Machines-Pióro, producent maszyn rolniczych, który zainwestuje 4,1 mln zł, dostanie ponad 400 tys. zł rządowego grantu w ramach programu wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla gospodarki. W tym roku już siedem polskich firm podpisało umowy na rządowe wsparcie. Inwestują więcej niż Machnies-Pióro - po 20-40 mln zł. Zagraniczne firmy, których jest w tym roku w programie zdecydowanie mniej, realizują jednak nawet kilkunastokrotnie większe projekty.
Od miliarda do 140 tys. zł
Program wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla gospodarki został stworzony w 2004 r. Początkowo skala projektów była gigantyczna. Przez pierwsze pięć lat w 40 programach wieloletnich rząd udzielił wsparcia firmom, które obiecały inwestycje za 8,9 mld zł (czyli ponad 220 mln zł na projekt) i stworzenie 23,6 tys. miejsc pracy. Trzeba było wtedy wydać co najmniej 40 mln zł i stworzyć 250 miejsc pracy przy inwestycji produkcyjnej w sektorach priorytetowych (1 mld zł i 500 miejsc pracy przy pozostałych), a w przypadku centrów usług było to 250 etatów. W 2021 r. w związku z pandemią program został zmieniony. Obecnie wystarczy, że mikroprzedsiębiorca wyda 0,14 mln zł w przypadku inwestycji innowacyjnej czy 3,2 mln zł w przypadku strategicznej, a duża firma na inwestycję strategiczną musi wydać co najmniej 160 mln zł i stworzyć 50 etatów.
– W związku z trwającą pandemią COVID-19 wprowadziliśmy w marcu 2021 r. zmiany polegające m.in. na obniżeniu progów dla inwestycji produkcyjnych i wdrożyliśmy niższe progi dla małych i średnich przedsiębiorstw. Dzięki temu wzrosło zainteresowanie inwestycjami, a także zwiększyła się liczba projektów w obszarze MŚP. Warto pamiętać, że przedsiębiorstwa z sektora MŚP stanowią prawie 99,8 proc. wszystkich działających w Polsce. W czerwcu znowelizowaliśmy program i daliśmy możliwość korzystania z pomocy przez MŚP na czas nieokreślony – mówi Grzegorz Piechowiak, wiceminister rozwoju i technologii odpowiedzialny za program grantów.
Niespodziewana przemiana
Część ekspertów uważa, że to nie jest dobry pomysł.
– Gdy program powstawał, miał mieć wyjątkowy charakter. Jego celem było ściąganie do polski bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Kwalifikowali się do niego także obecni już w Polsce zagraniczni inwestorzy. Polska miała dzięki niemu wygrać biznesowy konkurs piękności. Obecnie rozmywa się cały sens programu. To bardziej instrument wsparcia regionalnego. 4 mln zł to koszt założenia w Warszawie niedużego zakładu rzemieślniczego typu restauracja – mówi Sebastian Mikosz, w latach 2003-06 wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (obecnie PAIH).
– Program został stworzony dla inwestycji, które rzeźbią krajobraz polskiej gospodarki, przynosząc nowe technologie lub tworząc miejsca pracy szczególnie ważne dla jakiegoś regionu. Problemem było to, że nie uczestniczyły w nim polskie firmy, nie mogły przejść przez ucho igielne kryteriów. Obniżenie kryteriów ilościowych oceniam pozytywnie, bo teraz granty są przyznawane także na średnie inwestycje krajowych firm. Wolałbym jednak, żeby to były inwestycje strategiczne, a takie projekty kosztują jednak nie kilka, tylko kilkadziesiąt milionów złotych i zdarzają się kilka, kilkanaście razy w roku – mówi Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych w latach 2009-16), obecnie wiceprezydent Pracodawców RP, wiceprezes Zarządu Targów Warszawskich oraz wicedyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego.
Eksperci mają wątpliwości, czy rząd powinien się zajmować grantami na tak małe projekty.
– Koszt obsługi jest więcej wart niż cały grant, bo zajmują się nim urzędnicy wyższego szczebla, ta sama ekipa, która pracuje nad największymi inwestycjami mającymi trafić do Polski. Może byłoby lepiej, gdyby mechanizm wspierał większe inwestycje. Można by na przykład rozdzielić go i większe projekty obsługiwałyby tak jak teraz PAIH i MRiT, a mniejsze PARP – mówi Michał Gwizda, partner zarządzający w Crido.
