Na rynku kolekcjonerskich druków zainwestować można każdą kwotę — i w dokument z podpisem polskiego króla, i w wizytówkę Chruszczowa
Zbieranie wiekowych tomów przestało się kojarzyć z kruchymi okularnikami przerzucającymi rozpadające się kartki w zaciszu biblioteki — głównie dlatego, że inwestorzy, którzy nie mieliby na to czasu, dowiedzieli się, że stare druki to po prostu kolejne papiery wartościowe, na których udaje się czasem zarobić. W przeciwieństwie jednak do tych z rynku kapitałowego, odpowiedniki średniowieczne i takie oprawione w zdobioną złoceniami skórę rzadko kiedy mają problem z gwałtownym załamaniem kursu, szczególnie wtedy, kiedy mówi się o unikatach, na które trudno wyobrazić sobie brak popytu. Sądząc po rozmiarach katalogu domu aukcyjnego Lamus, wybierać można z tak wielu klas aktywów, że rozbieżność pomiędzy Janem Kazimierzem a radzieckim premierem to prawdopodobnie przedział, który i tak okaże się za wąski.

Rynek żubra
Obiektów, które licytowane będą 21 maja, jest ponad 800, więc — w przeciwieństwie do większości aukcji sztuki — lepiej nie nastawiać się, że kilkaset stron katalogu uda się przejrzeć w czasie lunchu, bo o tym, jaka konkretna pozycja może mieć potencjał rynkowy, można wnioskować nie tyle po zdjęciach, co po opisach fachowców. Podstawowa informacja, którą można już przyswoić w przerwie, to natomiast rozróżnienie samych starodruków od reszty — co może być przydatne, bo terminem określa się nie tylko książki, ale też mapy, grafiki i najróżniejsze dokumenty powstałe od początkuXVI do końca XVIII w. Druki zachowane z jeszcze wcześniejszych czasów to inkunabuły, a odręczne zapisy, które nazywa się zabytkami piśmiennictwa, to manuskrypty. Chociaż w katalogu łatwo znaleźć też obiekty, o które będzie można rywalizować od kilkudziesięciu złotych, jako przykład cenniejszego starodruku warto wskazać pozycję tak rozpoznawalną jak Biblia, ale w tak nietypowym wydaniu, że cena startowa wynosi 18 tys. zł. Pierwszy francuski przekład, dedykowany w dodatku Ludwikowi XIII, pochodzi z 1621 r. i ma w sobie istotny element lokalny, bo dzieło zostało wyjątkowo kunsztownie zilustrowane przez cenionego polskiego rytownika Jana Ziarnkę. Poza licznymi portretami władców, atlasami, mapami i zdjęciami Piłsudskiego krajoweakcenty pojawiają się w tym katalogu nawet tam, gdzie trudno byłoby się ich spodziewać — w wycenionym na 22 tys. zł tomie „Wojny galijskiej” Juliusza Cezara znajdują się i herby Henryka III Walezego, i wzmianki o polskich żubrach. W związku z tym, że wszystko nie zgadzałoby się raczej w czasie, trzeba dodać, że krajowa fauna opisywana jest w treści komentarza autora przekładu, a tzw. heraldyczne superekslibrisy króla wytłoczone są na okładzinach skórzanej oprawy.
Czerstwe aktywa
Dla inwestora na tym rynku „Wojna galicyjska” jest przykładem kilku czynników decydujących o cenie naraz — jest zachowana w dobrym stanie, ma podnoszącą wartość oprawę i udokumentowaną królewską proweniencję. To, czego zaczynającykolekcjoner mógłby przy tym nie wiedzieć, to że sam superekslibris jest po prostu ekslibrisem — czyli znakiem własnościowym — ale wbudowanym w wystrój oprawy. Kierowanie się samą proweniencją nie skróci jednak czasu wyboru, bo — w zależności od limitu wartości — znaleźć można papiery mające bardzo różnych właścicieli, z których cenowo wyróżniają się chociażby te od Chopina, Jana Kazimierza czy Józefa Piłsudskiego. Nuty Mozarta, z których grał polski kompozytor, będą licytowane od 15 tys. zł, podobnie jak luksusowo oprawiony tom, który czytał Marszałek, natomiast dokument z odręcznym podpisem króla ma cenę wywoławczą 12,5 tys. zł, a drukowana cyrylicą wizytówka Nikity Chruszczowa będzie dostępna od progu 100 zł.
Wątki polityczne wybiegają ponadto poza kwestie samego posiadania, bo od ideowych przekazów aż roi się w plakatach na okoliczność różnych konfliktów, w wycenionych na 12 tys. zł ilustrowanych przemówieniach prezydenta Kennedy’ego, ale również w oferowanych na aukcji przedmiotach użytkowych — takich jak wyceniona na 1,5 tys. zł osobliwa patriotyczna biżuteria w formie bransolety przypominającej kajdany, odwołująca się wyraźnie do symboli katorgi i niewoli. Dla inwestora poszukującego aktywów o trochę lżejszym wydźwięku do wyboru są na przykład jeden z pierwszych wydanych po polsku poradników zdrowego stylu życia czy tzw. godzinki, które — wbrew pozorom — miały budować nie tyle sferę duchową, co status społeczny. Przepisy pozwalające żyć w „czerstwym zdrowiu” licytowane będą od 600 zł, ale cena wywoławcza XV-wiecznego bogato ilustrowanego modlitewnika to już 65 tys. zł, bo mowa o wspomnianym inkunabule, czyli druku bardzo rzadkim. Rozważając ten egzemplarz, warto pamiętać, że w późnym średniowieczu jakość i wymyślność opracowania modlitewnika była wprost proporcjonalna do finansowej pozycji przypisywanej właścicielowi. Wizjonerem, który w pewnym sensie zerwał z takim podejściem, był znany ze światowych muzeów Albrecht Dürer, który zamiast proporcji godzinek opracował proporcje nagich modeli, które dostępne będą na warszawskiej aukcji od 36 tys. zł. W związku z tym, że malarz sprawnie zamienił nastroje memento mori północnej Europy na nastroje dolce vita — czyli renesansu z Południa — inwestować można znacznie swobodniej, bo rynek zbytu jest nie tylko polski.
Podpis: Weronika Kosmala