". Dlatego, jego zdaniem, dobrze, że do prokuratury wpłynęło zgłoszenie w tej sprawie.

9 listopada pełnomocnik Kulczyka, prof. Jan Widacki, złożył w Prokuraturze Okręgowej w Częstochowie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Giertycha, polegającego na próbie wywierania nacisku na Kulczyka, mającego na celu wywarcie wpływu na treść zeznań składanych przez niego przed komisją śledczą.

Tomasz Nałęcz (SdPl) zarzucił Giertychowi kłamstwo. "Pan poseł Giertych złożył oświadczenie przed komisją, co było oczywistym kłamstwem, i w ten sposób zdyskwalifikował się jako członek komisji, bo nie można oczekiwać mówienia prawdy od świadków, kiedy samemu się kłamie" - powiedział Nałęcz. Początkowo Giertych twierdził, że przypadkowo spotkał się z Kulczykiem. Potem przyznał, że rozmowa trwała dłużej i że spotkanie była zaaranżowane.

Według innego gościa Radia Zet, Ludwika Dorna (PiS), trwa atak na komisję śledczą, z tego względu wszyscy członkowie komisji powinni być bardzo ostrożni i roztropni. Również Zbigniew Siemiątkowski (SLD) uznał, że spotkanie z Kulczykiem było "wielką nieostrożnością" ze strony Giertycha.

W niedzielnym programie radiowej Trójki szefowa Kancelarii Prezydenta Jolanta Szymanek-Deresz przypomniała, że w ustawie o komisji śledczej jest zapis, że w komisji nie powinien zasiadać poseł co do którego istnieje "okoliczność, która mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności".

Giertycha bronił Bronisław Komorowski (PO). "Rzeczywiście poseł kombinował, ale między jego wstydem i niechęcią do przyznania się do spotkania a utratą bezstronności jest ogromna przepaść" - ocenił. Dodał też, że "znaczna część obozu władzy próbuje zepchnąć na bok zasadniczy problem" i wmówić, że komisja musi rozstrzygnąć sprawę rozmowy Kulczyk-Giertych.

Tego samego zdania jest goszczący w studiu Trójki szef SLD Krzysztof Janik, zdaniem którego wątki "poboczne (...) spychają cel, jakim była ocena sprawowania nadzoru Skarbu Państwa nad spółką PKN Orlen".

as/ itm/ skr/