Gracze na świecie są głodni dolarów

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2012-06-20 00:00

Po raz pierwszy to wcale nie amerykańska gospodarka najbardziej potrzebuje dodruku „zielonego”

Największa gospodarka świata ma szanse poradzić sobie bez dodatkowego wspomagania ze strony Fedu. Tego samego nie można powiedzieć o skarżących się na niedobór waluty inwestorach z pozostałych części globu. Jeżeli kryzys nie zelżeje, ich popyt może wciąż ciągnąć kurs dolara w górę.

Są szanse na dodruk

Inwestorzy są podzieleni co do wyników kończącego się dzisiaj posiedzenia Fedu. Jak wynika z sondażu, który Bank of America przeprowadził wśród swoich klientów, 44 proc. z nich spodziewa się, że w ciągu najbliższych czterech miesięcy dojdzie do kolejnego etapu dodruku pieniądza. To więcej niż w maju, kiedy było ich 31 proc.

— Inflacja jest poniżej celu Fed, a bezrobocie powyżej niego. To daje bankowi możliwość działania — argumentuje Ward McCarthy, ekonomista banku inwestycyjnego Jefferies & Co.

— Amerykańska gospodarka ma się całkiem dobrze. Nie spodziewamy się kolejnego programu dodruku pieniądza — oponuje Paul Robinson, szef analiz rynków walutowych w banku Barclays. Podobnego zdania jest Robert Doll, główny strateg rynków akcji towarzystwa BlackRock.

Jego zdaniem, do podjęcia nowych działań Fed skłoniłyby dopiero wyraźne spowolnienie wzrostu gospodarczego. Groziłoby ono na przykład w przypadku pogłębienia kryzysu w strefie euro. Inni specjaliści podkreślają jednak, że bank będzie chciał z wyprzedzeniem reagować na zagrożenia. Wszystko po to, aby nie dopuścić do powtórki z kryzysu finansowego.

— Naszym zdaniem decyzje o wsparciu wzrostu powinny zapaść już na najbliższym posiedzeniu. Członkowie Fedu będą chcieli wyprzedzić potencjalne pogorszenie koniunktury — ocenia Vincent Reinhart, główny ekonomista banku Morgan Stanley na USA.

Wśród możliwości, którymi dysponują władze monetarne największej gospodarki świata, jest kolejny etap skupu obligacji. Bank Barclays, który szanse na dodatkowe działania wspierające koniunkturę ocenia na 60 proc., obstawia przedłużenie prowadzonej obecnie operacji Twist. Przedłużenie programu, w ramach którego Fed skupił warte 400 mld USD obligacje długoterminowe, może być kompromisowym wyjściem. Operacja Twist budzi stosunkowo najmniejsze kontrowersje, bo ma mniejszy wpływ na rynki (skupowi obligacji długoterminowych towarzyszy wyprzedaż papierów krótkoterminowych).

Apetyt na „zielonego”

Takim rozwiązaniem nie do końca mogą być usatysfakcjonowani coraz bardziej spragnieni dolara inwestorzy zagraniczni. Popyt na oferującą bezpieczeństwo amerykańską walutę jest tym większy, im bardziej kryzys w strefie euro się pogłębia, a światową gospodarkę dotyka spowolnienie. Inwestorzy, którzy jeszcze 12 miesięcy temu przepowiadali upadek dolara, teraz skarżą się na jego niedobór. Jak szacuje bank Morgan Stanley, sięga on 2 bln USD. Od 2008 r. wzrósł on pięciokrotnie.Wszystko przez zakupy banków centralnych, które przeprosiły się z „zielonym”. Jak oblicza Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), udział amerykańskiej waluty w światowych rezerwach walutowych wzrósł na koniec ubiegłego roku do 62,1 proc. Jeszcze w połowie 2011 r. był najniższy w historii. Wynosił zaledwie 60,5 proc., a kraje posiadające największe rezerwy szukały na gwałt alternatywy dla słabego dolara.

Teraz od „zielonego” nie odstrasza ani perspektywa wpompowania w rynek kolejnych setek miliardów dolarów przez Fed (od wybuchu kryzysu bank skupił za nowo wydrukowaną gotówkę obligacje warte 2,3 bln USD), ani ogromna dziura w amerykańskim budżecie. Według MFW deficyt za oceanem sięgnie w tym roku 8,1 proc., podczas gdy w strefie euro wyniesie „zaledwie” 3,2 proc.

W ciągu ostatnich trzech miesięcy dolar umocnił się wobec koszyka głównych walut o 2,7 proc., a inwestorzy wierzą w kontynuację dobrej passy. Ankietowani przez Bank of America, zarządzający światowymi funduszami obligacji przeważają dolara najbardziej w historii, a banki Barclays i Morgan Stanley solidarnie prognozują, że kurs euro spadnie przed końcem roku do 1,19 USD.