Trwające od ponad miesiąca załamanie notowań kryptowalut wymazało z ich łącznej wartości rynkowej blisko 500 mld USD – kwotę zbliżoną do kapitalizacji Facebooka czy należącego do Warrena Buffetta Berkshire Hathaway. Od zanotowanego w czasie sesji z 18 grudnia szczytu do wtorkowego dołka intraday kurs bitcoina spadł o 69 proc. Mimo to zdaniem Steve’a Strongina, szefa analiz ekonomicznych w Goldman Sachs, najgorsze rynek kryptowalut dopiero czeka. Jego zdaniem większość z nich nie przetrwa w obecnej formie. Losy działających w czasie bańki dotcomów spółek internetowych wskazują, że sukcesu nie gwarantuje nawet wczesne wejście na rynek. Obecne kryptowaluty zapewne zostaną zastąpione przez nieliczną grupę po części nawet nie istniejących dzisiaj konkurentów, przewiduje specjalista.
„Z racji braku wewnętrznej wartości notowania kryptowalut, które nie przetrwają, najprawdopodobniej spadną do zera” – napisał w raporcie Steve Strongin, nie wskazując jednak, w jakim horyzoncie czasowym może to nastąpić.
O tym, że mamy do czynienia z bańką, świadczy charakter wahań notowań kryptowalut, a zwłaszcza wysoka korelacja między kursami poszczególnych z nich. Na rynku, na którym kilku zwycięzców bierze całą pulę, nie jest to racjonalne, zauważa specjalista. Według niego przetrwanie kryptowalut pod znakiem zapytania stawiają długi czas zawierania transakcji, problemy z bezpieczeństwem oraz wysokie koszty utrzymania systemu, a wypuszczenie na rynek kontraktów opartych na bitcoinie niewiele zmienia. Przyznał jednak, że korzystniejszych barwach ocenia perspektywy technologii blockchain.
„Czy którekolwiek z obecnych kryptowalut mogą zostać nowym Google, czy raczej podzielą losy operatorów wyszukiwarek, które wypadły z użycia? Sam fakt istnienia bańki spekulacyjnej nie oznacza, że ceny pojedynczych ocalałych kryptowalut nie mogą wzrosnąć. Jednak większość, jeśli nie wszystkie, nigdy już nie powrócą do cen z ostatniego szczytu” – przewiduje Steve Strongin.
