Gra w charge back

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-09-05 00:00

Agenci rozliczeniowi nie chcą ponosić kosztów upadłości biur podróży. Szukają sposobów, jak nie oddawać pieniędzy za niedoszłe wakacje opłacone kartą.

Jeśli zapłaciłeś za wakacje kartą, a biuro podróży zbankrutowało, niekoniecznie dostaniesz zwrot pieniędzy w ramach tzw. charge back. Ten anglojęzyczny termin, przez lata znany tylko specjalistom, upowszechnił się podczas minionych wakacji. Charge back pozwala osobie płacącej kartą za usługę lub towar żądać od agenta rozliczeniowego zwrotu zapłaty uiszczonej kartą, jeśli usługa nie została zrealizowana, a towar niedostarczony. Martwy przepis z regulaminów Visy i Mastercarda ożył, gdy klienci zbankrutowanych biur podróży ruszyli po pieniądze.

Janusz Diemko, szef First Daty, szacuje, że poszkodowanych przez biura podróży, którzy wczasy opłacili kartą, może być kilka tysięcy. Marek Paradowski, prezes Service, przyznaje, że z wnioskami o charge back wystąpiło 320 klientów Sky Clubu i Triady.

Zapraszamy do marszałka

Teoretycznie charge back przysługuje wszystkim, ale nie każdy dostanie pieniądze na żądanie. Agenci rozliczeniowi wczytali się w regulaminy Visy i Mastercarda, skonfrontowali je z polskimi przepisami i zaczęli szukać wyjątków. Pieniądze musieliby wypłacić z własnej kieszeni. Dopiero potem mogliby dochodzić swoich roszczeń od upadłych biur podróży. Trudno się dziwić, że się do tego nie palą. Odbijają piłeczkę w kierunku urzędów marszałkowskich, które z obowiązkowych polis biur podróży wypłacają pieniądze poszkodowanym.

— Visa i Mastercard dają pierwszeństwo przepisom krajowym nad zapisami swoich regulaminów. Uważamy więc, że roszczenia poszkodowanych powinny być zaspokajane w pierwszej kolejności przez urzędy marszałkowskie — mówi przedstawiciel jednego z agentów rozliczeniowych, zastrzegając sobie anonimowość.

Problem w tym, że niedoszły wczasowicz może wyciągnąć rękę do urzędu, a jednocześnie wystąpić z wnioskiem o charge back i dwa razy zainkasować gotówkę. Nikt nie koordynuje wypłat odszkodowań z tych dwóch źródeł. Agenci chcą takiej współpracy. Na razie to, czy poszkodowany wystąpił do marszałka, starają się ustalić na podstawie numerów transakcji z biurami podróży. Jeśli tak, wówczas do czasu rozpatrzenia wniosku wstrzymują procedurę charge back. Ponadto uważają, że należy im się prawo regresu do urzędu, jeśli klient upadłego biura podróży dostał zwrot płatności w ramach charge back. Rozmawiają już o tym wstępnie z marszałkiem mazowieckim.

Pośrednicy płacą za siebie

Agenci imają się też innych sposobów oddalających czas wypłaty pieniędzy.

— Regulamin Visy mówi, że posiadacz karty może wystąpić o charge back, kiedy zawiodą próby odzyskania pieniędzy od kontrahenta — mówi anonimowo przedstawiciel jednego z agentów rozliczeniowych.

Część agentów uważa, że posiadacze kart powinni przynajmniej podjąć próbę odzyskania pieniędzy u syndyka upadłego biura. Trzeci sposób uniknięcia odpowiedzialności za zobowiązania bankrutów wiąże się z realizacją transakcji przez pośrednika. To oznacza problemy z odzyskaniem gotówki przez klientów, którzy wycieczkę wykupili nie bezpośrednio w biurze podróży lub u jego przedstawiciela, lecz w agencjach turystycznych, które działają na własny rachunek.

— My przekazaliśmy pieniądze na konto pośrednika, który odpowiada za realizację usługi. Dlatego uważamy, że w takiej sytuacji charge back nie obowiązuje — mówi nasz rozmówca.

Gra na czas

Nie wszyscy agenci podzielają te opinie. Zdaniem niektórych, zasady działania charge back są jasne i żonglowanie przepisami nie ma sensu.

— Możemy tylko opóźnić zwrot pieniędzy. Bez zmiany regulaminu Visy i Mastercarda mamy związane ręce — mówi szef jednej z firm. Organizacje kartowe nie kwapią się jednak do modyfikowania zapisów o charge back, obowiązujących na całym świecie.