Fundusze europejskie lepsze dla małych
Niewykluczone, że polskie firmy wkrótce przestaną tak mocno interesować się programem.
– Dofinansowanie nie jest bardzo atrakcyjne. Gdyby firma sięgnęła po granty europejskie, dostałaby prawie 2,4 mln zł przy projekcie wartości 4,1 mln zł, a nie 400 tys. Ta i sporo innych polskich firm złożyły jednak wnioski w 2021 r., w trakcie dwuletniej posuchy w konkursach o charakterze inwestycyjnym z funduszy europejskich, gdy zakończyły się programy z jednej perspektywy finansowej, a nie ruszyły z kolejnej. Dziś jest wiele innych możliwości, m.in. ścieżka smart czy kredyt technologiczny, więc spodziewam się, że chętnych do rządowego programu jest mniej. Program rządowy wymaga spełnienia wielu kryteriów, np. uczestnictwa w klastrze czy utrzymywania zatrudnienia, co jest kosztowne. Nie jest też bardzo atrakcyjny płynnościowo, firma dostaje dofinansowanie po poniesieniu kosztów, raz w roku. Na pewno mniej jest natomiast biurokracji przy jego rozliczaniu, a decyzje są bardziej obiektywne – mówi Michał Gwizda.
Niektórzy chwalą jednak zmiany w programie.
– Program w nowej odsłonie wydaje się prostszy i bardziej przejrzysty. Łatwiej obliczyć spodziewaną wysokość grantu. Kryteria zostały zbliżone do strefowych, co gwarantuje spójność systemu wsparcia inwestycji, które Polska chce wspierać. Ułatwienia w dostępie do programu dla małych i średnich polskich firm są racjonalne. Strefy ekonomiczne już od kilku lat dają wyraźny komunikat, że są dostępne nie tylko dla dużych zagranicznych firm. Inwestycje to ostatnio pięta achillesowa polskiej gospodarki, a są jednym z fundamentów zdrowego rozwoju gospodarczego. Warto więc wspierać także wewnętrzny apetyt na inwestycje – mówi Rafał Pulsakowski, partner w Big Tree Consulting Group.
Inwestycje istotne i istotniejsze
Rząd nadal jednak traktuje program jako narzędzie do przyciągania największych inwestycji. W czerwcu tego roku został znowelizowany pod projekt Intela, który zbuduje w Miękini pod Wrocławiem Zakład Integracji i Testowania Półprzewodników za 4,6 mld USD. Pojawił się zapis o możliwości „zwiększenia limitów wsparcia z uwagi na szczególnie istotne znaczenie inwestycji dla gospodarki polskiej”. Może to zrobić minister rozwoju i technologii, jeśli inwestycja przekracza 6 mld zł albo realizuje cele Europejskiego Zielonego Ładu, strategii cyfrowej i cyfrowej dekady, nowej strategii przemysłowej dla Europy, europejskiej strategii w zakresie danych, Next Generation EU czy sektorach o znaczeniu strategicznym dla przejścia na gospodarkę o zerowej emisji netto (projekt Intela spełnia obie przesłanki).
– To furtka do negocjacji większych kwot grantu w przypadku unikatowych inwestycji, które nie zdarzają się co roku, a o które chcemy powalczyć. Przykładowo Węgry mają dużo bardziej elastyczny system udzielania pomocy gotówkowej. W przypadku niektórych dużych inwestycji w ostatnich latach Polska i Czechy w pewnym momencie licytacji musiały mówić pas. Pieniędzy w programie nie powinno zabraknąć, bo budżet do 2030 r. urósł – mówi Rafał Pulsakowski.
Budżet Programu przed nowelizacją wynosił ponad 2,58 mld zł i został zwiększony o 900 mln zł.
– Firmy z całego świata rozważają Polskę jako kraj, w którym mogą lokować nowe inwestycje. W przyszłości spodziewamy się zawarcia kolejnych umów, wśród których będą duże projekty. Dotychczasowe wyniki programu wskazują, że duże firmy chętnie korzystają z dostępnego wsparcia. Staramy się pozyskiwać bezpośrednie inwestycje zagraniczne, które przyczyniają się do wzmocnienia konkurencyjności naszej gospodarki i rozwoju kraju, ale wspieramy także polskie firmy, dla których grant rządowy na nową inwestycję jest wymiernym instrumentem rozwojowym, pozwalającym zwiększyć zakres prowadzonej działalności – konkluduje Grzegorz Piechowiak.