GODZINA OCHRONY KOSZTUJE DO 600 ZŁ
Polscy biznesmeni nie potrafią jeszcze korzystać z ochrony osobistej
Moda na pojawianie się wszędzie w towarzystwie tzw. goryla rozpoczęła się w Polsce na początku lat 90. Do dzisiaj zdarzają się u nas biznesmeni, którzy korzystają z usług ochrony osobistej dla podniesienia prestiżu. Polski VIP podobno nie potrafi jeszcze współpracować i nie szanuje bodyguardów. Ci natomiast mają przez to utrudnione zadanie, tym bardziej że martwy klient im przecież nie zapłaci.
Za godzinę pracy bodyguarda płaci się w Polsce 25-150 USD (100-600 zł). Jego pensja wynosi od 3-4 tys. zł wzwyż. Na krajowym rynku panuje naturalny podział. Jeżeli ktoś chce zatrudnić ochroniarza na stałe, wyłapuje go z rynku i indywidualnie negocjuje z nim wynagrodzenie. Natomiast jednorazowa ochrona obcokrajowców, np. gwiazd show-biznesu czy polskich VIP-ów, leży w kręgu zainteresowań firm ochroniarskich i w zasadzie tylko one tym się zajmują. Typowy polski bodyguard to najczęściej człowiek wyszkolony przez jednostkę specjalną GROM, Biuro Ochrony Rządu, rzadziej policjant. Ale wśród osób zatrudnianych w tym charakterze znajdują się też, np. sportowcy.
Moda na goryla
Zdaniem Janusza Raczyńskiego, szefa naboru i wyszkolenia Securitas Polska, dyrektora International Bodyguard Association w Polsce (IBA), zainteresowanie usługą ochrony osobistej w naszym kraju rozpoczęło się w zasadzie od mody na „goryla”. Było to na przełomie 1989 i 1990 r. Zdarzały się sytuacje, że biznesmeni licytowali się przy restauracyjnych stolikach, kto ma ilu i jakich osobistych ochroniarzy. Chociaż tak naprawdę ci ludzie nie byli im potrzebni.
— Dzisiaj takie sytuacje raczej już nie mają miejsca — opowiada dyrektor IBA.
Zdarza się jednak jeszcze, że ktoś wynajmuje bodyguarda po prostu dla efektu.
— O zatrudnieniu ochrony osobistej decydują w polskich realiach dwa aspekty. Pierwszy: miałem do czynienia z sytuacją zagrożenia i muszę się zabezpieczyć. Drugi przypadek to czysta zapobiegliwość. Myślę, że w tym przypadku posiadanie osobistego ochroniarza związane jest jeszcze z pewną modą — twierdzi Sławomir Wagner, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Firm Fizycznej i Technicznej Ochrony Mienia (PIGFFiTOM).
Kwestia wychowania
Grzegorz Skrzecz, kierownik Specjalnej Grupy Ochrony (SGO) w przedsiębiorstwie ochroniarskim Asekuracja, twierdzi, że w Polsce stosunek do ochrony osobistej jest jeszcze negatywny. Ludzie związani z tym zawodem są traktowani jak „pętający się” dodatek do VIP-a. Tymczasem w cywilizowanym świecie jest to szanowany zawód.
— Człowiek jest ceniony za to, że ryzykuje za kogoś własnym życiem. U nas takich pracowników ochrony traktuje się per noga. Ale ciągle walczymy z tym negatywnym wizerunkiem bodyguarda — komentuje Grzegorz Skrzecz.
W opinii Janusza Raczyńskiego, szacunek dla ochrony osobistej jest kwestią wychowania polskich VIP-ów. Jeszcze do niedawna większość z nich nie rozumiała że z pracownikiem ochrony należy współpracować, a nie traktować go z góry.
— Często nasi klienci nie zdają sobie sprawy z tego, co wiąże się z ochroną osobistą. Pierwsza sprawa — życie domowe. Obcy człowiek ciągle przebywa w mieszkaniu VIP-a. Z tym się trzeba liczyć. Oprócz tego bodyguard ma prawo powiedzieć: tędy nie jedziemy, wychodzimy stąd. Te decyzje podopieczny powinien w 100 proc. zaakceptować. Musi pamiętać, że często od nich zależy jego życie — informuje szef naboru i wyszkolenia Securitas Polska.
Jak dodaje, ochrona osobista ustala pewne procedury na dany dzień, które obowiązują VIP-a. Tych wskazówek powinien przestrzegać każdy, ponieważ są to zazwyczaj działania prewencyjne, które eliminują ewentualne zagrożenie.
Bez nonszalancji
Zdaniem Grzegorza Skrzecza, Polska jest bardzo niebezpiecznym krajem. Twierdzi on, że nikt nikogo się nie boi, a kary za popełniane przestępstwa są bardzo niskie. Taka sytuacja sprawia, że bogaci ludzie nie mogą się czuć bezpiecznie.
— Ktoś, kto zabije człowieka, czy go po prostu porwie dla okupu — wie, że nie spotka go zbyt wielka kara. Dlatego biznesmeni coraz częściej sięgają po osobistą ochronę. Ale nasze działania powinny mieć zawsze charakter profilaktyczny. Jeżeli zagrożenie już istnieje i zostało zidentyfikowane, wtedy należy człowieka nie tyle chronić, ile po prostu pilnować — uważa kierownik SGO w Asekuracji.
— Dopuszczenie do jakiegokolwiek zagrożenia klienta to pewnego rodzaju nonszalancja w naszym zawodzie. W branży mówi się, że działamy zgodnie z zasadą: martwy klient nie płaci. To święta prawda, dlatego nasza działalność powinna się opierać przede wszystkim na prewencji — dorzuca Janusz Raczyński.
Według Sławomira Wagnera, osoby, które korzystają z usług ochrony osobistej, bywają rzeczywiście zagrożenone. Ale często znajdują się w takiej sytuacji na własne życzenie.
— Nie chciałbym tutaj nikogo obrazić, ale należy się zachowywać spokojnie i godnie. Trzeba się liczyć z konsekwencjami nieodpowiedzialnej demonstracji własnych zasobów finansowych. Oczywiście, nie wszyscy to robią, moim zdaniem są to zachowania typowe dla nuworyszy — kończy prezes PIGFFiTOM.
BYĆ ALBO NIE BYĆ: Każdy bodyguard powinien się ciągle szkolić. Musi to robić cały czas, żeby nie stracić wprawy. Kilka przebytych szkoleń nie wystarczy. Ciągłe doskonalenie umiejętności to jego być albo nie być — zapewnia Janusz Raczyński, szef naboru i wyszkolenia Securitas Polska, dyrektor International Bodyguard Association w Polsce. fot. Grzegorz Kawecki
RYZYKUJEMY ŻYCIEM: Najtrudniejsze w tym zawodzie jest to, że trzeba ryzykować życiem chroniąc VIP-a. Niestety nie wszyscy potrafią to zrozumieć — mówi Grzegorz Skrzecz z Asekuracji. fot. Grzegorz Kawecki