Wtorkowy komunikat po zakończonym posiedzeniu amerykańskiej Rezerwy Federalnej był taki, jakiego można się było spodziewać — wyważony. Ben Bernanke ostudził zapał tych inwestorów, którzy oczekiwali obniżki stóp procentowych w październiku. Przyznał, że inflacja pozostaje głównym powodem do obaw, i powtórzył, że spodziewa się umiarkowanego wzrostu gospodarki w kolejnych kwartałach. Członkowie Fed dali wyraźnie do zrozumienia, że mimo trwającej korekty na rynku mieszkaniowym, niestabilności rynków finansowych i kryzysu w sektorze pożyczek hipotecznych o podwyższonym ryzyku („subprime”) perspektywy wzrostu gospodarki nie są poważnie zagrożone. Spora część inwestorów wzięła te słowa za dobrą monetę i indeksy nowojorskiej giełdy zakończyły sesję na plusach. Czy jednak przyniosą tak wyczekiwane przez inwestorów uspokojenie nastrojów?
Takie twierdzenie byłoby ryzykowne. Potrzeba kilku tygodni, aby oszacować, jaka będzie rzeczywista skala kryzysu pożyczkowego w USA i czy przez wzajemne powiązania instytucji nie nabrał on charakteru globalnego. Inwestorzy zostaną zatem wystawieni na niejedną próbę, która będzie kosztowała ich sporo nerwów. Jednak nutkę optymizmu wnosi to, jak w ostatnich dniach kształtowały się notowania walut rynków wschodzących, w tym także złotego. Zachowano tutaj zimną krew i w ogólnym bilansie ostatnich dwóch tygodni wschodzące waluty zyskały na wartości. Pokazuje to, że najwięksi globalni gracze nie zaczęli zwijać żagli i dynamiczna fala „B” na rynkach akcji jest dopiero przed nami. Może być to dobra informacja dla tych, których zaskoczyła dynamika ostatnich spadków.
Marek Rogalski
główny analityk
First International Traders Dom Maklerski
ww.fitdm.pl